Bezlitosna recenzja Watch Dogs, który nie sprostał oczekiwaniom
- SPIS TREŚCI -
- 0 - To miał być najlepszy sandbox wszech czasów
- 1 - Misje, czyli co robić samemu w Chicago
- 2 - Tu jest jak w domu chociaż to Ameryka!
- 3 - Walka, jazda samochodem, skradanie i parkour
- 4 - Klimat? Nieee... ale babole takie że strach!
- 5 - Platforma testowa - Gry
- 6 - Watch Dogs - Galeria screenów
- 7 - Podsumowanie, oprawa graficzna i wymagania sprzętowe
Misje, czyli co robić samemu w Chicago
Misje fabularne to najważniejszy element każdego sandboxa, ponieważ wbrew pozorom nie swoboda przemieszczania tworzy prawdziwą jakość rozgrywki, ale zręcznie opowiedziana historia poparta wciągającymi wyzwaniami. Watch Dogs wypada pod względem ich różnorodności dość przeciętnie, zwłaszcza jeśli za punkt wyjścia obierzemy ostatnią odsłonę serii Grand Theft Auto. Programistom chyba zabrakło pomysłów lub rzemiosła. Zadania niczym nadzwyczajnym nie zaskakują, bazując w znakomitej większości na okrutnie oklepanych schematach - przywieź, ochraniaj, wyeliminuj, ucieknij, namierz itp. Podobne zlecenia stanowią podstawę wszystkich gier z otwartym światem, aczkolwiek moje zastrzeżenia nie dotyczą samych wytycznych, tylko słabego wykorzystania możliwości jakie oferuje szalenie elastyczny gatunek. Gdzie nieprzewidywalność, dynamiczne zwroty akcji, szeroko pojęta widowiskowość? Jest zdecydowanie zbyt statycznie! Z bardziej oryginalnych scenariuszy zapamiętałem tylko wskazywanie kamerami drogi wyjścia zakładnikowi i przygotowywanie zasadzki w starym magazynie. Produkcje Rockstars prezentują się zdecydowanie lepiej od strony czystego gameplayu, więc zespół Ubisoftu nie popisał się wyobraźnią, pomimo iż odpowiednie doświadczenie bezsprzecznie posiada.
Struktura kampanii bardziej przypomina Assassin's Creed niż Grand Theft Auto, bowiem zawsze mamy aktywny jeden wątek, którego zaliczenie otwiera następną bramkę. Jakakolwiek zmiana chronologii, spojrzenie na wydarzenia z odmiennych perspektyw czy skromna dawka nieliniowości odpada. Całość jest hermetycznie zamknięta zmuszając do podążania odgórnie wytyczoną ścieżką. Sylwetki postaci nakreślono przeciętnie, nie dopatrzyłem się naprawdę nietuzinkowych charakterów zapadających w pamięci, jakich profile psychologiczne byłby trudne do zaszufladkowania. Protagonista Aiden Pearce też wzbudza mieszane odczucia. Podczas filmików jest kreowany na sentymentalnego tajemniczego bohatera, dręczonego wyrzutami sumienia, czasami nie potrafiącego zapanować nad negatywnymi emocjami, jednak kiedy wracany do wirtualnej rzeczywistości bez ogródek morduje cywilów i demoluje miasto. Szalona niekonsekwencja. Ekstrawagancka Clara oraz stetryczały T-Bone mają niewiele ciekawego do powiedzenia. Znacznie lepiej prezentuje się szurnięty Jordi względnie bohaterowie drugoplanowi należący do ciemnej strony mocy. Michaela, Franklina, Trevora i ferajnę trudno byłoby przebić.
Monotonność trybu fabularnego próbowano podreperować bardzo obszerną listą dodatkowych aktywności, która starczyłaby dla przynajmniej kilku podobnych tytułów, więc amatorzy znajdek oraz kolekcjonerzy będą zadowoleni. Możemy zapobiegać przestępstwom, infiltrować kryjówki gangów, włamywać do pilnie strzeżonych budynków, spróbować cyfrowych odlotów, rozegrać partyjkę pokera albo szachów, wziąć udział w mini-grze wzorowanej na ośmiobitowych platformówkach, polować na zbiegów tudzież konwoje. Osobna kategoria misji fakultatywnych to szukanie osób zaginionych, skrzyń na amunicję oraz zaszyfrowanych wiadomości, których skompletowanie odblokuje specjalne misje rozjaśniające jakąś tajemnicę. Żeby uzyskać dostęp do większej ilości kontraktów trzeba zhakować wieże transmisyjne w najbliższej okolicy, co tworzy wyraźnie widoczny pomost łączący Watch Dogs z Assassin's Creed. Osobiście nie przepadam za takimi nudnymi zapchajdziurami (poza cyfrowymi odlotami!), aczkolwiek trudno odmówić grze rozmachu w kwestii zawartości.
Ważną innowacją wprowadzoną w najnowszym dziele Ubisoftu są zlecenia sieciowe, odpowiednik standardowego trybu multiplayer, pozwalający graczom na rywalizację bez opuszczania kampanii. Wśród konkurencji są wyścigi samochodowe, wariacja dotycząca walki o flagę, przejmowanie mobilnych centrów danych, potajemne śledzenie oraz hakowanie innego użytkownika tzw.: wtargnięcie. Ostatnia pozycja wydaje się chyba najbardziej emocjonująca. Obydwaj adwersarze nie znają swojej tożsamości, ani nawet dokładnego miejsca pobytu, więc wszystkiemu towarzyszy lekka nerwówka. Myśliwy idzie tropem zwierzyny, która grzecznie wykonuje zadanie - dopiero kiedy jedna ze stron zdradzi swoje położenie wybijając z tłumu przechodniów dochodzi do konfrontacji. Watch Dogs nie wymaga stałego połączenia z internetem, potyczek z żywym przeciwnikiem można skutecznie uniknąć, ale założenia multiplayera okazują się bardzo interesujące. Gdyby tylko wyszukiwarka zleceń działa bez zarzutów byłbym wdzięczny, wszak czekanie ponad dwie minuty na znalezienie chętnego zwieńczone odrzuceniem propozycji nie nastraja pozytywnie (obecnie powinno być lepiej).
- SPIS TREŚCI -
- 0 - To miał być najlepszy sandbox wszech czasów
- 1 - Misje, czyli co robić samemu w Chicago
- 2 - Tu jest jak w domu chociaż to Ameryka!
- 3 - Walka, jazda samochodem, skradanie i parkour
- 4 - Klimat? Nieee... ale babole takie że strach!
- 5 - Platforma testowa - Gry
- 6 - Watch Dogs - Galeria screenów
- 7 - Podsumowanie, oprawa graficzna i wymagania sprzętowe
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150