Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Assassin's Creed IV: Black Flag PC - Piraci z Karaibów

Sebastian Oktaba | 28-11-2013 13:07 |

Żegnajcie nam dziś hiszpańskie dziewczyny

Zakończenie trylogii skupionej na osobie Desmonda Milesa odrobinę zmieniło wygląd rozgrywki, bo chociaż nadal badamy wspomnienia jego przodków za pomocą Animusa, drugie tło praktycznie nie istnieje. Postać jakiej rzeźbimy w umyśle to wydmuszka, wątek osadzony w niedalekiej przyszłości okazuje się zatrważająco płytki, zaś sekwencje w biurze francuskiego koncernu zanudziłby na śmierć pustelnika. Kolejna intryga z wykradaniem informacji, nawet jeśli dotyczą wspomnianego już Desmonda nie wzbudziła mojego zainteresowania, ponieważ od początku pragnąłem tylko złapać wiatr w żagle. Edward Kenway zawłaszczył niemalże całą przestrzeń, zostawiając marne ochłapy dla organicznego narzędzia odczytującego pamięć genetyczną, co ogólnie wyszło produkcji na korzyść. XVIII-wieczne Karaiby prezentują się ciekawiej niż XXI-wieczna rzeczywistość, dlatego ich opuszczanie traktowałem w kategorii przykrego obowiązku, który należy wypełnić zanim błękitny szlak ponownie stanie otworem.

Świata przygotowanego na potrzeby Black Flag nie nazwałbym dużym, ogromnym czy solidnych rozmiarów... jest po prostu nieprawdopodobnie gigantyczny! Opływając kolejne wysypy po dobrych kilkunastu godzinach zabawy nadal czułem się zagubiony niczym dziecko w gęstym lesie, oglądając niezliczone znaki zapytania na mapie, która zdawała się ciągle rozrastać w niekontrolowany sposób. Zaiste - tysiące kilometrów kwadratowych czeka na zbadanie! Oczywiście, żeglując między wysepkami odkrywamy nowe lokacje, jakie wykonano zgodnie ze standardami obowiązującymi w Assassin's Creed. Konstrukcja aglomeracji oraz obszarów zalesionych umożliwia swobodne pokonywanie przeszkód, wdrapywanie na dowolne obiekty oraz zdobywanie punktów widokowych, więc w kwestii przemieszczania nie nastąpiły żadne istotne zmiany. Edward zwinnością dorównuje Eizo Auditore, Connorowi czy Altairowi - wykonuje zuchwałe skoki wiary i świetnie pływa. Zabrakło tylko przejażdżek w siodle, ale tereny otwarte zredukowano do minimum, zatem nieparzystokopytne nie znalazłyby tutaj zastosowania.

Miasta nie powalają swoją wielkością, bowiem ośrodki cywilizacji rozdrobiono na kilka średniego kalibru, uzupełniając o mniejsze przyczółki porozrzucane gdzieś między skalistymi wybrzeżami. Czasami trafimy do tętniącej życiem Hawany, upalonego słońcem Kingston, aby chwilę później zacumować przy dzikiej plaży opanowanej przez łowców niewolników, rybackiej osadzie postawionej na drewnianych balach albo kamiennej fortecy z powiewającymi angielskimi flagami. Pokonywanie dłuższych dystansów ułatwia system szybkich podróży, jeśli uprzednio odblokujemy punkt transportowy, natomiast do portów wpływamy zdalnie osiągnąwszy odpowiednią strefę. Na śmierdzące kalesony bosmana - gdybym za każdym razem musiał przepłynąć od Serenilli do Nassau, żeby wykonać lub podjąć zlecenie, najpewniej po drodze sam zapuściłbym brodę. Momenty wolne od piracenia możemy spędzić we własnej posiadłości położonej w malowniczej zatoce, którą wedle uznania oraz dostępnych środków finansowych rozbudowujemy, aczkolwiek strategiczna i społeczna rola przybytku wyraźnie osłabła w porównaniu do Assassin's Creed III.

Zadania stricte fabularne jakie stawia przed graczem czwarta odsłona Assassin's Creed są stosunkowo różnorodne, ekscytujące i bogato okraszone przerywnikami filmowymi, tworząc świetnie spasowaną opowieść. Naprzemiennie będziemy zabijać, osłaniać, uciekać, śledzić lub rozwiązywać proste zagadki logiczne, omijając monotonię szerokim łukiem, jak przystało na rasowego sandboxa. Ubisoft trzymając się sprawdzonej konwencji wyrzeźbił bardzo grywalnego potworka, który pomimo bazowania na wykorzystywanych już wcześniej schematach, jakimś cudem nie zdradza oznak zużycia materiału. Fenomen Assassin's Creed zaczyna powoli przypominać Grand Theft Auto, gdzie wystarczy podpicować nieco warstwę techniczną i wprowadzić parę świeżych pomysłów, żeby skutecznie wciągnąć grającego na długie godziny. Misje oprócz podstawowych celów często posiadają także fakultatywne, pozwalające osiągnąć stuprocentową synchronizację, zaś wykonywanie wszystkich kontraktów przynosi nam wymierne korzyści m.in.: dostęp do elitarnej broni. Suma summarum - Black Flag pod względem zawartości to najbardziej rozwinięta część popularnego cyklu.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 18

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.