Recenzja Alan Wake's American Nightmare PC - Koszmar powraca
- SPIS TREŚCI -
Wycieczka po stepach
Poważną bolączką Alan Wake's American Nightmare jest niezbyt duża różnorodność lokacji, gdyż akcja została tak skonstruowana, że wciąż łazimy w kółko po trzech-czterech sceneriach. Oczywiście, wymaganie od samodzielnego dodatku niezliczenie wielu nowych terenów byłoby przesadą, ale twórcy moim skromnym zdaniem mogli upchnąć więcej ciekawych plansz. Początkowo trafiamy do małego miasteczka, chociaż takie określenie niespecjalnie tutaj pasuje, wszak kilka budynków na krzyż, dinner, kawałek zajezdni pociągów oraz jedna jaskinia, to trochę mało na miano osady. Później odwiedzimy jeszcze obserwatorium astronomiczne i kino plenerowe, wraz z wzniesioną nieopodal elektrownią. Lokacje są przynajmniej całkiem nieźle zaplanowane i jest na czym zawiesić oko w trakcie wojaży po Arizonie.
Szkoda tylko, że swoboda poruszania po pozornie rozległym terenie, kończy się nadspodziewanie szybko i brutalnie. Daleki horyzont to tylko zasłona dymna, bowiem wystarczy spróbować opuścić arenę głównych wydarzeń, aby natrafić na niewidzialne ściany. Wprawdzie silny wiatr tudzież inne nadprzyrodzone zjawiska blokujące Alana są uzasadnione, wszak jesteśmy bohaterem sennego koszmaru, to jednak pewien niesmak pozostaje... Inna sprawa, że samochodów na podjazdach i parkingach stoi całkiem dużo, natomiast żadnym nie będziemy mieli okazji pokierować osobiście. Cóż, możliwość posadzenia tyłka za kółkiem jeszcze bardziej obnażyłaby zamkniętą strukturę poziomów, więc twórcy z premedytacją zrezygnowali z tego rozwiązania.
Na szczęście Alan Wake's American Nightmare nadal trzyma wysoki poziom jeśli chodzi o klimat, więc osoby poszukujące specyficzniej otoczki na pewno nie będą rozczarowane. Owszem, atmosfera daleka jest od „Kingowskiego” oryginału, bliższa z kolei twórczości Tarantino i Rodrigueza, aczkolwiek z wielkiego poprzednia także sporo pozostało. Akcja toczy się wyłącznie w nocy, kiedy księżyc pięknie świeci, mgła lekko otula bezkresną prerię, a świerszcze złowrogo cykają... Tradycyjnie przeciwnicy lubią pojawiać się dosłownie znikąd, wyłaniać z mrocznych zakamarków lub materializować w niebezpiecznie bliskiej odległości. Niestety trochę brakuje starannie wyreżyserowanych scenek rodem z horroru, bowiem te przygotowane na potrzeby American Nightmare (m.in.: katastrofa sputnika ;]), delikatnie rzecz ujmując - nie powalają.
Kompletną nowością w recenzowanym tytule jest tryb stricte zręcznościowy, który stanowi dodatek do kampanii fabularnej, zapewniający kilka kolejnych godzin emocjonującej rozrywki. Założenia można opisać jednym zdaniem - „Od zmierzchu do świtu” - ponieważ naszym celem jest po prostu przetrwanie. Zaczynamy w nocy wyposażeni tylko w pistolet i latarkę, ale okolica pełna jest broni oraz gadżetów ułatwiających walkę, wystarczy zatem pozbierać zawczasu potrzebne fanty. Jest tylko jeden haczyk - żeby otworzyć pozamykane skrzynie z lepszymi giwerami, musimy posiadać odpowiednią ilość kartek maszynopisu z „singla”. Przeciwnicy nacierają falami, każda następna jest silniejsza, zaś pomyślne ukończenie próby owocuje punktami, niezbędnymi do odblokowania następnych plansz. Wszystko trwa nie więcej niż dziesięć minut i daje niezłego kopa adrenaliny.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150