Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Assassin's Creed IV: Black Flag PC - Piraci z Karaibów

Sebastian Oktaba | 28-11-2013 13:07 |

Kiedy szliśmy przez Pacyfik - Way-hey, roluj go!

Pływanie pod piracką banderą to zajęcie niezbyt bezpiecznie, zwłaszcza iż okolicę przemierza wiele hiszpańskich i angielskich okrętów, jakie niejednokrotnie będziemy musieli zatopić. Morskie rozdziały wprowadzone jeszcze w Assassin's Creed III wzbogacono o kilka istotnych elementów rozszerzających dobrze znaną formułę, która z luźnego dodatku awansowała do rangi absolutnego fundamentu zabawy - żeglowanie zabiera teraz zdecydowanie najwięcej czasu. Praktycznie wszystko kręci się wokół statku, dlatego jeśli komuś nie przypasowały wodne misje z poprzednika, może w zasadzie odpuścić sobie recenzowany tytuł. Reszta będzie po prostu wniebowzięta, bowiem odkąd zdobywamy własny środek transportu przygoda nabiera zupełnie innego charakteru. Kierowanie okrętem to pestka - skręca grzecznie i automatycznie cumuje na przystani, zatem nawet kompletny żółtodziób spokojnie okiełzna poczciwą Kawkę... właśnie tak nazywa się nasza łajba. Edward pomimo pełnienia funkcji kapitana nie dorobił się drewnianej nogi, żelaznego haka zamiast lewej dłoni oraz kolorowej papugi na ramieniu, ale pozostałe cechy pirackiego herszta jak najbardziej posiada - lunetę do identyfikacji potencjalnych celów i zapas ołowianych kul.

Prowadzenie ostrzału na wzburzonych wodach wymaga już odrobiny wprawy popartej strategią, aby skutecznie punktować przeciwników, niemniej podstawy okazują się proste niczym drut. Wystarczy właściwie ustawić krypę, określić trajektorię lotu pocisków i wypalić z hukiem, podziwiając kawałki drewna lewitujące w powietrzu zmąconym gęstym dymem. Oprócz burtowych armat otrzymaliśmy do dyspozycji jeszcze dziobowe folgierze, moździerze i wybuchowe beczki wyrzucane z rufy, dzięki czemu z każdej strony możemy prowadzić jakieś działania zaczepne. Wymiana ognia jest zadziwiająco dynamiczna, jednak kiepsko rozwiązano zarządzanie arsenałem, ponieważ wyboru dokonujemy ruszając kamerą, co utrudnia jednoczesną walkę oraz orientację w sytuacji. Cztery kierunki i rodzaje uzbrojenia to wprawdzie niewiele, natomiast wystarczają żeby skomplikować kanonady. Naszą kochaną łajbę należy oczywiście konserwować, naprawiać tudzież doposażać, ale ważnym czynnikiem świadczącym o potencjalne jednostki jest również załoga, jaką werbujemy w tawernach lub wyławiamy wprost z niebieskich odmętów.

Kiedy już doprowadzimy nieprzyjacielską łajbę do opłakanego stanu, możemy spróbować pirackiej specjalności - abordażu! Podpływamy wówczas do palącego się wraku, zarzucamy haki, przyciągamy zdobycz i dziarsko wkraczamy na pokład. Oczywiście, cała procedura została maksymalnie ułatwiona, dlatego nie trzeba się wysilać przy manewrowaniu. Nasze zadanie sprowadzono do wybicia załogi w iście kinowym stylu tzn.: przeskakujemy na linie między pokładami i wspieramy kompanów w bezwzględnej walce, aby ostatecznie położyć łapska na załadunku. Pozyskane materiały służą później do kupowania ulepszeń zwiększających statystyki Kawki m.in.: siłę rażenia dział, skuteczność taranu, pancerz kadłuba czy zasobność zbrojowni. Kilkadziesiąt modyfikacji czeka na odblokowanie, podobnie jak elementy typowo estetyczne - rzeźbione galiony, kolorowe żagle, unikalne koła sterowe itp. Twórcy zafundowali wilkom morskich prawdziwe pimp my ship. Samo łupienie zrealizowano ciekawie i widowiskowo, ale szybko popada w schematyczność prowadzącą do znużenia, natomiast po zebraniu odpowiedniej ilości zapasów na kluczowe ulepszenia, kompletnie już traci znaczenie.

Niestety, podczas strać dochodzi do absurdalnych sytuacji o buraczanym rodowodzie. Przykładowo - konsekwentnie naparzam w galeon pościgowy, nieprzyjacielski okręt jest praktycznie zatopiony, ale ostatnim zrywem taranuje moją krypę i następuje desynchronizacja, chociaż miałem spore zapasy żywotności. Kuriozalne sytuacje mocno nadwątlające zaufanie do systemu obrażeń w połączeniu z nagminnym zacinaniem na mieliźnie, potrafią kulturalnego człowieka zmusić do używania obrzydliwego słownictwa. Poza tym, podbijanie Karaibów to czysta frajda - zmaganie z falami podczas sztormów, unikanie pojawiających znikąd trąb powietrznych, podziwianie pięknych widoków i zwiedzanie malowniczych zakątków. Jeśli doliczymy do tego możliwość swobodnego opuszczenia pokładu, nawet w trakcie przebywania na otwartych wodach, to uzyskamy pełny obraz Assassin's Creed IV: Black Flag. Odkąd sięgam pamięcią, jeszcze nie spotkałem równie „spiraconej” gry komputerowej, więc amatorzy morskiej bryzy, rumu lanego prosto z beczki i bezkarnej grabieży powinni zacierać ręce.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 18

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.