Recenzja Assassin’s Creed - Parkour w XII wieku
Na ulicach „Cichosza” ...
Zatem, czym tak naprawdę miał być Assassin’s Creed według jego twórców? Podobno mieszaniną gatunków, ukierunkowaną na skradankę z widokiem trzeciej osoby, przypominającą koncepcyjnie serię Tenchu, czy Metal Gear Solid, zaś swobodą przemieszczania bliską GTA. Jednak w odróżnieniu od wymienionych pozycji, w AC naszym sprzymierzeńcem nie miał być mrok ani cień, lecz tłum, w którym błyskawicznie znikamy, a w razie zdemaskowania rzucamy do szaleńczej ucieczki. Założenia bardzo ciekawe, niestety tak to już z założeniami bywa, że trudno je zrealizować, chociaż Ubisoft przynajmniej częściowo dotrzymało słowa. Oglądam wnikliwie pudełko i widzę wyeksponowane hasło: zaplanuj atak, przygotuj drogę ucieczki i wykonaj zleconą misję. Ambitnie. Szkoda, że biorąc pod uwagę całokształt, AC bardziej przypomina grę zręcznościową typu Prince of Per[wer]sia z elementami szpiegowania, niż skradankę z prawdziwego zdarzenia. Podobieństwa są namacalne tym bardziej, że część ekipy programistów pracowała wcześniej przy Prince of Persia: The Sands of Time.
Osobiście taka postać rzeczy mi nie przeszkadza, tylko ci, którzy oczekują od gry możliwości zdrowego kombinowania będą srodze zawiedzeni. Co prawda, kluczem do skuteczności jest rozeznanie i zebranie jak największej ilości informacji o przyszłej ofierze, niemniej nie tak sobie wyobrażałem ich pozyskiwanie. Schemat jest dosyć prosty: zaczynamy w lokalnym biurze, do którego wracamy ze zdobytymi „nowinami”, aby otrzymać zielone światło do dalszych posunięć. Symboliczne ptasie pióro, które nasączmy krwią denata po skończonej robocie, posłuży jako dowód naszego tryumfu.
Żeby przyśpieszyć cały proces orientacji w terenie, wdrapujemy się na punkty widokowe, skąd jak na dłoni widać, gdzie należy skierować kroki, żeby pchnąć sprawy do przodu. Tu i ówdzie otrzymamy wskazówki, które zazwyczaj są dosyć lakoniczne, ale wystarczająco klarowne, żeby załapać w czym rzecz. Sposobów na uzyskanie informacji jest kilka, min.: można wydobyć je siłą, posłużyć się kradzieżą, wykonać zadanie dla informatora lub nastawić uszu i podsłuchiwać. Właśnie w tym miejscu natrafiamy na pierwszy poważny zgrzyt. Czynności śledcze są stanowczo zbyt monotonne i prostackie. Po kilku godzinach ich wykonywania miałem dziką ochotę ubrać się w prześcieradło i iść do sklepu po gałkę muszkatołową w celu natychmiastowego odurzenia się i zabicia zmysłów. Ale tak zupełnie poważnie, nuda towarzysząca zleceniom detektywistycznym w Assassin’s Creed jest zabijająca.
Ile można wałkować identyczne schematy? Czy w Ubiosoft ktoś w ogóle słyszał, co kryje się pod terminem „urozmaicenie”? Jeszcze żeby wymagało to od nas jakiegoś większego wysiłku, ale misje są do bólu banalne. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że spełniają wyłącznie rolę zapychacza czasu. Mój ulubiony przykład: musimy podsłuchać rozmowę, co więc robimy? Jest tylko jedna możliwość, ładujemy tyłek na najbliższej ławce i słuchamy ... Fajne, ale tylko za pierwszym razem. Rozegranie tej samej akcji na jakikolwiek inny sposób jest niemożliwe. Podobnie z kradzieżą, polegającą wyłącznie na umiejętnym podbiegnięciu do celu i wciśnięciu jednego przycisku. Swoją drogą, niekończące się włażenie na punkty widokowe po jakimś czasie również zaczyna mocno irytować.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150