Recenzja Need for Speed: Hot Pursuit - Policyjna gorączka
- SPIS TREŚCI -
Policjanci i piraci
Pierwszym elementem, jaki odróżnia Hot Pursuit od ostatniego „zwykłego” Need for Speed jest brak jakiejkolwiek fabuły, która bądźmy szczerzy, zawsze w grach tego gatunku była przysłowiowym piątym kołem u wozu. Płytka opowiastka o gliniarzu przenikającym struktury przestępczego półświatka albo ambitnego amatora, chcącego wygrać niebotyczne pieniądze na operację babci w nielegalnych zawodach, to hardcorowy banał. Podobne dyrdymały odchodzą teraz w niepamięć. Zamiast naciąganego scenariusza w Hot Pursuit zwyczajnie odkrywamy coraz lepsze auta oraz trudniejsze trasy, systematycznie podnosząc swoją reputację jako kierowca. Doświadczenie zobrazowane w postaci punktów wciąż jest kluczem do awansu, otwierającym bramy dalszej rywalizacji. Poziomów zaawansowania przygotowano w sumie dwadzieścia, zarówno po stronie piratów drogowych oraz... stróżów prawa i sprawiedliwości. Licznik nabijamy tak zwanymi punktami notowań otrzymywanymi za brawurową jazdę, wygrywanie wyścigów, powodowanie groźnych kolizji, jazdę pod prąd bądź zatrzymywanie ściganych. Przebieg kariery jest bardzo prosty, nie trzeba rozwijać żadnych zbędnych pierdół (gwiazdki prestiżu itp.), więc zwolennikom oldschool'owych Need for Speed raczej przypadnie do gustu.
Skoro gra pozwala stanąć także po przeciwnej stronie barykady, wcielić w mundurowego i łapać gagatków nieprzestrzegających kodeksu ruchu drogowego, zabawa zapowiada się soczyście, prawda? Tytułowy Hot Pursuit to bezdyskusyjnie wisienka na torcie produkcji Criterion Studios, najbardziej ekscytujący tryb rywalizacji oraz esencja duchowego następcy Need for Speed III. Jak wygląda życie przeciętnego zbiega chyba wiadomo, niemniej rola funkcjonariusza SCPD, to inna para kaloszy. Wcześniej praca w skórze policjanta była ograniczona do minimum, ale teraz stanowi pełnoprawną i niesłychanie istotną część kampanii z takimi samymi zasadami, jakie dotyczą uciekinierów. Generalnie, policyjna robota jest lustrzanym odbiciem zwiewania przed patrolującymi drogi smerfami, tylko pokazana z nieco odmiennej perspektywy. Gonimy przestępców, taranujemy ich samochody oraz udzielamy wsparcia kolegom - słowem bronimy przepisów, jakie zwykle notorycznie łamiemy. Analogicznie, zdobywamy nowe wypasione radiowozy i odblokowujemy zadania. Zamiast jednego otrzymujemy więc dwa odrębne, choć naturalnie uzupełniające wątki, co było strzałem w dziesiątkę. Szkoda, że pozostałe konkurencje niczym specjalnym nie zaskakują. Oprócz próby czasowej, standardowej rywalizacji z kilkoma przeciwnikami tudzież walki jeden na jednego, praktycznie nic ciekawego nie znajdziemy. Oszczędzono nam również konkurencji polegających na driftowaniu czy precyzyjnej zmianie biegów.
Wróćmy jeszcze na chwilę do zabawy w policjantów i złodziei, bowiem filozofia zmagań nie ogranicza się wyłącznie do konieczności przekroczenia linii mety. Przedstawiciele władz są bardzo oszczędni w słowach, ale z nadzwyczajną ochotą przechodzą do czynów. Początkowe przepychanki i próby zepchnięcia na pobocze, które mogą zakończyć się zatrzymaniem bądź eliminacją uczestników imprezy, szybko ustępują miejsca bardziej wyszukanym metodom anihilacji. Szlaki komunikacyjne przeobrażone zostały w małe pola bitwy, gdyż obydwie przeciwstawne frakcje dysponują szerokim asortymentem przydatnych gadżetów. Uciekający otrzymali do dyspozycji kilka niespodzianek: kolczatka błyskawicznie unieruchomi pojazd siedzący nam na ogonie, impuls IEM zneutralizuje wskazany cel, zagłuszacz pozwoli uniknąć wspomnianego wcześniej porażenia, zaś funkcja turbo chyba nie wymaga dodatkowych objaśnień. Z kolei kochani stróże prawa mogą wezwać wsparcie śmigłowca lub zorganizować blokadę, co potrafi wybitnie skomplikować nawet najprostszy wyścig. Oczywiście, żeby zdobyć złoty medal poświadczający sukces, trzeba w jednym kawałku minąć szachownicę. I tutaj bywa już różnie wszak kraksy, kolizje, dachowania albo dzwony wynikające z użytkowania dopalaczy, przytrafiają się nader często i pojazdy ulegają zniszczeniu. Mimo wszystko, Hot Pursuit absolutnie nie przypomina Blur (LINK do recenzji) czy Full Auto, pozostając zdecydowanie bardziej przyziemną samochodówką. Grunt, że pomysł został dobrze wykorzystany, natomiast sama rywalizacja jest satysfakcjonująca i wciąga niemiłosiernie. Przyznam nieśmiało, że siłą bywałem odciągany od komputera w środku nocy...
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150