Recenzja Alan Wake's American Nightmare PC - Koszmar powraca
- SPIS TREŚCI -
Mooojaaaa fantaaaazjaaaa
Oderwanie American Nightmare od Alan Wake, pozwoliło twórcom zintensyfikować elementy zręcznościowe, dlatego każde zadanie oznacza teraz ostrą wymianę ognia. Zamiast względnie spokojnego dreszczowca, rozkręcającego się dopiero w dalszych rozdziałach, powstała całkiem dynamiczna strzelanina trzecioosobowa. Osobiście nie jestem powyższym stanem rzeczy zachwycony, ale rozgrywka naprawdę wciąga. Latarkę i podstawową giwerę zdobywamy na samym początku, a skorzystamy z tego zabójczego duetu praktycznie w chwili podniesienia - potem będzie już tylko coraz więcej trupów. Tradycyjnie, żeby zrobić kuku przeciwnikowi należy najpierw potraktować go wiązką światła, wypędzić mrok władający jego ciałem, aby następnie wpakować weń wiadro ołowiu. Jednak pomimo narzucenia szybszego tempa, mechanika czy system kierowania ogniem zostały po staremu. Szkoda, bo trochę podcina to skrzydła grze, aspirującej do miana strzelaniny - brakuje chociażby bezwzględnej precyzji, ale taki już urok Alan Wake.
American Nightmare zdecydowanie poszerza też arsenał dostępnych broni, wprowadzając karabin M16 i strzelbę automatyczną, kuszę, UZI, rewolwer magnum oraz kilka innych śmiercionośnych zabawek. Brakuje tylko wyrzutni rakiet oraz mini-guna... aczkolwiek jest pistolet na gwoździe. Cóż, taka różnorodność środków masowego rażenia nie pasuje trochę do Alan Wake, nieprawdaż? Faktem pozostaje, że ograniczony dostęp do potężnych pukawek mocno podkręcał atmosferę, a tutaj otrzymujemy do dyspozycji zbrojownię godną następcy Rambo. Strzelania jest więcej, przeciwników cała chmara, ale moim skromnym zdaniem podstawowy rynsztunek w zupełności wystarczyłby do eksterminacji łapserdaków. Doliczmy do tego jeszcze granaty błyskowe, flary oraz pistolet sygnalizacyjny, aby skuteczniej patroszyć sługusów ciemności.
Zbieranie manuskryptów i fragmentów książki, to żadna nowość w Alan Wake, niemniej American Nightmare wykonuje w tym względzie nagły zwrot o niemalże sto osiemdziesiąt stopni. Przeszukując okolicę natrafimy na kartki, których jest w sumie 53, pozwalające odblokowywać skrzynie z... coraz silniejszymi giwerami. Pomysł budzi mieszane uczucia, wydaje się nielogiczny oraz śmierdzi na kilometr multiplayerowymi FPS, chociaż można to uzasadnić pokrętną logiką sennego koszmaru, jakiego uczestnikami jesteśmy. Rozumiem, że American Nightmare to spin-off i generalnie nie musi trzymać się zasad wcześniej obowiązujących, ale takiego zabiegu zaakceptować nie potrafię. Odnoszę przykre wrażenie, iż Remedy nazbyt chciało „uzręcznościowić” grę, czemu zawdzięczamy podobne kwiatki.
Galeria adwersarzy nie przytyła proporcjonalnie do uzbrojenia, bowiem naliczyłem tylko czwórkę premierowych gagatków. Pierwszymi są pajączki przypominające Facehuggery z sagi Aliens, niezbyt agresywne i ruchliwe, zaś wrażliwe nawet na pojedynczą wiązkę z latarki. Kolejny skurczybyk to trochę wyższa liga - pamiętacie stada ptaków, atakujące z zaskoczenia? Teraz gromada potrafi przybrać postać kultysty (?), łatwiejszego do odstrzelenia gdy zamiast szybować nad naszą głową spokojnie kroczy po ziemi. Trzecimi w kolejce są dziwolągi, tworzące swoją kopię pod wpływem światła. Natomiast ostatni ze świeżaków, to prawdziwa góra mięsa z piłą tarczową w łapie, powolna i nieszczególnie rozgarnięta, ale kiedy przywali...
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150