Recenzja Grand Theft Auto IV - Rozrabiamy na mieście
- SPIS TREŚCI -
Zagubiłem się w mieście
Rzadko decyduję się omawiać aspekty techniczne na samym początku recenzji, ale tym razem sprawa jest dość istotna. Na przekór przyjętej zasadzie powolnego uświadamiania faktów, walnę prosto z mostu i bez ogródek: wymagania sprzętowe nieprzyjemnie zaskakują. O ile wymóg posiadania dobrego dwurdzeniowego procesora nikogo nie dziwi, to już pogłoski o zalecanym „Quadzie” wprowadzają w stan konsternacji. Osobiście nie miałem sposobności zweryfikować tym podobnych opinii, niemniej nawet różnice pomiędzy 3 GHz i 4 GHz Core 2 Duo potrafią wynieść około 10 klatek na sekundę, co przy ogólnie niskim framerate decyduje o płynności. Niekwestionowane walory grafiki nie wywołują przy tym osłupienia, które towarzyszyło pierwszemu uruchomieniu Crysis, dlatego jestem w stanie zrozumieć rozgoryczenie osób które oczekiwały przyzwoitej optymalizacji, aby pograć na starszym sprzęcie. Nie znaczy to wcale, że oprawa wizualna rozczarowuje - absolutnie, szczególnie w porównaniu do poprzedników, którzy już w dniu premiery (poza GTA III) wyglądali ubogo. Pełno jest smaczków, szczegółów i drobnych detali. W chłodne dni z ust Niko wydobywa się para, przetrącona latarnia strzela iskrami z przewodów elektrycznych, kule pozostawiają ślady na samochodach, a zmienne warunki pogodowe i oświetlenie prezentują się nienagannie. Gdyby poprawić paskudne, rozmazane cienie i niezbyt ostre tekstury wrażenie byłoby znacznie lepsze. Poza tym razi całkowity brak antyaliasingu. Pal licho mizerną wydajność, ale wszechobecne „zęby” u schyłku 2008 roku po prostu kują w oczy.
Pomimo uroków Liberty City, bezpośrednia konfrontacja wymagań z jakością strony video wypada dla GTA IV mało korzystnie. Nowy produkt Rockstar zadziwiająco słabo działa na kartach ATI Radeon HD 4xxx, w stosunku do rzeczywistej wydajności układów. Na dzień dzisiejszy gra nie korzysta także z technologii SLI ... Lekarstwem może okazać się rychło nadciągający patch i lepiej, żeby tak się właśnie stało. Nowe sterowniki do kart Nvidii lekko podnoszą wydajność, ale to kropla w morzu potrzeb. Konkluzją powyższego niech będzie szybki test na Core 2 Duo 4 GHz, 4 GB ram i 8800 GT SLI. Wynik? Przy rozdzielczości 1280x1024, średniej jakości teksturach (brak możliwości zmiany na wyższą...), renderowaniu ustawionym na High oraz poziomem detali oscylującym w przedziale 40-50% redakcyjny sprzęt wyciągał „zaledwie” 35-45 klatek na sekundę z zaznaczeniem, że spadki poniżej 30 fps również się zdarzały, szczególnie podczas deszczu. W moim mniemaniu jest to jednak cena, którą warto zapłacić za chwile przyjemności z GTA. Szczegóły zawsze można zredukować, a radocha z gry nadal pozostaje wręcz nie do opisania. Pamiętajmy przy tym, że mapa ładuje się tylko raz, zaś linia horyzontu sięga bardzo daleko. Ochłońmy, pozostawmy sprawy techniczne za sobą i skupmy na tym co najważniejsze - gameplay'u - kwintesencji Grand Theft Auto.
Dzięki Bogu, czynnikiem decydującym o grywalności nie jest w żadnym wypadku grafika. Gdy wyschną już pierwsze łzy rozpaczy, oczom ukazuje się wspaniała wizja wirtualnego miasta, do złudzenia przypominającego Nowy Jork. W Liberty City życie płynie własnym trybem i jest znacznie bardziej urozmaicone niż w San Andreas. Przechodnie żywiołowo reagują na bodźce zewnętrzne, podejmując różne inicjatywy w określonych sytuacjach, ochoczo rzucając niewybredne komentarze. Policjanci ścigają innych obywateli i można nawet posłuchać dialogów przypadkowo mijanych postaci w wielu językach m.in. po polsku! Nie brakuje kąśliwego poczucia humoru, wyśmiewającego amerykański styl bycia, i aluzji do wydarzeń ostatnich miesięcy. W godzinach szczytu tworzą się korki, a piesi nerwowo podskakują na dźwięk klaksonu. Samo przedstawienie świata uległo poważnej zmianie. Jest znacznie bardziej realistycznie i mniej zręcznościowo. Broń już nie wisi w powietrzu otoczona kolorowymi aurami, podlega zaś prawom fizyki i grzecznie leży na ziemi. Podobnie z uzupełnianiem zdrowia - apteczek nie znajdziemy zbyt wiele. W celu regeneracji najlepiej udać się na mały posiłek i wszamać hot-doga. Skok z czwartego piętra? Bardzo proszę, z tym, że wizyta w szpitalu będzie nieunikniona. Stara metoda zatrzymywania pojazdów wyskakując im bezpośrednio przed maskę również nie jest wskazana. W najlepszym wypadku samochód przywali w nas dotkliwie raniąc, w najgorszym zaś efektownie przelecimy nad karoserią rozbijając głowę o asfalt. Ból i cierpienie rekompensuje świetna animacja, relaks w karetce pogotowia oraz darmowa defibrylacja.
Infrastruktura, podobnie jak rozmiar Liberty City, robi piorunujące wrażenie. Miasto składa się z czterech wysp, do których, zgodnie z tradycją, nie mamy dostępu od początku. Dopiero z biegiem wydarzeń nowe lokacje staną przed nami otworem. Uwagę zwraca gęsta, wielopoziomowa zabudowa oraz liczne mosty, wiadukty, zjazdy, skrzyżowania, pętle, torowiska i tunele. Poszczególne dzielnice odróżnia architektura i wykończenie, świadczące niejednokrotnie o statusie i pochodzeniu etnicznym jej mieszkańców. Niemal każda ulica otrzymała własną nazwę (!). W trakcie wojaży zajrzymy na plażę, przedmieścia, do portu, lotniska, wesołego miasteczka, slumsów, zakładu karnego oraz wnętrz budynków. Z bardziej charakterystycznych miejsc wymienić należy „statuę szczęśliwości” i muzeum sztuki współczesnej, ale to jedynie ułamek całości. Wzorem poprzednich części można odwiedzać sklepy z ubraniami, bary oraz lokale, aby zaznać nieco rozrywki w miejskim stylu. Nowością jest kafejka internetowa gdzie możemy pobuszować w sieci, sprawdzić wiadomości, newsy lub poszukać swojej drugiej połowy. W zaciszu domowego ogniska relaksujemy się przed TV oglądając odmóżdżające programy pełne drwin, albo wyskakujemy ze znajomymi na kręgle. Atrakcji nie brakuje i wcale nie kojarzą się z Sims (:]), acz dla przeciwwagi siłownia, tatuaże i fryzjer bezpowrotnie zniknęły - czyli koniec z lansem. Tak czy owak, każda kolejna godzina spędzona na obcowaniu z grą umacnia nas w przekonaniu, iż Grand Theft Auto IV to kawał solidnej roboty. Żeby nie błądzić bez celu, twórcy, wyciągając pomocną dłoń do graczy, w minimapę wbudowali podręczny GPS, bez którego odnalezienie niektórych miejsc mogłoby zająć nieco czasu. Podobnie bez telefonu komórkowego trudno wyobrazić sobie „normalne” życie, tak więc i Nikoś dostał komórę, aby sprawniej kontaktować się ze swoimi zleceniodawcami oraz znajomymi. Rozmowy i smsy znacznie przyśpieszają komunikację, szczególnie po wykonaniu zadania. Interesy wymagają pozostawania w ciągłym ruchu, zatem nadchodzi czas by „pożyczyć” jakąś gablotę, ...
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150