Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国
 

Recenzja Darksiders: Wrath of War - Apokalipsa na pececie

Sebastian Oktaba | 09-10-2010 13:00 |

Wedle Księgi Objawienia Nowego Testamentu autorstwa św. Jana, Czterej Jeźdźcy Apokalipsy zjawią się przed Sądem Ostatecznym, zwiastując rychły koniec doczesnego świata. Przełamanie przez Baranka siedmiu pieczęci w konsekwencji uwolni Wojnę, Zarazę, Głód i Śmierć, którzy dopełnią okrutnego proroctwa. Później zapanuje nowy porządek, ale zanim to nastąpi, ludzie poznają smak cierpienia jakiego nigdy wcześniej jeszcze nie doświadczyli. Pierwszy z tego zabójczego kwartetu podróżujący na koniu barwy ognia, rozpoznany zostanie po dzierżonym w prawicy orężu - wielkim mieczu. Powstanie wtedy naród przeciw narodowi, królestwo przeciw królestwu i rzeki spłyną krwią niewinnych lecz to wszystko będzie dopiero początkiem boleści. Jednak tylko Bóg raczy wiedzieć co mogłoby się stać, jeśli Wojna zostałby niecnie wykorzystany oraz wrobiony w wywołanie apokalipsy i jakie następstwa pociągnęłaby jego przedwczesna wizytacja. Taki ponury scenariusz przedstawia Darksiders: Wrath of War, doskonały „slaszer” z ambicjami inspirowany Apokalipsą św. Jana, przedstawiający konflikt pomiędzy niebem, piekłem i dużym wkurzonym gościem. Dzień Sądu Ostatecznego nastąpił wcześniej, choć w tym przypadku jest się z czego cieszyć... Dlaczego? Darksiders zwyczajnie kopie cztery litery!

Autor: Caleb - Sebastian Oktaba

Bohaterem produkcji został nikt inny, jak właśnie Wojna - zakapturzony chojrak o monstrualnej posturze, zamknięty w potężnej zbroi bogato zdobionej gustownymi dodatkami: czaszkami i kolcami. W prawej łapie ściska gigantyczny miecz zdolny błyskawicznie przepołowić anielskiego posłańca czy demoniczną kreaturę, zanim którekolwiek zdąży mrugnąć powieką. Okazję do wykorzystania szpanerskiego „tasaka” zyskujemy zresztą już w pierwszej chwili, bowiem miasto (imitujące Nowy Jork) w jakim się pojawiamy tętni nie ruchem ulicznym, ale walką pomiędzy reprezentantami niebios i otchłani. Momencik! Ktoś musiał chyba pomylić terminy w kalendarzu - Armageddon był wszak zapowiedziany na zupełnie inny rok! Równowaga między siłami dobra i zła została zachwiana, zaś winnym całego bałaganu oskarżono Wojnę - problem w tym, że nikt z obozu „niebieskich” lub „czerwonych” nie spytał o zdanie głównego zainteresowanego. Facet postanowił zatem spuścić solidny łomot każdemu gagatkowi uczestniczącemu w starciach, naprawić szkody i wypchnąć wojska obydwu frakcji na wcześniejsze pozycje. Pozornie łatwizna, niestety starania dzielnego farysa spełzają na niczym... Wojna zostaje zdegradowany, obdarty z godności oraz pozbawiony wcześniejszych mocy, niemniej zawiera porozumienie dzięki czemu wraca żeby wyrównać rachunki ze zdrajcą. W tym czasie ludzie zostali przekształceni w zombie, ich cywilizacja upadła z hukiem, a demony opanowały ziemię... Pięknie...

Znakomitą większość gier typu beat 'em up można scharakteryzować w jednym zdaniu: minimum fabuły, maksimum akcji. Pamiętacie czemu przedzieraliście się przez zastępy wynaturzonego ścierwa w Devil May Cry IV? Jakie motywy kierowały zmutowanym bohaterem Prototype? Niech zgadnę, pustka w głowie? Założę się o kilka niekoniecznie bezalkoholowych piw, że mało kto przywiązywał uwagę do scenariuszy powyższych tytułów. Owszem, chodzone nawalanki nigdy nie aspirowały do miana głębokich produkcji z przesłaniem, aczkolwiek dobrze umotywowana sieczka jest znacznie ciekawsza niż naciągana rąbanka. Darksiders: Wrath of War zalicza się raczej do tej pierwszej kategorii, dlatego przedstawiona historia nie stanowi wyłącznie tła lecz motor napędzający kolejne wydarzenia. Podłoże fabularne rzeczywiście dobrano pierwszorzędnie, chociaż nie wykorzystano pełni potencjału jaki drzemie w opowieściach bazujących na motywach apokaliptycznych. Trzeba także jasno podkreślić, że doszukiwania się analogii do Księgi Objawienia w Darksiders będzie totalnie bezcelowe, ponieważ grę z proroctwem (poza głównym junakiem) praktycznie nic nie łączy. Mamy zatem chwytliwy pomysł, miszmasz kilku gatunków, nietuzinkowego protegowanego oraz mnóstwo sposobów na uśmiercanie nawijających się pod klingę poczwar. Efekt? Takie zestawienie w zupełności wystarcza, abyśmy otrzymali najlepsze beat 'em up jakie widziały pecety od Wielkiego Potopu.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 2

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.