Recenzja Singularity - Zegarmistrz światła purpurowy
- SPIS TREŚCI -
UMC to potęgi klucz
Pamiętacie, jakie wypasione cacko otrzymał w Half Life II introwertyczny doktor Gordon Freeman? Powinniście, wszak Gravity Gun był rewolucyjnym wihajstrem o szerokim zastosowaniu i dużych możliwościach. Kapitan Nate Renko pewnie skisłby z zazdrości, gdyby nie mógł pochwalić się czymś równie nietuzinkowym, ale programiści zadbali o jego dobre samopoczucie. Urządzenie Manipulujące Czasem jest właśnie takim cudeńkiem - skrzyżowaniem zegarka, mikrofalówki i karabinu grawitacyjnego. W momencie założenia UMC zyskujemy unikalne, ofensywne oraz defensywne zdolności, jakich nie powstydziłby się Inspektor Gadżet. Masywna rękawica o prezencji starego radia posiada bowiem wachlarz wymyślnych „mocy”, bez których przejście Singularity byłoby zwyczajnie niewykonalne. Dlaczego? Podstawową funkcją UMC jest przywracanie przedmiotom ich dawnej struktury lub ponowna zamiana w bezużyteczny szmelc, zależnie od aktualnych potrzeb. Zarwana przed pół wieku kładka? Zdezelowany panel sterowania? Przeżarte korozją schody? Rozbity zasobnik z apteczkami? Zgnieciona beczka albo kontener? Żaden problem! Przytwierdzony do lewej dłoni przyrząd zawiruje, wystrzeli wiązkę promieni E99, zaś wskazane cele znowu będą jak nowe i vice versa. Trzeba przyznać interesująca umiejętność, ale dla przeciwwagi lista obiektów na jakie możemy wpływać jest bardzo ograniczona oraz jednolita. Całkowicie swobodne manipulowanie czasem więc nie występuje, przynajmniej w zakresie dopuszczającym odrobinę kreatywności. Wielka szkoda, że Raven trochę po macoszemu podszedł do tego aspektu, bo bylibyśmy świadkami czegoś naprawdę innowacyjnego.
Mechanizmy oparte na posługiwaniu się UMC służą najczęściej rozwiązywaniu niewymagających zagadek, zbliżonych do tych, jakie zaprezentował sześć lat temu wspomniany wcześniej sequel Half Life. Zasadnicza różnica polega na tym, iż tytuł stajni Vavle zmuszał do minimum logicznego myślenia, podczas gdy Singularity bazuje na paru oklepanych schematach marnując swój ogromny potencjał. Gros łamigłówek skupiono wokół pokonywania przeszkód terenowych, podstawiania pudeł ułatwiających forsowanie metrowych (!) murków tudzież otwierania zamkniętych bram. Przykładowo, żeby rozewrzeć częściowo zablokowane wrota trzeba najpierw zmiażdżyć znalezioną nieopodal skrzynię, następnie wsunąć ją pod metalową kurtynę i odtworzyć przy pomocy UMC. Zregenerowany przedmiot zwiększy wtedy prześwit pomiędzy ziemią, abyśmy mogli przepełznąć - prawda, że proste? Nieco inaczej wygląda sprawa z betonowymi blokami, będącymi doskonałą osłoną przed ostrzałem - wystarczy jeden gest i mamy przeciwnika podanego na srebrnej tacy. Pozostaje tylko dopełnić formalności... Oprócz tego, dochodzi jeszcze kombinowanie z fizyką, gdyż nasza technologiczna perełka pozwala również na takie luksusy. Ciskanie czym popadnie w napierających wrogów oraz przenoszenie ciężkich ładunków stoi na porządku dziennym, ale zapanowanie nad grawitacją bynajmniej nie zamyka katalogu ciekawych „usług” jakie oferuje UMC.
Znajdowane modyfikacje znacznie poszerzają funkcjonalność UMC, czyniąc zeń uniwersalne narzędzie asekuracyjno-destrukcyjne. Rzecz jasna, nie dostaniemy blendera ani sokowirówki, lecz biegłości adekwatne do zaistniałych na Katorga-12 okoliczności. Niebieska kula o średnicy około czterech metrów przewrotnie nazwana „Impasem”, zatrzymuje przez kilka sekund czas na danym obszarze, co przydaje się do unieruchamiania adwersarzy albo wirników wielkiego wentylatora. Okazjonalnie musimy dosłownie wyciągnąć jakiś przedmiot z innego wymiaru, którego blady cień dostrzeżemy w chmurze unoszącego się pyłu. Natomiast impuls elektromagnetyczny wskazuje, gdzie dokładnie powinniśmy skierować kroki, znacząc trasę fluorescencyjnymi odciskami butów (!). Korzystanie z tego udogodnienia w grze kompletnie liniowej, to ujma dla spostrzegawczości i inteligencji, ale nie wykluczam jego sporadycznej przydatności. Ostatnią atrakcją są „szczeliny”, czyli bramy międzywymiarowe łączące teraźniejszość z przeszłością, przez jakie możemy podróżować pomiędzy 2010 i 1955 rokiem. Nasuwa się pewna asocjacja z Portalem i Prey, aczkolwiek owe „szczeliny” pełnią w Singularity wyłącznie drugoplanową rolę, choć wydawałyby się największym asem w rękawie opisywanego tytułu. Ogrom możliwości UMC faktycznie brzmi imponująco, ale większość szybko powszednieje lub jest zdecydowanie zbyt rzadko stosowana. Twórcy chcieli chyba upchnąć za dużo w jednym gadżecie, tym bardziej, że wynalazek braci ze wschodu doskonale sprawdza się także jako broń.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150