Recenzja Trine - Przygoda dla trojga
- SPIS TREŚCI -
Trzej że hej
Jeden za wszystkich - wszyscy na jednego! Nie jest tajemnicą, że do dyspozycji otrzymaliśmy trójkę protagonistów. Osobno daleko by nie zaszli, ale razem potrafią sprostać dowolnemu wyzwaniu. O samotnym przemierzaniu poziomów należy zapomnieć, przynajmniej z kilku powodów. Pierwszym i najważniejszym jest różnorakość spotykanych przeszkód, które wymagają specyficznych umiejętności. Wspominałem już, że pomiędzy bohaterami przełączamy się płynnie, wybierając aktualnie najbardziej przydatną postać? Dokładnie, nasza komitywa to prawdziwe trzy w jednym. Zoya dzięki linie z hakiem błyskawicznie forsuje rozpadliny i wdrapuje na niedostępne półki. W razie potrzeby przygwoździ też natarczywego oponenta strzałą z łuku. Pontius to typowy osiłek, tarczą sparuje ataki i samemu ochoczo przyłoży mieczem. W sytuacji gdy zewsząd napierają kościotrupy, nietoperze, pająki czy gorsze paskudztwa, spisuje się świetnie. Nieoceniona jest również pomoc Amadeusa dysponującego kilkoma praktycznymi czarami, jak tworzenie przedmiotów z... niczego. Należy przy tym znaczyć, iż mag nie dysponuje zdolnościami ofensywnymi. O ile dwa pierwsze charaktery wraz z kompletem umiejętność nie odbiegają zbytnio od przyjętych standardów, tak już posługiwanie się magią zrealizowano w sposób zgoła odmienny. Pomysł jaki forsuje Trine jest intuicyjny, ale równocześnie szalenie satysfakcjonujący. Mianowicie, żeby spłodzić kładkę lub pudło, należy myszką wyrysować w powietrzu odpowiedni kształt i voila! Kontury natychmiast zamieniają się w pełnoprawny obiekt gotowy do praktycznego wykorzystania. Proste, prawda? Wszystko po to, aby przedzierać się dalej w głąb baśniowej krainy. Ponadto, wraz z postępami w grze zyskujemy punkty doświadczenia, przekuwane bezpośrednio na nowe umiejętności. Niestety, podwładni dysponują raptem trzema biegłościami, co odrobinę rozczarowuje. Szczęście, że wykorzystanie każdej z nich zostało bardzo dobrze przemyślane.
Poszczególne mapy zmuszają niejako do żonglowania herosami wzajemnie się uzupełniającymi. Coraz bardziej wyszukane przeszkody i labirynty wymagają szczypty inteligencji, spostrzegawczości oraz wyobraźni przestrzennej. Niebagatelne znaczenie ma również szeroko wykorzystywana fizyka. Niemal wszystkie obiekty począwszy od buteleczek z miksturami, poprzez przeciwników i ruchome platformy podlegają wzajemnym interakcjom. Nie jest to wyłącznie subtelny dodatek lecz element na którym oparto lwią część zabawy. Porzucając dywagacje na rzecz klarowności opisu, posłużę się w tym momencie przykładem żywcem wyjętym z gry... Zoya przy pomocą linki dostaje się na wysoką półkę, wystrzeliwując ognistą strzałę w kierunku zgaszonej pochodni. Ta rozświetla okolice umożliwiając Amadeusowi stworzenie w odpowiednim miejscu mostka pomiędzy podestami. Nagle pojawiają się nieumarli, przeobrażamy się więc w Pontiusa i rozgramiamy łapserdaków. Dalej wskakujemy na ruchomą kładkę, co kończy się lądowaniem w wodzie. Ciężka zbroja rycerza ciągnie nas na dno, zatem ponownie zmieniamy postać. Na brzegu mag wyczarowuje dwa pudła po których wdrapujemy się na skały, zaś telekinezą przenosimy je w kierunku ostrych bali. Tak przygotowaną drogę pokonujemy zręczną złodziejką, która żeby zdobyć kilka dodatkowych bonusów lawiruje pomiędzy kolczastymi łańcuchami. Zanim spadające spod sufitu stalaktyty rozłupią naszą czaszkę zasłaniamy się tarczą, unikając jednocześnie ognistych pocisków. Kolejne wyczarowane pudełko ląduje na zapadni, otwierając nowe przejście gdzie już czeka większy przeciwnik. Ciosy miecza nie robią na nim wrażenia, dopiero ogniste strzały pozwalają ukatrupić adwersarza... i tak dalej... Chyba wystarczy? Podobnych, a także bardziej zakręconych, perypetii zaliczymy dziesiątki. Co najlepsze, część łamigłówek można rozwiązać więcej niż jednym sposobem, swobodnie wybierając optymalną ścieżkę. Nie brakuje również sekretów oraz magicznych artefaktów wspomagających naszych chojraków. Pomimo iż Trine wcale nie jest rewolucyjna w formie ani treści, stare idee ubiera w zupełnie nowe szaty. Jeżeli ktoś tęsknił za złotymi czasami platformówek, produkcja spod skrzydeł Frozenbyte jest absolutnym „must have”.
Jednak żaden diament rys nie jest pozbawiony, co tyczy się także Trine. Sympatyczny klimat oraz nietuzinkowe podejście do tematu nie zakamuflują pewnych niedostatków. Grze można zarzucić stosunkowo krótki czas jakiego wymaga do pełnego ukończenia. Spokojnie wystarczy jedna jesienna nocka, co nawet przy obecnych standardach jest wynikiem niezadowalającym. Choć poziom trudności rośnie umiarkowanie, ostatnie ekscesy mogą przyprawić o palpitację serca. Końcowe etapy wydają się wręcz oderwane od reszty, aczkolwiek większość przechodzi się za pierwszym podejściem. Poza tym, Trine nie uniknęło kilku drobnych błędów wynikających z czystej niekonsekwencji autorów. Zdecydowanie najbardziej faworyzowaną postacią okazuje się złodziejka, którą można wysłużyć się w prawie każdej sytuacji. Cóż, skoro fundamenty rozgrywki oparto na współpracy, należało się raz obranej koncepcji trzymać. Nie zachwyca także pomysł, aby prawa fizyki oddziaływały tylko na określone obiekty. Pytanie dlaczego mag bez problemu uniesie skrzynię, ale buteleczki już nie - pozostawiam bez odpowiedzi. Mieszane odczucia wywołuje tryb multiplayer dla trzech śmiałków z których każdy wybiera swoją profesję. Pozornie powinno być ciekawie, ale... hmm... świadomość braku możliwości dowolnej zmiany bohatera wcale nie wpływa korzystnie na frajdę. Niektóre tytuły powinny pozostać wyzwaniem tylko dla pojedynczego gracza. Na upartego przyczepiłbym się jeszcze do symbolicznego rozwoju postaci, ale przecież recenzuję platformówkę, nie zaś epickie dzieło BioWare. Suma summarum otrzymujemy lekką, przyjemną i fikuśną pozycję w sam raz żeby się odprężyć, ale nie jest to produkcja o długiej żywotności.
- SPIS TREŚCI -
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150