Recenzja Battlefield 1 PC - Na zachodzie sporo dobrych zmian
- SPIS TREŚCI -
Co tam w multiplayerze się wyprawia?
Niewielu kupi Battlefield 1 wyłącznie dla przejścia kampanii, bowiem motorem serii zawsze pozostawał tryb multiplayer, którego jakość przesądzi o długoterminowym sukcesie produkcji. DICE wielkich rewolucji nie dokonało, ponownie stawiając na sprawdzone mechanizmy, ubierając tylko rozgrywkę w oryginalne fatałaszki. Jeśli graliście w poprzednie Battlefieldy szybko przypomnicie sobie zasady. Zachowano oczywiście podział na profesje (szturmowiec, wsparcie, medyk, zwiadowca) określających jakie wyposażenie otrzymamy na początku zmagań, dodając zarazem kilka zmiennych w postaciach klas elitarnych (pilot, czołgista). Niemniej jeśli chcemy szybko awansować i odkrywać nowe uzbrojenie, bezmyślnego skakania tymi dwoma kategoriami nie polecam. Wyboru najlepiej dokonywać na podstawie planszy, determinującej strategię większości grających, toteż nie powinna nikogo dziwić plaga snajperów na otwartych przestrzeniach oraz chaotyczne naparzanie szturmowców w terenach zabudowanych. Spore zamieszanie wywołują też pancerniaki, skutecznie siejące spustoszenie w szeregach wrogiej drużyny, których nagromadzenie chwilami potrafi zniechęcić człowieka do biegania.
Standardowych trybów rozgrywki przewidziano pięć - dominację, podbój, szturm, deathmatch drużynowy i gołębie pocztowe, więc niczego szczególnie odkrywczego nie wprowadzono. Pierwszych czterech w zasadzie nie trzeba nikomu specjalnie objaśniać, skoro w różnych formach występują od niepamiętnych czasów, natomiast ostatni z wymienionych to historyczna wariacja dotycząca capture the flag. W ramach rozgrywki szukamy losowo porozstawianych klatek z ptaszyskami, aby napisać zaszyfrowaną wiadomość do naszego dowództwa, gdzie znajduje się centrum logistyczne konkurencji. Jeśli wytrwamy odpowiednio długo (najlepiej w bezruchu) wypuszczając gołębia z informacją, przeciwników czeka zabójczy ostrzał artylerii. Trybowi wielkiej popularności raczej nie wróżę, aczkolwiek może przyciągnąć dobrze zgrane zespoły lubiące kilkuminutowe potyczki. Nadal ogromną popularnością cieszyć się jednak będzie podbój, czyli klasyczna wojna totalna w wykonaniu Battlefield, gdzie musimy przejmować wyznaczone strefy. Konfrontacja piechoty, oddziałów pancernych i lotnictwa wygląda jak zwykle imponująco, zwłaszcza gdy zawzięcie rywalizują dwie 32-osobowe drużyny.
Największą innowacją multiplayera Battlefield 1 jest świetnie zaaranżowany tryb operacji, będący ciągiem powiązanych zadań przypominających mini-kampanię, noszących znamiona podboju i szturmu, których inspiracjami zostały prawdziwe wydarzenia. Istotą zmagań jest przejmowanie sektorów oraz utrzymanie kluczowych pozycji, które trzeba zdobywać w określonej kolejności, aby odblokować kolejny obszar przybliżający grających do wielkiego finału. Role zespołów zostały ściśle określone - jedni nieustannie atakują, drudzy natomiast zaciekle bronią, dzięki czemu ukończenie dwuetapowej operacji zajmuje statystycznie około godziny (!). Obecnie dostępne są cztery scenariusze dla 40 lub 64 graczy, jednak zdecydowanie polecam wariant skromniejszy, ponieważ rozgrywka przy nadmiernej ilości zawodników zatraca taktyczny wydźwięk. Klimat frontowej zadymy uchwycono kapitalnie, walka okazuje się emocjonująca bardziej niż dotychczas niedościgniony podbój, więc pomysł mający korzenie w Battlefront naprawdę dobrze rozwinięto i prawdopodobnie wjedzie przebojem do kanonu.
Jeszcze jedną interesującą nowością wprowadzoną do multiplayera są behemoty, czyli potężne maszyny wojenne pełniące funkcję wsparcia ogniowego, mogące przesądzić o losach bitwy jeżeli zostaną odpowiednio wykorzystane. Najbardziej rozpoznawalnym jest sterowiec L30, niemniej okręt liniowy czy pociąg pancerny także potrafią narobić zamieszania, a przynajmniej wyglądają imponująco dodając trochę smaczków rywalizacji. Projektanci map również stanęli na wysokości zadania, przygotowując pakiet różnorodnych oraz porządnie zaprojektowanych lokacji. Mnie osobiście najbardziej spodobały się zgliszcza Amiens, miasta pozwalającego wykazać się wszystkim profesjom, a także urzekający bogatą roślinnością Las Argoński czy górzysty krajobraz Monte Grappa. W zasadzie każda plansza trzyma niezły poziom, wyłączając otwarte pustynne przestrzenie, jakich zwolennikiem w Battlefield nigdy nie byłem. Swoje dokładają jeszcze zmienne warunki atmosferyczne, dość istotnie wpływające na atmosferę lokacji (deszcz, burza piaskowa), chociaż sama rozgrywka żadnych metamorfoz nie przechodzi za sprawą zabiegów stylistycznych. Wkurza tylko konieczność grania na automatycznie przydzielanych mapkach, bez możliwości wyboru ulubionego miejsca.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150