Recenzja Devil May Cry 4 - Chłopaki Nie Płaczą
Jak diabeł z pudełka
Chociaż główne postacie włos mają siwy, zaciekle polują na demony, preferują broń białą i skórzane wdzianka, z Geraltem łączy je stosunkowo niewiele. Sprostuję przy tym, że gustują w gigantycznych mieczach i dużych ... pistoletach. Czuć ducha japońskich anime. Dodając jeszcze demoniczne moce, z których obficie korzystają, wachlarz narzędzi mordu oraz technik eksterminacji prezentuje się nadzwyczaj okazale. Nero i Dante ... Tak, bohaterów jest dwóch, przy czym jeden z nich to właśnie ... nie, nie mogę tego zdradzić. Nie tym razem. Jedno trzeba chłopakom przyznać, imponują swoimi umiejętnościami i różnorodnością dostępnych ciosów. Wszystko to przydaje się podczas setek mniejszych i większych potyczek, wprost kpiących od ilości akcji i fruwających wszędzie korpusów przeciwników. Zdecydowanie „walenie po ryjach” można uznać za trzon DMC 4, a jednocześnie świetnie zrealizowany element gry. Doprawdy, ze świecą szukać drugiej tak dynamicznej „sieczki”.
Kombosy, zaczerpnięte wprost z mordobić i „chodzonych bijatyk” (Cadillac & Dinosaur pamiętacie?) są fundamentem każdego starcia. Kombinacji udostępniono tak wiele, że nawet nie zaprzątam sobie głowy, aby je zliczyć. Sekwencje składają się często z kilku lub kilkunastu ciosów. Zabawa tym lepsza, ponieważ można łączyć poszczególne techniki płynnie przechodząc od użycia miecza przez broń palną po „ramię diabła”. Ostatnia pozycja świetnie sprawdza się do chwytania i ciskania oponentami, a także jako swoisty środek transportu. Zdziwi się ten, kto lubi stąpać twardo po ziemi. W DMC 4 kombosy można wyprowadzać również w powietrzu. Wybicie w górę, podskok, zawiśnięcie oraz solidny łomot zakończony przepołowieniem nieszczęśnika trwa zaledwie kilka sekund, ale wrażenia i frajda temu towarzyszące są niesamowite. Scenariuszy mordu jest bardzo dużo. Przykładowo można przytrzymać „gościa” na dystans przy użyciu rewolweru, następnie ślizgiem przybić do ściany, wyprowadzić bezpośrednią serię mieczem, chwycić ramieniem i gruchnąć o podłogę. Przy tym płynność i różnorodność animacji jest więcej niż satysfakcjonująca. Kawał solidnej roboty.
Początkowo zakres możliwych do wykonania ruchów jest ograniczony, ale z biegiem czasu i w zależności od uzyskanych wyników, można swojego herosa solidnie rozbudować. Ot, takie bardzo uproszczone elementy RPG. DMC 4, wzorem gier zręcznościowych przelicza nasze osiągnięcia na punkty, które posłużą do wykupienia kilkudziesięciu różnych umiejętności. Przebierać i wybierać będziemy w kategoriach łączących się bezpośrednio z typem preferowanej broni. Dla Nero będzie to: Czerwona Królowa (miecz), Niebieska Róża (rewolwer), czy wspomniane „Ramię Diabła”. Dante zadowoli się zaś sprawdzonym arsenałem w postaci pary pistoletów Ebony & Ivory, mieczem Rebellion, czy shotgunem, a do jego dyspozycji oddano cztery style walki. O samych „narzędziach śmierci” nie ma co się rozpisywać, można jedynie dodać, że Czerwona Królowa otrzymała moduł działający jak piła mechaniczna - uroczo. Ciekawie też wygląda demoniczna teczka Dantego - „Pandora” - jak nazwa wskazuje, pełna niemiłych niespodzianek. Co powiecie natomiast o możliwości zamiany w demona za sprawą katany Yamato? Przyjemna perspektywa, szczególnie, gdy siła, szybkość i wytrzymałość zdecydowanie wzrastają. W tym momencie następuje apogeum mordu i destrukcji. Od smug pozostawianych przez miecz i upiornie błękitnej poświaty trudno oderwać wzrok.
Jak te wszystkie wygibasy wykonywać bez pada? Spokojnie, nie wpadajcie w panikę. Pomimo, iż posiadając stosowny kontroler byłoby znacznie przyjemniej, sterowanie na klawiaturze zrealizowano całkiem przyzwoicie. Poza tym zalecam wybierać tryb automatyczny, dzięki czemu efektowne i często wcale niełatwe kombosiska wychodzą gładko i bezproblemowo. Czy to nie lameriada? Co mnie to obchodzi - liczy się dobra zabawa! Dla bardziej ambitnych pozostaje pełnowartościowy tryb „łowca demonów”, zatem po problemie. Suma summarum, tempo rozrywki w połączeniu z pełną kontrolą nad postacią daje kupę przyjemności. Miejscami, przy zbyt dużej ilości przeciwników na ekranie potrafi zapanować chaos, ale to w niczym nie przeszkadza. Jeżeli szukasz czegoś, przy czym można się wyżyć, Devil May Cry 4 powinien przypaść ci do gustu. Piszę to z tym większym przekonaniem, że sam w tego typu miszmaszach nie gustuję.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150