Recenzja Darkest of Days - Grajcie szybciej, bo się ściemnia...
- SPIS TREŚCI -
Kto zgasił światło?
W trakcie podróży zaliczymy cztery odmienne rozdziały, gdzie będziemy na zmianę korygować i komplikować przeszłość, zmieniać fronty oraz ratować ważne persony. Twórcy umieścili w grze postacie historyczne (George Armstrong Custer, Paul von Rennenkampf, Alexander Samsonov), które wprawdzie znaczącej roli nie odgrywają, acz pozwalają lepiej poczuć mizernie wykreowany klimat danej epoki. Najpierw wrócimy do czasów jeszcze przed chwilą współczesnych dla Aleksandra Morrisa, czyli wojny secesyjnej - rzuceni pomiędzy oddziały Konfederatów i Unii. Następnie wylądujemy w pierwszej połowie XIX wieku, doświadczając uroków Wielkiej Wojny począwszy od ataków gazowych na popisach artylerii kończąc. Dalej czekają potyczki z nazistami - misja w obozie koncentracyjnym do którego trafiamy wzniecając bunt, to bodajże najlepszy epizod Darkest of Days. Czuć wtedy przygnębiającą atmosferę, pogardliwe spojrzenia strażników oraz oddech ujadających niemiłosiernie owczarków. Szkoda, że poprawność polityczna 8Monkey Labs jest chyba zbyt daleko posunięta, skoro w rozdziale poświęconemu II Wojnie Światowej nie wykorzystali symbolu swastyki ani godła III Rzeszy. Czyżby autocenzura albo brak elementarnej wiedzy? Ostatnim przystankiem będą starożytne Pompeje tuż przed wybuchem Wezuwiusza, gdzie rozegra się finał opowieści. W ograniczonym stopniu możemy nawet wybierać dokąd aktualnie chcemy się udać, ale nie dajecie się zwieść - DoD jest całkowicie liniowe i wszystkie zadania trzeba prędzej czy później zaliczyć.
Jedną z największych atrakcji Darkest of Days miały być spektakularne bitwy, inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Twórcy słowa dotrzymali i epickie potyczki de facto występują, chociaż imponują bardziej ilością przewijających się oddziałów, niż sugestywnym odwzorowaniem. W walkach potrafi brać udział kilkadziesiąt (identycznych!) jednostek piechoty oraz kawalerii po obu stronach barykady, więc łatwo sobie wyobrazić jaki wtedy powstaje bur... bałagan. Trafimy więc w sam środek rosyjsko-niemieckiego starcia pod Tannenbergiem (1914) czy bitwy nad Antietam (1862), pilnując żeby szala zwycięstwa przechyliła się na właściwą (naszą) stronę. Co ciekawe, pośród chmary adwersarzy i sprzymierzeńców przewijają się postacie otoczone tajemniczą, niebieska aurą... Zastrzelenie tych gagatków absolutnie nie jest mile widziane, bowiem niesie za sobą bardzo przykre konsekwencje. Wszystko ogranicza się do jednego - czas staje w miejscu, zaś z portalu wyskakuje kilku nieźle uzbrojonych żołnierzy gotowych wlać nam w imię własnych zasad. Jeśli nie jesteśmy należycie przygotowani na konfrontację z siłami Drugiego Frontu, może być nieciekawie... Tutaj twórcy przegięli pałę z poziomem trudności, gdyż zakuci w kombinezony przeciwnicy potrafią solidnie sprać nam poślady. Pół biedy jeśli mamy odpowiednią giwerę, ale co zrobić gdy stajemy naprzeciwko z marnym sześciostrzałowym rewolwerem? Jedyną radą na „niebieskich” jest zneutralizowanie ich zawczasu przy pomocy eksperymentalnych „kuleczek-szperaczy”... Nazwa idiotyczna, ale owe cudo oddala widmo wizytacji strażników, co znacznie uprzyjemnia grę.
Umiarkowanie dobrym pomysłem było uzależnienie dostępnego arsenału od odwiedzanej aktualnie epoki, co w oczywisty sposób dodało grze szczypty realizmu. Na własnej skórze można poczuć dyskomfort z używania niektórych gnatów, ciskając przekleństwa zdecydowanie częściej niż kule... Ooo tak - muszkiety występujące podczas kampanii w XIX wiecznej Ameryce, potrafią doprowadzić do obłędu swoją nieskutecznością. Pojedyncza komora pocisku, długi czas ładowania oraz dziesiątki celów do zdjęcia... to nie jest dobre zestawienie. Na szczęście łatwo znaleźć rewolwer lub strzelbę Winchester, zanim przekroczymy próg bólu i ciśniemy myszką w monitor powodując nieodwracalne straty mienia. Dzięki Bogu pierwsza oraz druga Woja Światowa przynoszą sporo całkiem normalnego sprzętu, niemniej zdecydowanie najlepsza zabawa zaczyna się wraz ze zdobyciem rynsztunku wprost z przyszłości. Postrzelanie z samonakierowującego się SMG do Niemców, konfederatów albo rzymskich centurionów, to doprawdy niecodzienna okazja. Generalnie motyw przetrzebiania wrogich zastępów futurystyczną bronią przypadł mi do gustu - po chwilach gdy sromotnie obrywałem po tyłku, przyszedł upragniony moment krwawego rewanżu. Okazjonalnie przysiądziemy się także do stanowisk artyleryjskich oraz CKM, ale to już przecież widzieliśmy w dziesiątkach innych shooterów.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150