Recenzja Dead Rising 2 - 1001 Sposobów na zabicie zombi
- SPIS TREŚCI -
Zombi najwyraźniej przeżywają renesans i coraz śmielej szturmują wszystkie platformy służące do grania, jakie obecnie miłościwie królują na rynku. Słabo rozgarnięte oraz niezbyt wytrzymałe truposzczaki, idealnie sprawdzają się w roli mięsa armatniego, dlatego zwykle trafiają do strzelanin o horrorowym zabarwieniu, gdzie giną grupowo bez większego żalu. Cóż, taki już chyba los kuśtykających nieboszczyków o ropiejących oczach i nieświeżym oddechu. Wystarczy tutaj wymienić chociażby szalenie popularne serie Resident Evil czy Left 4 Dead, które doskonale wykorzystały potencjał „chodzących (choć równie często biegających) zwłok” spragnionych ciepłego ludzkiego mięska. Wzmożone zainteresowanie tematem zawdzięczamy głównie ostatniej produkcji Vavle, która tchnęła nowego ducha w nieco skostniałych zombiaków. Jednak sequel konsolowego Dead Rising, to zupełnie inna para kaloszy daleka od wyobrażenia typowej gry z umarlakami maszerującymi w tle. Czemu? Powodów takiego stanu rzeczy jest mnóstwo, stąd żeby poznać przynajmniej podstawowe, zalecam dokładne przeczytanie niniejszej recenzji Dead Rising 2.
Autor: Caleb - Sebastian Oktaba
Scenariusze gier traktujących o eksterminacji zombie mają jedną zasadniczą wadę - najczęściej są niesłychanie wręcz idiotyczne. Pomijam już kompletny brak oryginalności w podobnych produkcjach, gdyż subgatunek ten rządzi się własnymi pokrętnymi prawami, ale spójnością fabularną nigdy nie grzeszyły. W Left 4 Dead na dobrą sprawę nawet nie wiemy czemu zawdzięczamy inwazję „zgnilców”, natomiast historia przedstawiona w piątej części Resident Evil połknęła chyba własny ogon. Cóż, ktoś może powiedzieć - każdy pretekst do zabijania bezmyślnych potworów jest dobry... i bez zbędnej polemiki przyznam mu wtedy rację. O dziwo, opowieść przygotowana na potrzeby Dead Rising 2 wcale nie kuleje, jeśli naprzeciw niej wystawimy wspomniane wcześniej Left 4 Dead albo Stubbs The Zombie. Nowe dzieło Capcom kontynuuje wątki rozpoczęte w pierwowzorze, który zadebiutował blisko cztery lata temu na konsoli xBox 360. Przyczyną globalnej pandemii okazał się tajemniczy wirus, zamieniający zwykłych ludzi w bezduszne monstra. I świat oszalał. Jeśli mieliście przyjemność oglądać filmy w reżyserii George A. Romero (Night of the Living Dead i spółka) lub 28 Dni Później, powinniście błyskawicznie ułożyć ciąg wydarzeń w logiczną całość. Głębsza analiza problemu nie jest potrzebna, pozostaje tylko pytanie, co zrobić z efektami nieuleczalnej choroby? Przedsiębiorczy ocaleni szybko znaleźli rozwiązanie...
Bohaterem gry jest niejaki Chuck Green, były mistrz motocrossowy biorący udział w dość oryginalnym show - Terror is Reality - sprowadzającym do koszenia zombi motorem uzbrojonym w piły mechaniczne (!) na arenie przypominającej skatepark. Impreza odbywająca się w rozświetlonym neonami Fortune City przypominającym Las Vegas, jak zwykle gromadzi tłumy żądnych mocnych wrażeń gapiów. Chuck uczestniczy w zawodach, choć osobiście niespecjalnie przepada za „brudną” robotą. Powodem jego zaangażowania są wyłącznie wysokie gaże, jakie otrzymują zawodnicy spektakularnego widowiska. Kobieciarz? Alkoholik? Narkoman? Dłużnik? Zbyt pochopny byłby to osąd... Facet potrzebuje pieniędzy na lekarstwo dla kilkuletniej córeczki, dlatego jest gotowy zaprzedać duszę diabłu. Jakby tego było mało, rozradowana gawiedź obserwująca bestialskie widowisko, wkrótce będzie miała znacznie większy problem, niż wybór swojego ulubieńca... W bliżej nieokreślonych okolicznościach zastępy zombi przetrzymywane w klatkach wydostają się na wolność, zarażają turystów i rozpętuje się piekło. Ledwo garstka ludzi uchodzi z życiem. Oczywiście, dziwnym zbiegiem okoliczności znajdujemy się wśród owych szczęśliwców, którzy teraz muszą walczyć o przetrwanie. Chuck zostaje dodatkowo obarczony winą za zaistniałą sytuację, więc w międzyczasie musi szukać prawdziwego sprawcy bałaganu. Brzmi źle? Będzie jeszcze gorzej, gdyż mała Katey co dwadzieścia cztery godziny powinna otrzymywać porcję trudno dostepnego medykamentu, inaczej... sami zobaczycie...
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- następna ›
- ostatnia »
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150