Recenzja Dead Rising 2 - 1001 Sposobów na zabicie zombi
- SPIS TREŚCI -
Wysyp Żywych Trupów
Bywały już produkcje, gdzie jednocześnie walczyliśmy z kilkunastoma, kilkudziesięcioma czy blisko setką oślizgłych zombi, ale w kontynuacji Dead Rising skala rozwałki jest wręcz nieporównywalna. Jednocześnie na ekranie potrafi przebywać nawet kilkuset brzydali, aczkolwiek szacowana ilość pokrak przypadająca w jednej lokacji... to zwykle kilka tysięcy! Momentami tłum gęstnieje do tego stopnia, że człowieka dopada zwątpienie - wszak wybicie wszystkich zajęłoby długie godziny. Poza tym, zgniłki ciągle się „respawnują” i doraźne czystki, to praca głupiego (syzyfową też zwana). Na szczęście paskudy padają plackiem od byle ciosu, stąd wyrąbanie sobie tunelu wśród śmierdzieli nie nastręcza zbytnich kłopotów. Ostatecznie, bardzo efektywną taktyką okazuje się lawirowanie pomiędzy truposzami oraz unikanie konfrontacji, gdyż zombi w Dead Rising 2 poruszają się ospale i niezgrabnie. Dzięki Bogu... w przeciwnym wypadku daleko byśmy nie uszli. Gagatki potrafią jednak wskoczyć na plecy lub bezwstydnie zaatakować nasze krocze (hańba!), więc bez przepychanek (i machania myszą bądź stukania w klawisze) się raczej nie obejdzie. Proceder ten jest losowy, mocno irytujący oraz zwyczajnie upierdliwy. Czasami przebiegamy bezkarnie przez hordy adwersarzy niemalże wpadając im w gnijące ramiona, innym razem ni stąd, ni zowąd jesteśmy chwytani. Skrypty są gorsze od samych chodzących trupów, to pewne.
Oprócz powłóczących nogami zombi sporadycznie spotkamy również jakiegoś zupełnie zdrowego, ale agresywnie nastawionego zwyrodnialca - znacznie twardszego od pospolitych umarlaków. Galeria oszołomów obejmuje zbzikowanego kucharza rzucającego talerzami (!) czy gościa z piłą mechaniczną przebranego w lateksowy strój królika (!!). Słucham, że niby żarty sobie stroję? Cóż, powyższe przykłady wcale nie zostały zmyślone - Dead Rising 2 jest po prostu produkcją z „jajem” i wymaga odrobiny dystansu. Żeby nie było zbyt wesoło, trzeba jasno powiedzieć, iż zmagania bywają mocno frustrujące. O ile pospolite maszkary padają hurtowo bez konieczności angażowania poważniejszych środków masowego mordu, tak ubicie zwykłego człowieka (powiedzmy, iż okolicznego mini-bossa) wymaga ogromnego samozaparcia. Łajzy bywają bardzo twarde, błyskawicznie pozbawiają Chucka punktów życia i dysponują często bronią dystansową. Wspomniany wyżej sado-maso-bugs-bunny podczas zbliżeń (proszę bez skojarzeń), szlachtował mnie bezlitośnie i musiałem zasrańcowi odpuścić, aby zachować resztki włosów na głowie. Niestety, podobnych przykładów znalazłoby się znacznie więcej, co świadczy o rozchwianym poziomie trudności. Momentami miałem ochotę wyć do księżyca gdy trzeba było powtarzać zadanie od początku, czemu sprzyjały rzadko porozrzucane punkty zapisu.
Z uwagi na naleciałości gatunkowe, Dead Rising 2 pozwala również myszkować w sklepach i zmieniać odzienie wedle upodobań - znajdziemy tam damskie fatałaszki, sportowy dres, strój motocyklisty, czapkę trapera, zestaw do rugby oraz tonę innych szmat. Pod dostatkiem jest mini-gier, takich jak rozbierany poker czy odmiana golfa lecz szkoda, że zamiast tego twórcy nie zadbali o przyzwoitą minimapę. Ciągłe przełączanie pomiędzy oknami do najprzyjemniejszych czynności nie należy. Naturalnie, tryb multiplayer (obsługiwany przez Games for Windows Live) uwzględniono i mocno zaakcentowano - w tego typu produkcjach, to szalenie ważne. Jest zatem obowiązkowa opcja kooperacji, gdzie w dowolnej chwili może przyłączyć się do nas kompan. Grupowa rozwałka zawsze jest lepsza, niż samotne eskapady, prawda? Wielbicieli rywalizacji ucieszą zapewne zawody motocyklowe Terror is Reality, których namiastkę doświadczymy w pierwszym rozdziale kampanii. Zdobyte podczas „żniw” pieniądze możemy później wydać w „singlu” i przy okazji nieco się odstresować. Moduł wieloosobowy ogólnie daje radę lecz z uwagi na swoją wrodzoną „sanboxowość” nie przebija miodnością Left 4 Dead. Szacowany czas ukończenia gry zamyka się w okolicach dwunastu godzin, zależnie od ilości podejmowanych misji pobocznych, ale rozgrywka została tak skontrowana, aby po zakończeniu scenariusza rozpocząć zabawę raz jeszcze uprzednio napakowaną postacią.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150