Recenzja gry Mortal Kombat 1 PC. Liu Kang wprowadza swoje porządki. Czy kultowa bijatyka utrzymała poziom w nowej erze?
- SPIS TREŚCI -
Recenzja Mortal Kombat 1 - Fabuła
Mortal Kombat 11 zamknął pewien ważny rozdział w dziejach naszych bohaterów, zapoczątkowany ponad dekadę temu. Po wielu zwrotach akcji, zmianach układu sił, zgonach ważnych postaci i powrotach do życia wszystkie strony konfliktu dotarły do ściany. Ostatecznie multiwersum zostało ocalone przez Liu Kanga. Świeżo upieczony bóg i zarazem nowy strażnik czasu dokonał swoistego masowego resetu, osobiście kreując rzeczywistość tak, aby docelowo uniknąć dotychczasowych komplikacji. Pytanie zatem brzmi: czy ekipa z NetherRealm utrzyma poziom opowiadania historii, do jakiego nas przyzwyczaiła?
Od wspominanego we wstępie Mortal Kombat z roku 2011 deweloperzy z Chicago bawią się kanonem w najlepsze. Herosi i złoczyńcy wszystkich wymiarów zdążyli już podróżować w czasie, spotykać swoje alternatywne wersje, a nawet zupełnie zmieniać własne przeznaczenie. Z tego też względu pierwotnie podchodziłem nieufnie do tego, co zaoferuje najnowsza część. Mamy bowiem do czynienia tak z restartem, jak i kontynuacją sagi. Dzięki temu twórcy zyskali niemal nieograniczoną swobodę w budowaniu od nowa bohaterów (a przynajmniej większości z nich), pracy nad ich charakterem i rolą w nowym porządku, co można koncertowo wykorzystać bądź też kompletnie schrzanić. I musze przyznać, że wybrnięto z tego ryzykownego manewru w bardzo efektownym stylu - a na pewno warto było na to czekać.
Ale cóż tutaj się dzieje? Tytułowy turniej pomiędzy ziemskimi śmiałkami a wojownikami z Pozaświata rozgrywany pokojowo niczym olimpijskie igrzyska? Sprawiedliwie panująca cesarzowa Sindel oraz Mileena wyznaczona na następczynię tronu? Scorpion i Sub-Zero ramię w ramię reprezentujący klan Lin Kuei? Reptile posiadający złożony charakter i własną, tragiczną historię? Oto efekty nowego ładu zaprowadzonego przez Liu Kanga, pragnącego zbalansowanego rozwoju zamiast nieustannego przelewu krwi. Co jasne, względny spokój nie potrwa długo, bo natury pewnych jednostek nie da się do końca zmienić, ponadto za kulisami solidnie mąci pewna postać... i w sumie na tym zakończę, po kolejne zwroty akcji warto poznawać samemu. A zwłaszcza jeden z nich, wspaniale wykorzystujący oba zakończenia MK11.
Ale kampania fabularna jest na tyle porządnie wykonana, że nie powinna zanudzić graczy słabiej znających lore Mortal Kombat. Wszystkie najważniejsze wątki zostały wprowadzone w sposób zrozumiały dla każdego przy rozlicznych, nienachalnych odniesieniach do wcześniejszych wydarzeń w dziejach serii. Nieoczywiste rozwiązania fabularne wprowadzają pewien powiew świeżości, a ulubieńcy publiczności tacy jak Johnny Cage, Kung Lao czy odmłodzony Raiden świetnie współgrają chociażby z efektownymi powrotami (np. Reiko, Li Mei czy Havik). Można by niby jeszcze popsioczyć, że NetherRealm nie skorzystało z okazji, nie dodając kilku ulubieńców franczyzy, ale i tak wyszło naprawdę dobrze. Story Mode świetnie przy tym oswaja nas z głośną mechaniką Kameo (o której powiemy niejedno), w miarę naturalnie doprowadzając do konfrontacji angażujących dwójkowe starcia wojowników. Ale niestety nieco dalej poziom historii trochę spada. Scenarzyści uciekają się do typowych ostatnio motywów, a zakończenie pozostawiło mnie z uczuciem lekkiego niedosytu. Może jakieś dodatki poprawią ten efekt?
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150