Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Grand Theft Auto V - Druga młodość GTA: San Andreas

Sebastian Oktaba | 27-09-2013 21:32 |

Czym się poruszasz po mieście?

Świat Grand Theft Auto V jest ogromny i całkowicie otwarty - żadne sztuczne bariery, zawalone mosty czy zalane tunele nie blokują drogi - jedziesz, płyniesz bądź lecisz gdziekolwiek zechcesz. Samochody, skutery, motorówki, quady, śmigłowce, rowery, motocykle oraz samoloty czekają na kradzież i wykorzystanie. Obszar przygotowany do eksploracji okazuje się kilkukrotnie większy od Liberty City, a dodatkowo znacznie bardziej urozmaicony topograficznie oraz scenograficznie. Zwiedzimy gęsto zabudowane Los Santos złożone z kilku dzielnic, przedmieścia metropolii, rozległe pustkowia, przydrożne miasteczka, tereny rolnicze, akweny i górskie szczyty - wymieniać mógłbym długo, ale najlepiej zobaczyć to wszystko na własne oczy. Ponownie czuć bardzo silne inspiracje GTA: San Andreas, miejscami nawet przeniesiono kawałki charakterystycznych lokacji znanych ze staruszka m.in.: rezydencje na wzgórzach Vinewood i podwórko z domostwem CJ-a. Nowością jest możliwość nurkowania w oceanie u wybrzeży Los Santos, gdzie najlepiej posługiwać się uprzednio zwędzonym batyskafem - głębiny kryją niejedną tajemnicę, zaś misji fabularnych rozgrywanych pod powierzchnią wody również nie poskąpiono.

Rozmiar planszy i mnogość zajęć byłyby jednak kompletnie bez znaczenia, gdyby zabrakło urzekającego klimatu, który nie pozwala odejść od telewizora i stanowi siłę napędową produkcji. Grand Theft Auto V posiada go nawet w nadmiarze! Okolica żyje własnym rytmem - przechodnie rozmawiają, uprawiają jogging, policja ściga piratów, traktory leniwie jeżdżą po polach, panie lekkich obyczajów wychodzą nocami na ulice, poszukiwacze UFO wpatrują w niebo, a górskimi szklakami wędrują turyści. Mieszkańcy Los Santos nie pozostają obojętni na nasze poczynania np.: wjechanie do parku samochodem powoduje panikę i oburzenie. Setki drobnych detali, wytrawnych smaczków, głupotek, sytuacji oraz aluzji do popkultury, tworzy razem przepiękne widowisko doprawione zmiennym cyklem dobowym oraz warunkami atmosferycznymi. Rockstar słynie także z kąśliwego poczucia humoru, jawnie szydząc z Facebooka (Lifeinvader), Apple (iFrut) i wielu popularnych marek, ale daleko zakonspirowanych odniesień do filmów, gier i produktów popkultury starczyłoby do napisania pracy magisterskiej. Bohaterowie poboczni też prezentują się znakomicie, godnie uzupełniając na scenie trójkę głównych wymiataczy. Wśród postaci drugoplanowych przoduje nierozgarnięty ziomuś Lamar, operujący tak górnolotnym słownictwem i pomysłami na szybki zarobek, że uszy więdną, ręce opadają, a mózg wiotczeje.

Kariera gangstera byłaby znacznie łatwiejsza, gdyby Los Santos nie posiadało żadnej ochrony, ale prędzej czy później do zabawy włączają się służby porządkowe. Lokalni policjanci cierpią chyba na niedobory cukru, ponieważ wystarczy jedna gwiazdka poziomu poszukiwań i zaczyna robić się nerwowo, jakbyśmy dokonali zbrodni stulecia. Natychmiast atakują z całym impetem, strzelają oraz próbują zepchnąć na pobocze, zamiast kulturalnie zwrócić uwagę, że pieszych na pasach nie powinno się rozjeżdżać. Zgubienie ogona jest trudniejsze niż wcześniej, status poszukiwanego dłużej się utrzymuje, a pilota śmigłowca LSPD będziecie wyklinać do trzeciego pokolenia wstecz. Wprawdzie radar wskazuje położenie i zasięg wzroku patroli, co naturalnie sprzyja ucieczce, ale radiowozy potrafią pojawić się dosłownie znikąd. Razu pewnego uciekałem międzystanową autostradą, wyminąłem blokady i skierowałem na pustkowia, gdzie powinien hulać jedynie wiatr. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zza wielkiego głazu znienacka wyskoczyły policyjne wozy! Takie historie niestety zdarzały się częściej, więc algorytm generowania niebieskich nie należy do uczciwych. Buuu!

Pomimo wielu zalet, plusów i pozytywów, Grand Theft Auto V nie jest produkcją pozbawioną paru słabostek, które nawet jeśli nie przeszkadzają w rozrywce, trzeba uczciwie wypunktować. Listę narzekań otwiera... pies! Nie wiedzieć czemu, aby zyskać możliwość personalizacji oraz trenowania pupila - Chopa - trzeba posiadać smarfona Apple z dedykowaną aplikacją, więc użytkownicy Androida i Windows Phone zostali bezczelnie olani (konsolowi zresztą też). Kolejny babol to system ocenienia gracza, wyświetlający podsumowanie po zakończeniu roboty. Dopiero wtedy zostajemy poinformowani, iż zapomnieliśmy wykonać niezliczonej ilości premiowanych mini-punktów... o jakich nie wiedzieliśmy. Czy uzyskanie magicznych 100% rzeczywiście musi wymagać zgadywania i powtarzania misji, bo zamiast dziesięciu head-shotów wykonaliśmy siedem? Również sztuczna inteligencja nie zawsze staje na wysokości zadania, zachowując się nieadekwatnie do sytuacji, co kilkukrotnie przypłaciłem fiaskiem zlecenia. Ziomki zamiast biegiem uciekać przed policjantami do rozgrzanej fury, którą miałem poprowadzić, potrafiły spacerkiem maszerować pośród gradu pocisków albo wyrżnąć zębami o krawężnik i bezczynnie leżeć na asfalcie (!). Ekstremalnie wkurza też ciężar furmanek, których stojąc w korku nie przesuniemy metodą siłową, co bywa zgubne podczas ucieczki przed gliniarzami.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 27

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.