Recenzja Darksiders: Wrath of War - Apokalipsa na pececie
- SPIS TREŚCI -
Rzeź & Rzeź
Skoro Wojna wkroczył na wojenną ścieżkę, to spodziewać należy się jednego - rzezi. I słusznie, jako że barczysty heros nie przebiera w środkach, młócąc potwory nacierające zwykle hurtowo z gracją baleriny Teatru Bolszoj. Podstawowych ataków mamy do dyspozycji kilkanaście poczynając od sieknięcia, zamachu przez kontratak, ślizg, młyniec na specjalnych zdolnościach i finiszerach kończąc. Konstruowanie widowiskowych kombosów nie jest skomplikowane - wystarczy nieprzerwanie naparzać delikwentów więc dwudziesto-ciosowe kombinacje wcale nie są rzadkością. Naprawdę, tempo walki oraz jej intensywność potrafi wyzwolić instynkt wojownika chyba u każdego, nawet jeżeli nie przepada za „slaszerami”. Regularne bombardowanie adwersarzy potężnymi uderzeniami pozwala ostatecznie zakończyć ich marny żywot brutalnym „fatalitem”, które stanowią jeden z licznych smaczków Darksiders: Wrath of War. Słabszych przeciwników nasz protegowany może chwycić metalową rękawicą i potraktować jak szmacianą lalkę, rozbijając czaszkę milusińskiego o ziemię. Roślejszych gagatków rozprujemy już w bardziej wyrafinowany sposób, używając do tego podręcznego oręża - dekapitacje, odcinanie kończyn i rozrywanie podbrzuszy otwiera długą listę makabrycznych usług. Cały proces nie trwa zresztą dłużej niż pięć sekund, dzięki czemu marginalnie wpływa na płynność rozgrywki i naturalnie wkomponowuje w jej przebieg. Zobrazowanie brutalnych egzekucji było strzałem w dziesiątkę i generalnie czuć, że nie kierujemy leszczem.
Jak rzecze stare i wielokrotnie sprawdzone ludowe przysłowie - im dalej w las, tym więcej drzew - dotyczy to również Darksiders: Wrath of War. Jeżeli kombosy oraz finiszery uznać za zbyt finezyjne, wymagające niewspółmiernych nakładów sił w stosunku do osiąganych efektów, to absolutnym przeciwieństwem powyższego będzie zmiana w demona Chaosu. O co chodzi? W pewnym momencie przygody obok paska zdrowia pojawi się znaczek symbolizujący, nazwijmy to umownie, poziom agresji - gdy wypełni się całkowicie, Wojna może przybrać postać sługi Otchłani. Nasze alter ego przypomina wtedy brata bliźniaka Diablo, które jednym pacnięciem przerabia przeciwników na mielonkę i przecier pomidorowy. Taki stan utrzymuje się raptem przez kilka sekund, ale to wystarczająco długo, aby zmasakrować tuzin łapserdaków i przechylić szalę zwycięstwa na właściwą stronę. Pokonani oponenci wyrzucają z siebie, wyłączając wnętrzności, również dusze w trzech kolorach: zielonym, żółtym oraz niebieskim. Pierwsze regenerują żywotność, drugie wskaźnik energii zdolności bojowych, natomiast trzeci typ pełni rolę lokalnej waluty zasilającej konto herosa, którym kierujemy. W Darksiders: Wrath of War klasyczne „levelovanie” znane z cRPG nie występuje, dlatego większość ulepszeń bądź nowych ciosów zwyczajnie kupujemy u zaprzyjaźnionego nieumarlaka. Jeśli ktoś obcował z Devil May Cry IV, powinien poczuć się jak w domu.
Umiejętności oraz gadżety jakimi wspomaga się Wojna, to zestaw bardzo bogaty i wszechstronny, stąd pozwolę sobie wymienić tylko kilka przykładów, aby kompletnie nie zepsuć niespodzianek jakie przygotowali twórcy. Ekwipunek postaci podzielono na cztery zasadnicze kategorie z czego pierwsza zawiera ogóle informacje, zaś druga całą gamę zdolności oraz najpotrzebniejsze wyposażenie w tym coś na wzór ogromnego shurikena. Owe cudo nie tylko doskonale sprawdza się podczas konfrontacji, działając jak piła tarczowa bądź dysk Predatora (sic!) lecz bywa wręcz niezbędne przy wielu czynnościach i zagadkach. Podobnie sprawa wygląda z pozostałym osprzętem, często pełniącym więcej niż jedną funkcję. Jednak używanie potężnych biegłości takich jak gejzer ostrzy, kamienna skóra czy podpalenie wymaga do aktywacji energii, co jest bardziej koniecznością niż przywilejem w późniejszej fazie rozgrywki. Dalej mamy charakterystykę posiadanej broni wraz ze zdobytym modyfikatorami, zwiększającymi potencjał taszczonych zabawek. Co ciekawe, chociaż główny bohater nie gromadzi doświadczenia, to rynsztunek powoli acz sukcesywnie ewoluuje. Ostatnimi znajdkami wartymi uwagi są artefakty, których do odszukania przygotowano po prostu multum. Wielbiciele kolekcjonowania i myszkowania po kątach na brak zajęć nie będą mogli narzekać. Oczywiście, najróżniejszych „ficzersów” jest z dziesięć razy tyle (m.in.: spowolnienie czasu, kozacki rewolwer), ale niechaj na razie pozostaną owiane mgłą tajemnicy.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150