Samsung Galaxy Note 10 i Note 10+. Rewolucja w klasie biznes?
Najdroższe, najlepsze, najwydajniejsze, największe - to tylko kilka naj, które można wykorzystać, mówiąc o smartfonach Samsung Galaxy Note. Mimo tych wszystkich zalet rzadko jednak zdarzało się, by były to urządzenia naprawdę innowacyjne lub zaskakujące. Wręcz przeciwnie - większość superflagowców Koreańczyków można było opisać jako nieco bardziej wypasione wersje „eSek”. Przed chwilą byliśmy jednak świadkami premiery kolejnej generacji Note’ów i trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w tym roku sprawy będą się miały nieco inaczej. Po raz pierwszy (nie licząc eksperymentalnego modelu Note Edge) dostaniemy nie jednego, a dwóch reprezentantów biznesowej rodziny Samsunga. Świeżo zaprezentowane Samsung Galaxy Note 10 i Note 10+ nie będą także kalką z tegorocznej rodziny S. Nadchodzi rewolucja?
Autorzy: Arkadiusz Bała, Rafał Romański
W tym roku Samsung zaskoczył, wprowadzając do oferty aż dwa warianty swojego superflagowca: Samsung Galaxy Note 10 i Note 10+. Nie zaskoczył za to ceną, która, zgodnie z oczekiwaniami, jest bardzo wysoka.
-W jakim kolorze chce Pan nowego smartfona?
- Hmm. Poproszę we wszystkich.
Rok 2019 to rok zmian dla Samsunga. Po raz pierwszy od dawna dostaliśmy płaskiego, kompaktowego przedstawiciela rodziny S, natomiast plasująca się dotąd jako „ekskluzywne średniaki” rodzina A porzuciła szklane obudowy na rzecz plastiku i stała się poligonem doświadczalnym, służącym do testowania różnych wariacji na temat notcha oraz przedniego aparatu (a ekskluzywność szlag trafił). Nie powinno być w związku z tym zaskoczeniem, że i biznesowa rodzina Note doczekała się zmian. Najważniejsza z nich to pojawienie się nie jednego, a dwóch nowych urządzeń: Samsung Galaxy Note 10 i Samsung Galaxy Note 10+. Jak łatwo się domyślić, różnią się głównie rozmiarem i ceną. A skoro już o tym mowa, to chyba nie ma sensu tego odkładać - tak, nowe Note’y są drogie. Bardzo drogie. Kosmicznie drogie. Iphone’owo drogie. Wręcz… no dobra, myślę, że wiecie o co mi chodzi. Za mniejszego Samsunga Galaxy Note 10 zapłacimy 4149 zł. Większy Samsung Galaxy Note 10+ będzie nas natomiast kosztował 4799 zł za wersję 256 GB albo 5249 zł za wariant 512 GB. Uprzedzając komentarze - tak, nawet w cenie najtańszej opcji dostaniemy dwa Xiaomi Mi 9. Mówiłem - drogo. No ale skoro tę przykrą formalność mamy już za sobą, to czas przejść do tej przyjemniejszej części, czyli tego, co za te pieniądze dostajemy.
Samsung Galaxy Note 10 | Samsung Galaxy Note 10+ | |
Procesor | Samsung Exynos 9825 2x Mongoose M4 2,7 GHz 2x Cortex-A75 2,3 GHz 4x Cortex-A55 1,95 GHz |
Samsung Exynos 9825 2x Mongoose M4 2,7 GHz 2x Cortex-A75 2,3 GHz 4x Cortex-A55 1,95 GHz |
Układ graficzny | Mali-G76 MP12 | Mali-G76 MP12 |
System | Android 9.0 Pie | Android 9.0 Pie |
Pamięć RAM | 8 GB | 12 GB |
Pamięć wbudowana | 256 GB | 256 lub 512 GB |
Karta pamięci | Brak | microSD |
Łączność | LTE-A Cat 20, Wi-Fi a/b/g/n/ac/ax, Bluetooth 5.0, NFC | LTE-A Cat 20, Wi-Fi a/b/g/n/ac/ax, Bluetooth 5.0, NFC |
Dual SIM | Tak | Tak |
Wyświetlacz | 6,3" Dynamic AMOLED, 1080x2280 | 6,8" Dynamic AMOLED, 1440x3040 |
Aparat tylny | 12+12+16 MP, nagrywanie 2160@60 FPS | 12+12+16 MP + ToF, nagrywanie 2160@60 FPS |
Aparat przedni | 10 MP | 10 MP |
Pojemność akumulatora | 3500 mAh | 4300 mAh |
Wymiary | 151 x 71,8 x 7,9 mm | 162,3 x 77,2 x 7,9 mm |
Waga | 168 g | 196 g |
Dodatkowe | IP68, głośniki stereo, S-Pen | IP68, głośniki stereo, S-Pen |
Cena | 4149 zł | 4799 lub 5249 zł |
Trzeba Koreańczykom przyznać, że w przypadku designu serii Note są bardzo konsekwentni. Superflagowce zawsze wyglądały jak większe i nieco bardziej prostokątne modele z aktualnej rodziny S. Teoretycznie ten sam opis można by odnieść do obydwu wariantów Note’a 10. Teoretycznie, bo osobiście im dłużej na nie patrzyłem, tym bardziej widziałem w nich kolejnych przedstawicieli średniopółkowej serii A. Wynika to po części stąd, że wiele elementów designu jest wspólnych dla całego tegorocznego line-upu Samsunga, a o finalnym efekcie decydują detale. Ba, same Note’y poza rozmiarem prezentują się niemal identycznie. Ich bryła jest bardzo podobna do poprzednika - powracają mocno zarysowane rogi obudowy oraz dwie tafle szkła wyraźnie zachodzące na boki urządzenia. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku S10 i S10+, także tutaj wszystkie krawędzie zostały nieco ostrzej zarysowane, co z jednej strony nadaje urządzeniom surowości, a z drugiej industrialnego uroku.
W połączeniu z przednim panelem wypełnionym praktycznie w 100 procentach przez zakrzywiony wyświetlacz OLED sprawia to, że smartfony wyglądają bardzo nowocześnie, bez uciekania się do niepotrzebnego efekciarstwa. Skoro już o froncie mowa, to trzeba producenta pochwalić za zagospodarowanie przestrzeni. Ramki wokół ekranu ze wszystkich stron są bardzo cienkie; nawet u dołu, gdzie większość producentów pozostawia charakterystyczny "podbródek". Taka dbałość o detale może się podobać. Z drugiej strony mniejszy entuzjazm budzi obecność otworu na aparat, umieszczonego pośrodku górnej krawędzi wyświetlacza. Nie będę ukrywał, nie jestem fanem tego rozwiązania. W przeciwieństwie do umieszczonych w rogu aparatów rodziny S10, tutejsze „oko Saurona” bardzo trudno zignorować, w związku z czym w pewnym momencie robi się mocno irytujące (a piszę to jako osoba, której notche co do zasady nie przeszkadzają). Jest to także jeden z powodów, dla których Note 10 i Note 10+ kojarzą mi się z tańszymi produktami z serii A, a nie tegorocznymi flagowcami.
Kolejny znajduje się natomiast na pleckach i jest nim umieszczony w rogu aparat. Jest to duże odstępstwo zarówno od rodziny S10, jak i wcześniejszych modeli z serii Note, gdzie producent preferował obiektywy umieszczone centralnie. Na przestrzeni kolejnych generacji potrafiło to rodzić pewne problemy konstrukcyjne (wspaniałe czytniki linii papilarnych w S8 i Note 8), a wraz z dodawaniem kolejnych „oczek” prezentowało się coraz bardziej "nietypowo", więc można się domyślać, skąd wzięła się decyzja o zmianie. Z drugiej jednak strony nowe Note’y straciły w ten sposób jeden z ciekawszych akcentów stylistycznych i prezentują się nieco wtórnie. Sytuację ratuje jednak wykończenie, a konkretnie wariant Aura Glow (Note 10 oraz Note 10+), który mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Dosłownie. Wygląda to niesamowicie efektownie i nietypowo. Osobiście jestem tym kolorem (kolorami?) zachwycony, ale rozumiem, że niektórym może się on wydać nieco zbyt ekstrawagancki. Na szczęście oprócz tego mamy do wyboru także bardziej klasyczne warianty: biały (Note 10+ Aura White), czarny (Note 10 Aura Black i Note 10+ Aura Black), różowy (Note 10 Aura Pink) i niebieski (niedostępny w Polsce).
O krawędziach smartfonów nie ma chyba sensu przesadnie się rozpisywać, choć dwie rzeczy odnotować trzeba. Po pierwsze, Samsung postanowił wycofać się w końcu z dedykowanego przycisku Bixby. Biorąc pod uwagę, że od kiedy się pojawił, był dla większości użytkowników raczej powodem do irytacji niż udogodnieniem, to wydaje się to dobrą decyzją. Jeśli jednak znalazłby się ktoś, kto z niego regularnie korzystał, to nie powinien się martwić - sam skrót wywołujący asystenta nie zniknął, tylko został przeniesiony na przycisk zasilania. Po drugie, zniknęło także gniazdo jack. Jak widać nawet Samsung nie widzi sensu w utrzymywaniu tego sprawdzonego rozwiązania przy życiu, a szkoda.
Jak już próbowałem delikatnie zasygnalizować, Note’y nigdy nie były małymi urządzeniami. W przypadku nowej generacji zaszły jednak pewne zmiany. Otóż mniejszy wariant ma wymiary „raptem” 151 x 71,8 x 7,9 mm. Oznacza to, że jest niewiele większy od Samsunga Galaxy S10 i wyraźnie mniejszy zarówno od Note 9, jak i S10+. Z perspektywy wygody użytkowania jest to zmiana jak najbardziej na plus. Ba, smartfona da się w końcu używać jedną ręką! Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę mógł to napisać o serii Note, więc jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Oczywiście komfort ogranicza nieco fakt, że szklana obudowa nadal pozostaje dość śliska, ale taki już urok segmentu premium. Trochę gorzej sprawy się mają z Note 10+, który jest kobyłą na miarę swoich poprzedników - mierzy 162,3 x 77,2 x 7,9 mm. Tu o komfortowej pracy bez wspomagania się drugą dłonią można zapomnieć, ale w zamian dostajemy przynajmniej znacznie większy wyświetlacz. Jeśli chodzi o jakość wykonania, to jest to bez dwóch zdań najwyższa półka - obydwa urządzenia wykonano z najwyższej klasy materiałów, są rewelacyjnie spasowane i bardzo solidne. Nie zabrakło także wodoszczelności (certyfikat IP68).
Skoro już pojawił się temat wyświetlaczy, to warto powiedzieć o nich coś więcej, bo zdecydowanie robią wrażenie. Podobnie jak w większości swoich urządzeń z segmentu premium, także tym razem Koreańczycy sięgnęli po dwustronnie zakrzywione matryce AMOLED. Mówiąc bardziej precyzyjnie mamy tu do czynienia z technologią Dynamic AMOLED, znaną z S10 i S10+. No i co tu dużo mówić? Ekrany wyglądają obłędnie. Już od dawna jakość obrazu oferowana przez topowe modele Samsunga jest na tyle wysoka, że trudno mówić tutaj nie tylko o wadach, ale nawet o jakimkolwiek polu do poprawy. Ewentualnych różnic względem poprzedników trzeba będzie doszukiwać się dopiero w testach laboratoryjnych. Obok świetnych parametrów pochwalić należy także wsparcie dla standardu HDR10+. Wianuszek pochwał nie oznacza jednak, że obyło się bez zgrzytów. Ekrany obydwu urządzeń, co jest raczej logiczne, różnią się rozmiarem. W Note 10 mamy przekątną 6,3”, a w Note 10+ 6,8”. Nie jest to jednak jedyna różnica, gdyż inna jest także rozdzielczość. O ile w droższym modelu wynosi ona 1440x3040, czyli z grubsza tyle co w poprzedniku, tak w tańszym wariancie znajdziemy już tylko 1080x2280. Można oczywiście polemizować czy przy wyświetlaczu tych rozmiarów cokolwiek więcej jest w ogóle potrzebne, ale jakby nie było jest to znaczny krok w tył względem poprzedniej generacji i to przy niemal identycznej cenie. Taka sytuacja zawsze pozostawia pewien niesmak. Sam ekran służy nie tylko wyświetlaniu obrazu, gdyż został z nim zintegrowany skaner linii papilarnych. Jest to jednostka ultradźwiękowa, dokładnie taka sama jak w S10 i S10+.
Wypadałoby w końcu zajrzeć do środka nowych Note’ów, jednak tu obyło się bez niespodzianek. Obydwa urządzenia pracują pod kontrolą procesora Samsung Exynos 9825. Posiada on osiem rdzeni - 4x Mongoose M4 2,73 GHz, 2x Cortex-A75 2,31 GHz i 4x Cortex -A55 1,95 GHz - wspierane przez GPU Mali G76 MP12. Nowy układ został wykonany w litografii 7 nm, co powinno zagwarantować mu nieco wyższą wydajność i efektywność energetyczną w porównaniu ze znanym z rodziny S10 Exynosem 9820. O tym czy tak faktycznie jest przekonamy się po przeprowadzeniu pełnej procedury testowej. Na razie jestem w stanie powiedzieć tylko tyle, że sample, z którymi mieliśmy styczność, działały bardzo szybko i sprawnie reagowały na wszystkie polecenia. Obok wydajnego SoC na pokładzie znajdziemy także duże pokłady pamięci operacyjnej - 8 GB w Note 10 i 12 GB w Note 10+ - oraz spory zapas pamięci wewnętrznej (nie mamy jeszcze potwierdzenia, ale najprawdopodobniej UFS 3.0) - 256 GB w Galaxy Note 10 i 256 lub 512 GB w Galaxy Note 10+. Tu jednak dochodzimy do pewnego zgrzytu - otóż tylko w jednym z nich, tym droższym, rozszerzymy ją za pomocą kart microSD. Posiadacze tańszego modelu będą musieli jakoś sobie poradzić z tym, co dał im producent. Podobną dysproporcję widać w przypadku pojemności akumulatora, która w większym urządzeniu wynosi 4300 mAh, a w mniejszym 3500 mAh. Pojemności dość skromne jak na tak duże urządzenia, co nie wróży nić dobrego, szczególnie jeśli spojrzeć przez pryzmat kiepskiej efektywności energetycznej rodziny S10.
Jeśli specyfikacja nowych Note’ów jest przewidywalna, to ich oprogramowanie tym bardziej. Urządzenia pracują pod kontrola Androida 9.0 Pie wraz z nakładką One UI. Doczekała się ona co prawda kilku poprawek, jednak jest to na dobrą sprawę to samo oprogramowanie, które znajdziemy we wszystkich tegorocznych urządzeniach producenta. Moim zdaniem to bardzo dobra wiadomość, gdyż nowa nakładka Koreańczyków jest nie tylko estetyczna (choć to może akurat kwestia gustu) i dopracowana, ale przede wszystkim zaprojektowana pod kątem duży ekranów o proporcjach szerszych niż 18:9. Przejawia się to w takich drobiazgach jak chociażby rozmieszczenie elementów sterujących bliżej dolnej krawędzi, by nie trzeba było zbyt często sięgać do górnej połowy wyświetlacza. Niby banał, a jednak ułatwia obsługę, szczególnie w przypadku takich gigantów jak Note 10+.
Nowe Note’y już w chwili premiery wydają się rozczarowywać, jeśli chodzi o możliwości fotograficzne. Obydwa urządzenia posiadają na pokładzie niemal identyczną konfigurację aparatów, jak ich krewni z rodziny S10: standardowy moduł o rozdzielczości 12 MP i zmiennej przysłonie f/1.5-2.4, ultraszeroki 16 MP f/2.2 i tele 12 MP f/2.1. Do tego w przypadku modelu Note 10+ dostajemy sensor głębi ToF, a na froncie obydwu urządzeń jest kamerka do selfie o rozdzielczości 10 MP. Podczas przedpremierowego pokazu nie mieliśmy niestety okazji dokładnie przyjrzeć się możliwościom fotograficznym urządzeń, jednak wszystko wskazuje na to, że czeka nas powtórka z S10. Jest to i dobra, i zła wiadomość. Z jednej strony flagowce Koreańczyków nadal potrafią robić bardzo dobre zdjęcia i trzeba je za to pochwalić. Z drugiej jednak trudno zignorować fakt, że mamy tu do czynienia z jednostką, która de facto pamięta czasy Samsunga Galaxy S7, a więc 2016 rok. W branży mobilnej jest to bardzo długo, a konkurencja bynajmniej nie stała w miejscu. Innymi słowy raczej nie należy oczekiwać, by nowe Note’y zdetronizowały na tym polu Huawei P30 Pro.
Wreszcie nie sposób pisać o kolejnej generacji i nie wspomnieć o funkcji, której cała seria zawdzięcza swoją nazwę - rysiku S-Pen. Doczekał się on kilku drobnych usprawnień, jednak bez rewolucji. Ot, nie ma sensu psuć tego, co dobre, a trzeba przyznać, że lepsza alternatywa dla tutejszego rysika jeszcze nie powstała. Wracając jednak do nowości, to doczekaliśmy się przede wszystkim nowego designu i nieco dłuższego czasu pracy na baterii. Po stronie software’owej wprowadzono natomiast wsparcie dla gestów, do których dostęp będą miały już nie tylko aplikacje systemowe, ale także te dostarczane przez podmioty trzecie. Powiedziałbym, że to duża zmiana i krok w bardzo dobrym kierunku, ale wszystko będzie tak naprawdę zależało od tego czy twórcy aplikacji faktycznie z tej możliwości skorzystają i wdrożą ją w swoich produktach.
Choć pod wieloma względami Samsung Galaxy Note 10 i Note 10+ przynoszą rewolucję, tak w równie wielu aspektach wydają się propozycją bardzo zachowawczą. Mimo to to bardzo dobre smartfony.
Jak widać nowe Note’y mają całkiem dużo do zaoferowania i już w tym momencie można śmiało stwierdzić, że ponownie będą jedne z lepszych urządzeń w swojej klasie. Czy najlepsze? Tu już sprawa nie jest taka oczywista. Widać, że choć producent zdecydował się na kilka odważnych zmian w swojej rodzinie superflagowców, m.in. poprzez wprowadzenie drugiego, „tańszego” (do tego jeszcze wrócimy) modelu, tak w niektórych względach pozostał bardzo zachowawczy. Nie byłby to może problem, gdyby jego pozycja była równie mocna co 2-3 lata temu, jednak konkurencja nie śpi, a Koreańczykom wyrósł groźny rywal w postaci Huawei. No i kwestia ceny… Przyznam szczerze, nie sądziłem, że doczekam się dnia, kiedy tańszy, celowo okrojony wariant smartfona Samsunga będzie kosztował ponad 4000 zł, a przecież to i tak "okazja", biorąc pod uwagę, że za wersję z plusem zapłacimy przynajmniej 4799 zł. Budzi to pewien niesmak, szczególnie że wprowadzając dwie wersje urządzenia producent najpewniej próbuje dyskretnie zamaskować kolejną próbę windowania cen i przesunięcia maksimum, które klienci są gotowi zaakceptować. No ale to już temat na inną okazję…
Powiązane publikacje

Test OnePlus 13R vs OnePlus 12. Lepszy nowy model czy ceniony ex-flagowiec? Porównanie smartfonów z układem Snapdragon 8 Gen 3
23
Test smartfona realme C75 - niedrogi model z dobrym aparatem i wytrzymałą obudową. Szkoda tylko, że nie grzeszy wydajnością...
27
Test Samsung Galaxy Z Flip6 vs Motorola razr 50 ultra - pojedynek najciekawszych składaków na rynku. Który jest lepszy?
24
Test realme GT 6 vs realme GT 6T - który model wybrać? Omawiamy różnice pomiędzy smartfonami
19