Recenzja Drakensang: The River of Time - Słodkie deja vu
- SPIS TREŚCI -
Technikalia
Audiowizualnej rewolucji w Drakensang: The River of Time nie przeprowadzono i trudno się temu dziwić, skoro tytuł korzysta z tego samego silnika co poprzednik. Grafika przeszła drobny lifting, zmiany są zauważalne, ale jej nieco kreskówkowy styl został zachowany. Generalnie, zawartość ekranu może się podobać (poza drewnianą animacją) chociaż wodotrysków lepiej nie oczekiwać. Wymagania sprzętowe produkcji Radon Labs trochę mnie zasmuciły, bowiem o wykorzystaniu potencjału procesorów wielordzeniowych czy dwóch kart graficznych (SLI) można zapomnieć. Gra w miastach osiągała około trzydzieści klatek na sekundę, warto tylko dodać, że pomimo tego na braki płynności nie narzekałem. W terenie odnotowywałem już około setki FPS, ale przy Core 2 Quad QX9650, 4 GB pamięci oraz GeForce GTX 295 nie mogło być inaczej. Ścieżka dźwiękowa przypomina tą pamiętaną z The Dark Eye i jest odpowiednio epicka. Polska wersja językowa nie ustrzegła się pewnych drobnych błędów (urywające się lub wystające poza dozwolone ramy wyrazy), niemniej przy takiej ilości tekstu było to nieuniknione. W pudelku z The River of Time oprócz płytki, znajdziemy również obszerną kolorową instrukcję, a to wszystko w cenie około 89 złotych.
Słowo na niedzielę
Wycieczkę po Aventurii czas kończyć i przejść do podsumowania. Czego nie udało mi się w niniejszej recenzji zmieścić lub zwyczajnie zapomniałem, znajdziecie najpewniej w artykule o poprzedniku (LINK). Do rzeczy więc! Drakensang: The River of Time jest tytułem, który można z czystym sumieniem polecić wielbicielom The Dark Eye. Zarówno klimat jak i mechanika pozostały zasadniczo nietknięte, a przecież były najważniejszymi czynnikami przyciągającymi do pierwszej części. Oczywiście, nie każdego owa stagnacja ucieszy i znajdzie się grupa osób niezadowolonych z takiego stanu rzeczy. Fakt, twórcy nie próbowali nawet przeprowadzać gruntownych zmian, ale zaserwowali nam w zamian przygodę ciekawszą oraz bardziej angażującą niż wcześniej. Drużynowe cRPG to zresztą obecnie rarytas (poprzednio był... The Dark Eye?), stąd fani serii Baldur's Gate czy Icewind Dale i tak powinni sięgnąć po Drakensang: The River of Time. Jeżeli tęsknisz za powrotem na Wybrzeże Mieczy... Cóż, nie masz wyjścia...
|
Plus i Minus: 75/100 PLUSY:
|
Grę do testów dostarczyła firma Techland:
Procesor Core 2 Extreme QX9650 do platformy testowej dostarczyła firma Intel:
MSI GeForce GTX 295 i MSI X48 Platinum do platformy testowej dostarczyła firma MSI:
Obudowę Cooler Master ATCS 840 do platformy testowej dostarczyła firma Cooler Master:
Zasilacz Be-Quiet Dark Power P7-PRO-650W do platformy testowej dostarczyła firma Listan:
Pamięci OCZ DDR3 2x2GB 1800MHz CL8 Reaper do platformy testowej dostarczyła firma Extrememem:
Zestaw akcesoriów Razer: Lycosa, Carcharias, DeathAdder i Goliathus Control dostarczyła firma MMV:
Cooler Thermalright Ultra 120 Extreme Black do platformy testowej dostarczyła firma Cooling:
Monitor Zalman ZM-M220W do platformy testowej dostarczyła firma Zalman:
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
133
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150