Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Grand Theft Auto V - Druga młodość GTA: San Andreas

Sebastian Oktaba | 27-09-2013 21:32 |

Przerwana lekcja gangsterskiego fachu

Przejście kampanii zajmuje solidne kilkadziesiąt godzin (20-30), zapewniające multum atrakcji oraz znakomitej rozrywki, chociaż początkowo sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo. Zanim poszczególne fragmenty układanki zaczynają do siebie pasować, scenariusz wydaje się zatrważająco niespójny, zaś kompletny brak punktów zaczepienia powoduje lekki spadek entuzjazmu do wykonywania misji. Wszystkiemu winien sposób przedstawienia fabuły, utrzymany w kinowej „poszarpanej” konwencji. Dotychczas startowaliśmy postacią o niezbyt istotnej przeszłości, która dopiero budowała swoją tożsamość w przestępczym półświatku, natomiast teraz wydarzenia sprzed blisko dekady stanowią kluczowy wątek. Niespiesznie ujawniane fakty, poszlaki sugerujące koneksje z postaciami drugoplanowymi oraz fragmenty wspomnień, zaczynają z czasem nabierać wyraźniejszych kształtów, aczkolwiek wstęp trochę sknocono. Na szczęście historia nabiera rozpędu po pojawieniu się Trevora i okazuje znacznie bardziej zagmatwana, niż wynikałoby z enigmatycznego prologu, więc ostatecznie Rockstar wychodzi obronną ręką z opresji. Zapewniam, że przedstawionej opowieści długo nie zapomnicie, zwłaszcza jeśli gustujecie w kinie gangsterskim z prawdziwego zdarzenia.

Czym Grand Theft Auto V kusi przyjezdnych? Największą przewagę nad poprzednikiem mógłbym skwitować jednym słowem - różnorodnością. Przygody Nico Bellica były wprawdzie wciągające, ale Liberty City niczego interesującego poza zbiorem misji fabularnych nie oferowało, jakby twórcom zabrakło pomysłów na dokończenie epickiego dzieła. W porównaniu do genialnego GTA: San Andreas, które dosłownie pękało w szwach od pobocznych aktywności, czwarta odsłona serii mogłaby zanudzić na śmierć nawet emerytowanego bibliotekarza. Trudno odgadnąć dlaczego programiści dokonali tak okrutnej kastracji, skoro dysponowali bogatym wachlarzem doświadczeń, lecz niezmiernie cieszy powrót do starszych koncepcji i wprowadzenie nowych rozwiązań. Wspomniane wcześniej zadania drużynowe zrealizowano kapitalnie, zaś staranna reżyserka nadaje misjom jeszcze bardziej widowiskowego charakteru. System zarządzania bohaterami od strony praktycznej działa bardzo sprawnie, jakby od zawsze stanowił integralną część mechaniki Grand Theft Auto, dzięki czemu grywalność zyskuje solidne turbodoładowanie.

Przykładowo - zaczynając akcję pilotujemy śmigłowiec jako Trevor, a kiedy osiągniemy strefę zrzutu, przejmujemy kontrolę nad Michaelem i zeskakujemy na linie odbijając od ścian szklanego biurowca. Tymczasem Franklin siedzi ze snajperką na dachu sąsiedniego budynku, strzelając do agentów biegających po pomieszczeniu, skąd porywamy ważnego świadka. Chwilę później ponownie zostajemy Trevorem i rozpoczynamy gonitwę w przestworzach. Wszystkie najważniejsze czynności musimy jednak wykonać własnoręcznie w odpowiednim czasie, co wymaga dobrej organizacji, odrobiny refleksu oraz spostrzegawczości. Pytacie o przebieg i wygląd misji? Możecie być zupełnie spokojni, bowiem Grand Theft Auto V wprost ocieka nawiązaniami do wielkich Hollywoodzkich produkcji m.in.: Zabójczej Broni, Planety Małp, Gorączki, Bohatera Ostatniej Akcji czy Chłopców z Ferajny. Odwiedzimy też chałupę niejakiego CJ-a (GTA: SA), skopiemy cztery litery Johnny'ego Klebitza (GTA: EFLC) oraz wysłuchamy kilku serdecznych słów o emigrancie z europy wschodniej (GTA IV). Mieszanka to zaiste wyśmienicie miodna!

Osobny akapit należy się organizowaniu napadów na konwoje, banki i jubilerów, które są źródłem dużych pieniędzy, choć sprawa jest bardziej skomplikowana niż pozornie mogłoby się wydawać, ponieważ każdy skok trzeba drobiazgowo zaplanować. Najpierw dokonujemy rozeznania w terenie, pstrykamy fotki i oszacowujemy potencjalne zagrożenie, aby znaleźć słabe punkty systemów zabezpieczeń oraz zdecydować, jak przeprowadzimy grabież: zuchwale czy bezpiecznie. Później musimy jeszcze wybrać szeregowych pomocników (kierowca, strzelec, haker), którzy różnią się statystykami i skutecznością, aczkolwiek im bardziej fachowa obsługa, tym większe udziały w łupie inkasuje. Brzmi zachęcająco? Istotnie, frajda płynąca z wcielania się w geniusza zbrodni jest niesamowita, szkoda tylko, że podobnych zadań przygotowano stosunkowo niewiele. Poza tym, Grand Theft Auto V zawartością dorównuje GTA: San Andreas - możemy odwiedzić kort tenisowy, pole golfowe, szkołę latania, wesołe miasteczko, wziąć udział w wyścigach, rozpocząć karierę w pomocy drogowej, zostac płatnym mordercą czy szmuglować nielegalne towary. Pojawiają się także losowe wydarzenia, inwestowanie na giełdzie i zlecenia podwodne, więc na nudę naprawdę nie sposób narzekać.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 27

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.