Zaginięcie Ethana Cartera - recenzja. Piękna i mroczna, ale krótka przygoda
- SPIS TREŚCI -
Detektyw pracujący na skraju światów
Enigmatycznego protagonistę Zaginięcia Ethana Cartera obdarowano kilkoma specjalnymi zdolnościami, jakich wykorzystanie będzie niezbędne do pomyślnego rozwiązania serii zagadkowych morderstw w malowniczym Red Creek Valley, bezpośrednio powiązanych z zaginięciem tytułowej postaci (kilkuletniego chłopca). Pierwszą jest iście Sherlockowska dedukcja. Kiedy odnajdziemy nawet najdrobniejszą poszlakę np.: purpurową kałużę na leśnej ścieżce, Paul Prospero nie przeprowadza zwykłej organoleptycznej analizy - pojawiają się wówczas słowa-klucze będące jego myślami. Zbiór wyrazów sugeruje co teoretycznie mogło się wydarzyć (Krew? Napastnik? Ucieczka?), skutecznie rozbudzając wyobraźnię grającego, a przynajmniej mnie zmotywowała do wytężenia szarych komórek. Kolejna ciekawa umiejętność zahacza o sferę paranormalną, bowiem bohater potrafi wyczuwać i lokalizować oddalone miejsca oraz przedmioty. Jeśli zbierzemy odpowiednią ilość dowodów, będziemy mogli za pomocą eksterioryzacji zobaczyć gdzie powinniśmy szukać dalszych wskazówek.
Odnalezienie wszystkich fizycznych elementów układanki absolutnie nie kończy naszego dochodzenia, wprost przeciwnie, to dopiero pierwszy etap dłuższego procesu. Teraz musimy poukładać znalezione przedmioty we właściwy sposób. Kiedy najbliższe otoczenie będzie wyglądało identycznie jak w momencie morderstwa, a każdy kamyczek, skrawek materiału lub narzędzie wróci na pierwotne miejsce, wtedy zmarli przemówią. Paul Prospero stworzy portal do momentu tamtych wydarzeń, jednak zanim cokolwiek się wyjaśni, czeka nas jeszcze zabawa puzzlami. Ponumerowanie scen i ustalenie chronologii stanowi bilet do ostatecznego rozwiązania wątku - odtworzymy wtedy prawdziwy przebieg zdarzeń w formie filmiku oraz uzyskamy cenne informacje odnośnie śledztwa. Realizacja tego pomysłu wygląda całkiem ciekawie, zdecydowanie lepiej od typowego point & click, gdzie trudno o wczucie się w sytuację ze względu na ograniczenia w sterowaniu i interfejsie. Razi tylko schematyczność detektywistycznej roboty - kilkukrotnie powielamy te same czynności.
Łamigłówki są zaskakująco spójne, czego nie można napisać o wszystkich znanych mi przygodówkach, gdzie nagminnie pojawiają się zadania przekombinowane lub kompletnie pozbawione logiki. W przypadku Zaginięciu Ethana Cartera jest inaczej - wystarczy dobrze spenetrować okolicę, chwilę pomyśleć nad problemem, połączyć fakty i rozwiązanie zazwyczaj samo przychodzi do głowy, a towarzyszy mu ogromna satysfakcja. Pisze to wprawdzie osoba, która do wytrawnych smakoszy gatunku nie należy, ale potrafiąca docenić naprawdę dobre rzemiosło. Mechanika została oparta na stosunkowo prostej analizie przedmiotów, których znajdziemy najwyżej kilka w obrębie obszaru sprawy, a wszystko co niezbędne do zamknięcia wątku zawsze spoczywa blisko punktu rozpoczęcia dochodzenia. Nie trzeba więc biegać niczym kot z pęcherzem, szukać drugiego dna, dochodzić co programista miał na myśli. Mnie osobiście owa transparentność bardzo przypasowała i dziękuję The Astronauts za racjonalne podejście do sprawy.
Oczywiście jestem świadomy, że zadeklarowani fani przygodówek oczekują potwornie skomplikowanych zagadek, wymagających wielogodzinnych analiz i odrobiny geniuszu, podczas gdy Zaginięcie Ethana Cartera raczej nie zapewni im bezsennych nocy. W zasadzie napotkałem zaledwie jedną wymagającą szaradę, zaś pozostałe rozgryzłem bez jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego... Skoro poziom trudności rozczarowuje amatora, zawodowcy będą zapewne psioczyć pod nosem i wyzywać programistów od blagierów. Niestety, muszę wyrazić swoje ubolewanie również nad ilością łamigłówek, bo zaledwie sześć zadań możliwych do wykonania w niespełna cztery godziny, to delikatnie rzecz ujmując nieporozumienie. Dodatkowo - produkcja po ukończeniu nie zostawia wielu powodów do ponownego rozegrania, więc Zaginięcie Ethana Cartera to jednorazowy strzał. Klimatyczny, piękny i długo zapadający w pamięci, ale wyglądający na pierwszy rozdział historii, której potencjału nie zdołano wykorzystać. Wielka szkoda, ale może kolejne projekty warszawskiego studia będą potężniejsze.
- SPIS TREŚCI -
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150