Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Medal of Honor: Warfighter - Cel... Ognia! Pudło...

Sebastian Oktaba | 30-10-2012 17:54 |

Bolesne podróże

W obrębie „singla” przewidziano trzynaście zadań, które umieszczono w mniej lub bardziej malowniczych miejscach, ale projekty i aranżacje lokacji na kolana bynajmniej nie rzucają. Pod względem rozmaitości Medal of Honor: Warfighter na pewno żadnego Call of Duty nie przebija. Co zatem przygotowali twórcy? Odwiedzimy słoneczny Jemen bardzo przypominający początkowe poziomy Battlefield 3, zaliczymy także rozdział w zdewastowanym Sarajewie oraz wycieczkę do Pakistanu. Potem skierujemy swoje kroki na Filipiny, gdzie szaleje tropikalny huragan zamieniający ulice w rwące rzeki. Przejedziemy się również dubajskimi ulicami w godzinach szczytu i odstrzelimy kilku somalijskich piratów na środku oceanu. Zmienia się zarówno otoczenie, jak i okoliczności przyrody z uwzględnieniem burzy pisakowej czy ulewnego deszczu. Niestety, długość misji pozostawia sporo do życzenia, mapy są totalnie liniowo-tunelowe, zaś ukończenie wątku głównego zajmuje około 6-8 godzin. Warfightera przeszedłem w czasie krótszym, niż trwało ściąganie 17 gigabajtów z Origin! Nienawidzę dystrybucji cyfrowej...

Jedyne co naprawdę ratuje singla w nowym Medal of Honor, to całkiem miodne strzelanie do łapserdaków koczujących za każdym rogiem. Fundamentalną cechę każdego rasowego shootera udało się uchwycić, aczkolwiek system kierowania ogniem jest niemalże żywcem wyjęty z Battlefield. Giwery wydają przyjemne dźwięki, charakteryzują się wyczuwalnym kopnięciem, a poczęstowani kulką adwersarze z gracją odchodzą do krainy przodków. Poza pewnymi anomaliami o jakich wspominałem na poprzednich stronach, złego słowa o warstwie czysto strzelankowej napisać nie mogę. Gama dostępnych giwer obejmuje paletę karabinów, strzelb, pistoletów oraz ładunków wybuchowych na czele z Glock 18, AK-103, M240 i TAC-300. Broń podstawowa ma nieskończoną ilość amunicji, natomiast zapasy dla drugiej pukawek uzupełnimy podbiegając do towarzyszy. Apteczek tradycyjnie nie znajdziemy - życie regeneruje się automatycznie po odczekaniu paru chwil w bezpiecznym miejscu.

Warfighter jak niemalże każda nowożytna produkcja, został obarczony ładunkiem mniej lub bardziej irytujących baboli, ale niektóre potrafią zażenować nawet wyrozumiałego gracza. W momencie rozpoczęcia oskryptowanej scenki, nasza postać traci możliwość biegania - pozostaje wtedy tylko dotarcie do miejsca zbornego lub przeczekanie wydarzenia. Nawalają także algorytmy odpowiedzialne za weryfikację posiadanej borni. Pewnego razu podniosłem CKM i przystąpiłem do forsowania drzwi okraszonego cut-scenką, niemniej podczas akcji dzierżyłem już standardową pukawkę - poprzednio zdobyty ciężki karabin definitywnie wyparował z ekwipunku. Sztuczną inteligencje nieśmiertelnych (sic!) kompanów i przeciwników określiłbym mianem niezbyt satysfakcjonującej, wszak obydwie grupy potrafią odstawić niezłą szopkę. Wchodzenie na linię strzału, kiepska celność tudzież brak właściwej reakcji na rzucony granat, to najwyraźniej cechy prawdziwych weteranów z oddziałów specjalnych. Adwersarze wprawdzie wykorzystują zasłony terenowe, ostrzeliwują zza węgła i zmieniają pozycje, jednak przebłysków SI naszpikowanej skryptami nigdzie nie zauważyłem.

Tryb wieloosobowy moim skromnym zdaniem nie zdetronizuje trzeciego Battlefield, ani Modern Warfare, chociaż w ogólnym rozrachunku wypada na plus. Najpierw trzeba wybrać awatara spośród kilkunastu oddziałów specjalnych, opisanych pięcioma statystykami oraz posiadających określone wyposażenie. Obok Navy Seal, SFOD-D i SAS występuje Polski GROM, ale elementów narodowościowych jest więcej np.: flaga wciągana na maszt po zajęciu pozycji. Tutaj duże brawa należą się wydawcy. Tradycyjnie awansując odblokowujemy kolejne giwery i modyfikacje, natomiast nowością jest tworzenie oraz dołączanie do plutonów. Pomijając tryby rozgrywki, plansze i dostępne klasy postaci, które są dość standardowe, trzeba mieć świadomość iż Warfighter to zabawa wybitnie drużynowa (brak deathmatcha!). Zawsze jesteśmy podzieleni na grupy i współpracujemy z partnerem, więc od właściwego doboru kompana zależy niemal wszystko. Kumpel może nas podleczyć bądź doposażyć, zaś odrodzenie w jego pobliżu znacznie ułatwia powrót do akcji po zgonie.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 27

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.