Recenzja Bulletstorm - Polacy zrobili niezłą rozróbę
- SPIS TREŚCI -
Kop & Bicz Sp. z o.o.
Bulletstorm jest typowym shooterem, który na przekór obecnej modzie nie próbuje przełamać konwencji i gatunkowych stereotypów. Żadnych elementów pseudo-RPG tutaj nie uświadczymy, chociaż w grze pojawia się kilka ciekawostek. Twórcy skupili się jednak na tym, co wychodzi im zdecydowanie najlepiej, czyli zaserwowaniu grającemu maksymalnej jatki. Czuć w Bulletstorm ducha Painkillera, którego osobiście bardzo ciepło wspominam i wysoce cenię. Zasady rozgrywki są banalne do bólu - chwytaj gnata w ręce i pruj ile wlezie do tych brzydszych, robiąc przy okazji użytek z pozostałych gadżetów o których szerzej za chwilę. Mięsa armatniego napierają całe tabuny i nie trzeba wiele wysiłku, aby zamienić przeciwników w rubinową miazgę o konsystencji galarety. Strzelanie daje naprawdę sporo dzikiej satysfakcji, czego brakuje większości FPS z tak zwanymi „ambicjami”. Bulletstorm niczego nie udaje, jest absolutnie odmóżdżające i jego siła tkwi właśnie w owej bezkompromisowości. Wracasz zmęczony z uczelni lub biura i chcesz trochę rozluźnić skołatane nerwy? Włączasz zatem opisywaną grę dając upust nagromadzonej frustracji, żeby poprawić sobie humor zaszlachtowaniem setek oponentów. Najprostsze rozwiązania są zwykle najbardziej efektywne, niemniej w Bulletstorm wprowadzono szereg dodatków, wydatnie uprzyjemniających pacyfikowanie agresywnej trzody. Kop & Bicz Sp. z o.o., mają to zagwarantować.
Grayson Hunt dysponuje stosunkowo rozbudowanym arsenałem broni palnej, czego z racji charakteru zabawy należało się spodziewać. Pacyfikowanie wynaturzonego ścierwa, to wszak podstawa i motyw przewodni imprezy pod szyldem Bulletstorm. Standardowy karabin automatyczny, shotgun, snajperkę, wyrzutnię bomb czy mini-guna, widywaliśmy w setkach slasherów i tutaj również nie mogło zabraknąć podobnego asortymentu. Szkoda, że zapomniano o miotaczu ognia albo pile spalinowej, ale People Can Fly uzupełniło zbrojownię o dwie przydatne zabawki, jakich świat strzelanin chyba dotąd nie widział. Pamiętacie, ile frajdy w Painkillerze dawało podrzucanie wrogów do góry i faszerowanie ich ołowiem? A gdyby dodać do tego jeszcze spowolnienie czasu, działające tylko na wskazy obiekt? Taką właśnie rolę pełnią kopniak i elektryczny pejcz, które zamieniają pozornie zwykłą strzelaninę w spektakularną masakrę na niespotykaną skalę. Przywalenie adwersarzowi z buta powoduje, iż nieszczęśnik zamiast błyskawicznie wylądować na plecach, wbrew prawom grawitacji majestatycznie szybuje w oczekiwaniu na naszą reakcję. Możemy wtedy spokojnie poczęstować go serią z karabinu lub zorganizować znacznie mniej przyjemną egzekucję. Podobnie rzecz wygląda w przypadku bicza (inspirowanego chyba „sznurowadłem” Skorpiona z MK!), wyciągającego łapserdaków zza osłon i posiadającego kilka własnych bajerów. Jakby tego było mało, Bulletstorm niemalże zmusza do eksterminacji nacierających mas nieprzyjaciół w najbardziej efektowny sposób...
Pomysł z „kreatywnym” mordowaniem przeciwników nagradzanym specjalnymi punktami, chociaż wydaje się chory i zepsuty... w praktyce sprawdza się rewelacyjnie. Każda gnida odhaczona na lufie, zostaje przeliczona na kredyty służące do zakupu amunicji oraz ulepszeń dla giwer, które znajdujemy w porozrzucanych tu i ówdzie zasobnikach. Żeby było weselej, twórcy przygotowali setki kombinacji jakie powinniśmy wykonać, aby odblokować wszystkie dopalacze i zgarnąć maksymalne premie. Cóż, wartości edukacyjnej opisywana gra raczej ze sobą nie niesie, więc obrońcy moralności z pewnością zaraz podniosą larum. Posoka tryska obficie, głowy eksplodują („Arbuz”), kończyny walają pod stopami, zaś wszystko przypomina makabryczny kolorowy cyrk z nagrodami. Miodność oraz widowiskowość takiego rozwiązania spokojnie przebija zwykłą sieczkę z Serious Sam czy nawet wspomnianego wielokrotnie Painkillera, stanowiąc wypadkową pomiędzy okrucieństwem i groteską. Spośród dzierżonego żelastwa najciekawiej prezentuje się kołkownica, której pociski przewiercają kilku wrogów na wylot („Szaszłyk”) tudzież przybijają nieszczęśnika do ściany i obracają bezwładnymi zwłokami. Normalny człowiek nigdy nie zrozumie, jak można czerpać radochę z takiego widoku... i nie wie, co traci ;] Poszczególne gnaty posiadają własny unikalny zestaw „kombosów”, jednak dopiero połączenie broni palnej z rynsztunkiem kosmicznego kowboja (Kop & Bicz Sp. z o.o.) odsłania największy atut Bulletstorm - dziesiątki oryginalnych sposobów na uśmiercenie wrogów. Wtedy gra nabiera właściwego wyrazu.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150