Recenzja Borderlands 2 - Miodne połączenie Diablo i Quake
- SPIS TREŚCI -
Diablo i Call of Duty
Podobnie jak poprzednia odsłona cyklu, sequel Borderlands to gratka dla wielbicieli połączenia strzelanin, hack'n'slash czy prostych cRPG, gdzie liczy się głównie siła przebicia oraz hartowanie postaci. Skutkiem tego oprócz satysfakcji z odstrzeliwania agresywnej fauny zdobywamy także punkty doświadczenia, awansując na coraz wyższe poziomy. Bezcenny „exp” wpada oczywiście nie tylko z tytułu uśmiercania przeciwników, ale również za eksplorację oraz wykonywanie misji. Punkty umiejętności możemy rozdysponowywać pomiędzy trzema drzewkami, które na wszelkie sposoby wzmacniają bohatera i jego zdolność specjalną zależną od profesji. Każda ścieżka rozwoju kładzie nacisk na inną grupę biegłości, więc stosunkowo łatwo jest wybrać właściwy kierunek rozwoju tudzież go wypośrodkować. Unikalnych umiejętności pobocznych przygotowano kilkadziesiąt, a niektóre przynoszą naprawdę zaskakujące efekty w nietypowych sytuacjach. Wkurza tylko konieczność zainwestowania pięciu punktów w jeden ze skilli na danym poziomie, żeby uzyskać dostęp do kolejnych w drzewku - to czyste marnotrawstwo. W razie pomyłki możemy natomiast za drobną opłatą zresetować build i ponownie wybrać biegłości.
W odróżnieniu od większości pierwszoosobowych shooterów, gdzie nieustannie gnamy do przodu goniąc niewidzialnego króliczka, Borderlands 2 serwuje zupełnie inny pomysł na kampanię. Zamiast po sznureczku zmierzać do jedynego słusznego celu, możemy decydować o kolejności wykonywania zadań i przebierać w kontraktach pobocznych. Zlecenia to zestaw dziwnych, szalonych, często dość złożonych oraz wcale niełatwych wyzwań, które finezją przewyższają nawet Gothic'ki oraz The Elder Scrolls (!). Jak na standardy panujące w FPS swoboda jest ogromna, aczkolwiek bywalcy pierwszego Borderlands zapewne doskonale znają to uczucie. Oczywiście, żeby pchnąć rozgrywkę na nowe wody trzeba od czasu do czasu zaliczyć zadanie główne. Jednak wzorem MMO, chociażby niedawno opisywanego Guild Wars 2, takie questy często wymagają wyższego poziomu postaci od aktualnie posiadanego. Dlatego zanim rzucimy się z motyką na słońce, najlepiej nieco utuczyć postać zamiast kląć w wniebogłosy i notorycznie ginąc z powodu swojej ułomności.
Roboty do wzięcia jest mnóstwo, niejednokrotnie trzeba będzie wykazać się celnością i ruszyć mózgownicą, a program wciąż stawia przed nami coraz bardziej wydumane wymagania. Czasami musimy ukatrupić oponentów określonym rodzajem broni, innym razem załatwić zmobilizowanych bandytów oraz zebrać części z wraku, wykoleić pociąg tudzież dostarczyć paczki do adresatów. Z cyklu naprawdę zakręconych zadań jedno szczególnie utyka w pamięci. Zwabiamy dzikusa do jaskini, razimy prądem i unieruchamiamy, sadzając przy stole obok kukiełek wykonanych ze śmieci. Następnie skrępowanego gostka cucimy ciosem w pysk, podłączamy pod transformator i patrzymy jak cierpi, odpierając w międzyczasie kolejne fale przybywających na ratunek łapserdaków. Pozostaje pytanie co chłopaki z Gearbox Software zażywali w trakcie wymyślania takich porypanych zleceń?
Wyobraźnia twórców wzbiła się również na wyżyny w kwestii NPC, którzy stanowią zbieraninę największych oryginałów jakich ostatnio miałem okazję poznać. Pomimo iż kwestie dialogowe zeszły na dalszy plan, bohaterowie niezależni mogą pochwalić się wyjątkowo ciekawymi osobowościami. Dr Zed i Mad Moxxi to znani już psychopaci, aczkolwiek nie brakuje w Borderlands 2 także świeżej krwi. Z pewnością trudno przegapić Ellie - słusznych rozmiarów niewiastę o niezaprzeczalnie ogromnym biuście, która wbrew pozorom nie gotuje obiadków dla partyzantów, tylko okazuje się zręcznym mechanikiem. Kompletnym świrem jest Tiny Tina, niby niegroźna trzynastolatka mieszkająca na odludziu, ale drugie oblicze tej dziewczynki może jawnie przerażać. Mało kto z równym upodobaniem potrafi mordować dzikusów na wymyślne sposoby... Rozbawiła mnie także pewna scenka, gdy wystraszony klient reklamuje pistolet u sprzedawcy broni, jakoby sprzęt był niesprawny... Marcus chwilę ogląda giwerę, mierzy w kolano gościa i naciska spust robiąc w jego nodze dziurę, co kwituje słowami „Wygląda, że jednak działa.”
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150