Recenzja Gears of War - Grubasy Bez Klasy
Demony wojny według (L)Epic
Jazda, jazda, jazda, jazda! Gears of War to czystej krwi bezpretensjonalna strzelanina w której obowiązuje zasada: „bierz giwerę i strzelaj do tych brzydszych”. Głównym zadaniem jest parcie do przodu, zostawianie za sobą coraz to większych stosów trupów, przy okazji wykonując zlecone misje. Choć czynność to prosta, bywa zarazem satysfakcjonująca - stara i sprawdzona reguła na dobrą grę akcji cały czas działa. Autorzy zaserwowali nam jednak nieco inne podejście do problemu samej walki. W odróżnieniu od większości shooterów, w produkcji Epic podstawą „być albo nie być” jest umiejętne dobieranie pozycji do prowadzenia ognia za wszelkiej maści przeszkodami terenowymi. Wbrew pozorom, nie ma to nic wspólnego z prawdziwą taktyką, lecz w sposób bardzo wyraźny nadaje charakter rozgrywce. Ukrywanie się za wrakami samochodów, betonowymi filarami czy starymi lodówkami to podstawa - zapewnią nam ochronę przed nieprzyjacielskimi kulami, pozwolą bezpiecznie przeładować magazynek czy też zregenerować siły witalne.
Co istotne, w GoW nie uświadczymy klasycznego paska zdrowia, jego rolę przejął czerwony znak pojawiający się na środku ekranu (Omen Śmierci). Gdy obrywamy zbyt mocno, natężenie koloru zwiększa się zwiastując niechybny kres żywota. Szukasz apteczki? Szkoda czasu, bo ich zwyczajnie nie ma. Regeneracja odbywa się automatycznie, jeżeli tylko znajdziemy bezpieczne miejsce do chwilowego odpoczynku (tudzież relaksu za przeszkodą). Podczas ostrej wymiany ognia lepiej się zbytnio nie wychylać, być zachowawczym i ostrożnym, bowiem GoW nie należy do przesadnie łatwych gier, nawet na najniższym poziomie trudności.
Przeciwnicy podobnie jak my, obficie korzystają z wszelkich zasłon, więc niejednokrotnie doświadczymy typowej walki pozycyjnej. Naturalnie można, a nawet trzeba próbować obejść przeciwnika, jednak rajdy z okrzykiem „hurrrrra” na ustach skończą się raczej tragicznie. Nasza efektywność zależy nie tylko od samej celności, ale także od kilku na pozór drobnych niuansów. Między innymi można skrócić czas zmiany magazynka jeżeli w odpowiednim momencie wciśniemy ponownie przycisk odpowiedzialny za przeładowanie. Jeżeli trafimy idealnie, zadawane przez nas obrażenia dodatkowo wzrosną. Sprawa na pozór błaha, ale w sytuacji krytycznej dodatkowe jedna czy dwie sekundy, w połączeniu ze wzmocnieniem siły ognia mogą uratować nam życie. Niby nic, a znaczy wiele, szczególnie gdy przed oczami zamigocze nam perspektywa powtarzania levelu od ostatniego checkpointa, ponieważ nie ma możliwości dowolnego zapisu stanu gry.
Kampania dla jednego gracza składa się z pięciu rozdziałów, podzielonych na kilka/kilkanaście podrozdziałów, w tym pięć zupełnie nowych, przygotowanych specjalnie z myślą o graczach pecetowych. Zasadniczo, poza zmianami w scenerii, która powiedzmy sobie szczerze jest estetyczna lecz monotonna, niewiele nas może zaskoczyć. Czasami, przy rozwidleniu dróg możemy wybrać kierunek naszej wycieczki, nie ma to jednak większego wpływu na dalszą rozgrywkę. Gears of War jest stosunkowo krótką grą, więc większość z was nawet nie zdąży zauważyć przytoczonych zarzutów, porwana przez falę mordu i destrukcji. Déjà vu pojawić się może dopiero przy kolejnym podejściu.
Wrócę jeszcze na moment do powszechnej opinii, że GoW zawiera elementy taktyki, wymaga planowania i koordynacji drużyny. Nie twierdzę że w ogóle takie opcje nie występują, aczkolwiek po skończonej rozgrywce uważam że to spora przesada, a wręcz nadużycie. Jak zwykłą zabawę w chowanego i obrzucanie się ołowiem można interpretować jako pierwiastek taktyki? Co prawda istnieje opcja wydawania poleceń naszym współtowarzyszom, jednak zbytnia ufność w ich samowystarczalność może nas zgubić. Pewnego razu podczas gry postanowiłem posilić się niezwłocznie (pyszna sałatka), ukryłem więc swoją postać za najgrubszym filarem licząc, że kiedy powrócę pozostali członkowie ekipy już się z obcymi uporają i będę mógł ruszyć dalej. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilkunastu minutach wróciłem z gastronomicznego exodusu, a mój oddział cały czas prowadził zażartą wymianę ognia ... z dwoma oponentami. Wniosek? Jeżeli chcesz żeby coś było zrobione jak należy, zrób to sam! Pomimo posiadania czasami i czteroosobowej drużyny, uczucie ciężaru który spoczywa na nas jako głównym karabinierze wcale nie maleje. Chłopaki w swoich działaniach bywają nieporadni i zawodni, ale przynajmniej jest wesoło. Autorzy próbowali nawet nadać im charakteru, na tyle, ile możliwe jest stworzenie postaci z duszą w tego rodzaju grze. W moim mniemaniu ten zabieg się nie udał. Bohaterowie Gears of War to płaskie i banalne postacie, do których ciężko czuć sympatię czy awersję - są nijakie.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150