Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Call of Duty: Ghosts - Na Zachodzie bez zmian

Sebastian Oktaba | 21-11-2013 01:00 |

Czterej pancerni i pies co jeździł na wojny

Mechanika rozgrywki nie przeszła żadnej metamorfozy względem poprzedników - wciąż mamy do czynienia z jednotorowymi planszami okraszonymi niezliczoną ilością skryptów, nadających kampanii nieprawdopodobnej widowiskowości. Faktycznie, rozmachem Ghosts spokojnie deklasuje swojego największego konkurenta (Battlefield 4), zwłaszcza iż zawiera chyba wszystkie kinowe sztuczki, jakie dotychczas wykorzystywano w serii. Sekwencje kiedy dosłownie cudem unikamy śmierci występują nagminnie, scenki wymagające intensywnego naciskania jednego przycisku (QTE) także nie należą do rzadkości, zaś tempo akcji przyprawia o zawrót głowy. Oczywiście, nagromadzenie tych elementów podważa wiarygodność opowieści przypominającej rollercoaster, mogąc w skrajnym przypadku irytować. Katastrofa pociągu, zawalenie wielopiętrowego budynku, karkołomny skok z wodospadu, awaryjne lądowanie samolotem - długo można by wymieniać nieprawdopodobnie niebezpieczne sytuacje z których wychodzimy bez szwanku. Cechą charakterystyczną wątku dla pojedynczego gracza jest również fragmentaryczność, bowiem systematycznie zmieniamy perspektywy, żonglujemy postaciami i przenosimy w czasie. Jednak co warto podkreślić, razem z hollywoodzkim rozmachem maszeruje też różnorodność...

Standardowym zadaniom twórcy starali się nadać nietuzinkową formę, odwracając tym samym uwagę od absolutnej liniowości, jaka w gruncie rzeczy nadal determinuje przebieg scenariusza. Oprócz nieustannego sprintu, eliminowania tabunów głupich przeciwników oraz oglądania cut-scenek, będziemy uczestniczyć w szeregu naprawdę ciekawych wyzwań. Wspinaczka po elewacji szklanego biurowca, nurkowanie pod kołem podbiegunowym z rekinami (!), spływ wzburzoną rzeką, gonitwa po wagonach rozpędzonej kolejki - nawałnica dobrze zrealizowanych pomysłów nabiera rozpędu wraz z rozwojem fabuły. O strzelaninach w przestrzeni kosmicznej już wspominałem, niemniej akurat ten wątek wydaje się trochę... oderwany od mocno już naciąganej rzeczywistości. Jako towarzysza kilkukrotnie otrzymamy także wiernego czworonoga (Riley), którym zdalnie pokierujemy w walce bezpośredniej, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że potencjał szczekającego kompana został niewykorzystany. Psina występuje w zaledwie kilku epizodach pełniąc rolę zabójczego gadżetu, chociaż w zapowiedziach był kreowany na pierwszoplanowego bohatera. Może kolejna odsłona Cal of Duty otrzyma podtytuł Psy Wojny i będzie poświęcona dzielnym zwierzakom? Intrygujące... Tymczasem wracamy do zawartości Ghosts.

Kulminacją bezpardonowej rozwałki jest misja pancerna, gdzie przejmujemy kontrolę nad czołgiem M1 Abrams i radośnie dziesiątkujemy nieprzyjacielskie jednostki, samemu pozostając praktycznie nietykalnym dla pocisków. Zmotoryzowani kumple z oddziału równie skutecznie unikają jakichkolwiek obrażeń, więc prześladowało mnie nieodparte wrażenie, że pilotuję maszynę zdolną samodzielnie zatrzymać milionową armię. Jeżdżenie po zamkniętej planszy wypełnionej wszelkiej maści rozpadającymi się elementami, to przyjemna odskocznia od typowego biegania z giwerą w dłoniach, nawet jeśli destrukcja została prawie w całości wyreżyserowana. Niestety, przy okazji można zaobserwować sporo błędów technicznych, wynikających zapewne z nieprzystosowania silnika do takich scenariuszy. Prawa fizyki są permanentnie łamane, ponieważ żelazny kolos przy 50 km/h nie powinien wyskakiwać na lekkim wzniesieniu niczym zwiadowczy quad. Inna sprawa, że kolizje obiektów pozostawiają wiele do życzenia - maszyna potrafi zwisnąć na małym kawałku betonowego bloku lub odbić od przeszkody, jaką powinna zmasakrować gąsienicami.

Ilość atrakcji przygotowanych z myślą o osobach gotowych zaliczyć kampanię to bezdenny worek, zawierający obowiązkową sekwencję na pokładzie śmigłowca, jednak oprócz funkcji strzelca będziemy też pilotować latającą zbrojownię. Call of Duty: Ghosts to oczywiście żaden symulator, więc sterowanie zostało maksymalnie uproszczone, aby przeciętny gracz potrafił się jednocześnie przemieszczać i prowadzić ostrzał. Krótki rozdział powinien przypaść do gustu amatorom ciężkiego sprzętu, którzy oczekują fajerwerków przy niewielkim zaangażowaniu, bo eksplozji nie pożałowano. Odnośnie kanonad - niektóre scenki polegające na odpieraniu hord przeciwników wręcz śmieszą, bowiem w kilkanaście sekund rozwalamy tuzin transporterów opancerzonych, śmigłowców i jeepów, zaś intensyfikacja wymiany ognia przekracza wszelkie granice prawdopodobieństwa. Niestety, razem z całkiem zjadliwymi schematami skopiowano także niezbyt pożądane m.in.: próba opuszczenia kompanów albo zboczenia z kursu może zakończyć się... natychmiastową śmiercią. Rozumiem, że formuła cyklu narzuca pewne rozwiązania dyscyplinarne, ale przekraczanie cienkiej granicy między widowiskowością i absurdem, to niepotrzebne działanie na własną niekorzyść.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 31

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.