Recenzja Grand Theft Auto V - Druga młodość GTA: San Andreas
- SPIS TREŚCI -
Zauważyliście w ostatnich dniach wzrost przestępczości na ulicach Waszego miasta? Więcej kradzieży samochodów, napadów na banki, uprowadzeń dla okupu i pospolitych rozbojów? Jeśli czujecie się przytłoczeni falą bestialskiej przemocy, której nie potrafią okiełznać służby porządkowe, to możecie podziękować Grand Theft Auto. Przecież od dawna wiadomo, że produkcje Rockstar są odpowiedzialne za wypaczanie młodych umysłów, globalny kryzys gospodarczy i wszelkie społeczne patologie. Teraz pozostaje zmówić paciorek, bowiem piąta odsłona serii właśnie trafiła na sklepowe półki, więc sytuacja z pewnością nie zmierza ku lepszemu. Zupełnie innego zdania będą jednak miliony graczy, którzy wyraźnie zaznaczyli w swoich kalendarzach moment premiery Grand Theft Auto V, gotowi doszczętnie zrujnować resztki swojej rozchwianej psychiki. Osobiście również postanowiłem zaryzykować i odkurzyłem redakcyjną konsolę, aby zwiedzić słoneczne Los Santos w oryginalnej postaci, pomimo iż niecierpliwie wypatruję zapowiedzi wersji pecetowej. Czy warto było czekać? Zdecydowanie! Piąte wcielenie Grand Theft Auto to prześwietny sandbox, kilkadziesiąt godzin znakomitej zabawy, powrót do najlepszych tradycji i ostateczne potwierdzenie, że możliwości obecnych konsol uległy wyczerpaniu...
Autor: Sebastian Oktaba
Najnowsza produkcja studia Rockstar kosztowała niebagatelne 250.000.000 dolarów, aczkolwiek inwestycja zwróciła się amerykanom z grubą nawiązką, zarabiając w pierwszych dniach sprzedaży miliard (!) zielonych. Gorączka udzieliła się również polskim graczom, bowiem w niespełna tydzień ze sklepowych półek zniknęło zawrotne 100.000 zlokalizowanych egzemplarzy Grand Theft Auto V, co stanowi chyba najlepszy wyznacznik popularności tej kontrowersyjnej marki. Wynik naprawdę imponujący, zwłaszcza iż aktualnie tytuł dostępny jest wyłącznie na Xbox 360 i PlayStation 3. Gigantyczna marketingowa maszyna zadziałała z zatrważającą skutecznością, ale chyba nie mogło być inaczej, skoro tytuł nieustannie pozostawał na ustach wszystkich mediów, zaś rozentuzjazmowane tłumy dokarmiano kolejnymi deklaracjami, filmikami i obrazkami. Warto nadmienić, że dzięki staraniom lokalnego wydawcy Grand Theft Auto V - firmie Cenega - otrzymujemy na światową premierę tytuł kinowo zlokalizowany, co stanowi miły precedens. Etykietka PEGI 18 nieprzypadkowo trafiła na okładkę, wszak oprócz solidnej dawki przemocy, zadbano także o właściwy poziom języka ulicy. Słownictwo jest szorstkie, mocne, dosadne... ekstremalnie wulgarne, czyli motyla noga, pasuje do reszty.
Dyskusja o wyższości GTA: San Andreas nad Vice City wywołała już niejedną bratobójczą wojnę, jakby ludzie nie potrafili zrozumieć, że obydwie części są wybitne. Proste i uczciwe podejście, prawda? Personalnie wysoko cenię lata osiemdziesiąte XX wieku za niepowtarzalną atmosferę, kocham Vice City miłością szczerą oraz bezwarunkową, ale obiektywnie muszę stwierdzić, iż monumentalne San Andreas nie znajduje sobie równych od strony zawartości. Chociaż cichutko liczyłem na powrót do epoki glam-rocka, tapirowanych fryzur i kaseciaków, to decyzja Rockstara wydaje się uzasadniona. Grand Theft Auto V można traktować w pewnych kategoriach jako duchowego następcę lub remake GTA: San Andreas, a przynajmniej zdecydowano się odświeżyć gros pomysłów wprowadzonych przed dziewięcioma latami. Z perspektywy czasu można też śmiało powiedzieć: w porównaniu do poprzednika GTA IV było zwyczajnie nudne. Kiedy opadał bitewny kurz po misjach, wielkie miasto straszyło pustkami i człowiekowi brakowało tych wszystkich atrakcji, jakich mógł zakosztować CJ.
Czy Grand Theft Auto V będzie najlepszą odsłoną kultowego cyklu? Piątka z pewnością posiada pełne predyspozycje i ambicje, żeby zgarnąć tytuł Game of the Year 2013, jednak najpierw rozpalone nadzieje graczy trzeba skutecznie ugasić. Porywająca fabuła, ciekawe misje, charyzmatyczni bohaterowie, bogaty świat, przyzwoity model jazdy, smakowita oprawa graficzna - lista życzeń jest dłuższa niż bożonarodzeniowych prezentów. Jednoczesne usatysfakcjonowanie koneserów gatunków, typowych laików i niereformowalnych malkontentów, to nieprawdopodobnie trudna sztuka granicząca z niemożliwym, której mogą dokonać tylko weterani sandbox'ów. Aktualnie żadna poważna konkurencja GTA raczej nie zagraża, Saints Row popłynęło w kierunku absurdów, natomiast reszta to mało znaczące płotki w oceanie rządzonym przez krwiożercze rekiny, gdzie królem wciąż pozostaje Rockstar. Jesteście gotowi, aby Grand Theft Auto V przetrawiło wasze mózgi, zamieniając w niebezpiecznych socjopatów?
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- następna ›
- ostatnia »