Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Black Mesa - Half Life wraca do pełni życia

Sebastian Oktaba | 23-09-2012 10:20 |

Lambada bunkier

Jako czystej krwi strzelanina pierwszoosobowa Black Mesa wypada wzorowo, zostawiając w tyle wiele tytułów tworzonych przez zawodowe studia, których członkowie rzekomo odwiedzają strzelnice i poligony. Frajda z używania broni palnej jest ogromna, czuć siłę magnum, odrzut shotguna czy karabinu maszynowego, zaś repertuar narzędzi mordu jest bardzo różnorodny. Listę otwiera kultowy łom, Glock 17, MP5, wyrzutnia rakiet, strzelba SPAS-12 i kusza z lunetą - później znajdziemy giwery eksperymentalne oraz zabawki obcych. Działko jonowe (brak skakania w alt-fire!), odkurzacz (mocne bydle), łapa strzelająca muszkami czy żarłoczne robaczki (!), to nietuzinkowe gadżety świetnie sprawdzające w praktycznym zastosowaniu. Uzupełnieniem cekhauzu są granaty, ładunki wybuchowe, miny laserowe czy gdzieniegdzie porozstawiane CKM-y albo granatniki. Prawie wszystkie giwery oferują alternatywny tryb prowadzenia ognia, co zdecydowanie rozszerza możliwości eksterminacji. Pozwolę sobie jeszcze zauważyć, iż najniższy poziom trudności nie oznacza bezproblemowego ukończenia kampanii, wszak obcujemy z oldschoolowym shooterem. Zdrowie oraz pancerz uzupełnimy tylko w specjalnych punktach lub zbierając zestawy pierwszej pomocy.

Oprócz radioaktywnych wycieków, niebezpiecznych instalacji tudzież spadającego na głowę sufitu, czeka nas sporo ganiania z przeciwnikami, którzy nie należą do najprzyjemniejszych. Galeria obcasów obejmuje m.in.: krabo-podobne istoty zamieniające personel w zombie, miotających pierunami Vortigaunt'y, pieski wywołujące fale dźwiękowe, miażdży-paszcze oraz potężnych szturmowców. Drugą stronę konfliktu reprezentują elitarne oddziały komandosów, świetnie uzbrojone i działające w zgranych grupach. Walka z kolesiami w jasnym moro jest bardzo emocjonująca, zwłaszcza iż sztuczna inteligencja stoi na przyzwoitym poziomie. Marines wykorzystują osłony, miny, granaty i mogą pochwalić się ponadprzeciętną celnością. Gorsi są tylko odziani w czarne stroje zabójcy - szybcy, zwinni, precyzyjni. Oponenci nie tolerują się wzajemnie, więc niejednokrotnie będziemy obserwować krwawe widowisko, gdy żołnierze wpadną na kosmitów... Wspominałem już o trudniejszych wyzwaniach? Gigantycznych mackach, ziejącym ogniem olbrzymem, czołgach i śmigłowcach? Nie? W takim razie bądźcie gotowi również na takie przypadki.

Kolejną rzeczą zasługującą na pełne uznanie są projekty poziomów, które przeniesione w XXI wiek zupełnie nie straciły na świeżości i wyglądają znakomicie. Pomimo iż plansze są przeważnie kompletnie liniowe, to absolutnie nie czuć jakiegokolwiek ograniczenia w swobodzie. Oprócz właściwej ścieżki nie brakuje także ślepych zaułków, skrótów, pobocznych pomieszczeń i elementów wystroju, które sprawiają, że wszystkiego wydaje się więcej niż jest w rzeczywistości. Twórcy pozostali wierni designerom Half Life, ale jednocześnie pozwolili sobie na pewne zmiany w strukturach map. Poczynione modyfikacje mają charakter kosmetyczny lub uzupełniający, doskonale pasują do reszty i większość osób raczej nie wyłapie takich niuansów. Powiedzmy, że ponad dziewięćdziesiąt procent gry to stary poczciwy Half Life, natomiast pozostała część to inwencja twórcza modderów. Podobnie sprawa rysuje się w przypadku zagadek, jakie wzbogacono o elementy fizyczne typowe dla sequela HL. Przykładowo zamiast po prostu przekręcić zawór, najpierw trzeba go znaleźć i umieścić w odpowiednim miejscu.

Fanatycznemu projektowi towarzyszy duża różnorodność poziomów - zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Black Mesa dzięki przesiadce na silnik Source czaruje równie skutecznie, jak głośny poprzednik. Już niezapomniane kilkuminutowe interaktywne intro wieszczy moc atrakcji, a niespodzianek będzie sporo i kilka naprawdę spektakularnych. W pamięci mocno zapada skład rakietowy zabezpieczony dziesiątkami min laserowych, gdzie jeden fałszywy ruch oznacza wielkie bum! Spacerek wąskim kanionem też wypada kapitalnie, podobnie jak laboratoria, magazyny, tama, reaktory, elektrownia, przepompownia ścieków czy liczne schrony i sektory biurowe. Niestety, ekipie zabrało najwyraźniej czasu na dokończenie swojego dzieła - ostatni rozdział umieszczony w obcym wymiarze (Xen) nie został uwzględniony w obecnej wersji Black Mesa. Trzeba czekać na aktualizację, bowiem prace trwają. Szkoda również, że wyparował moduł multiplayer - uwielbiałem potyczki na mapce CrossFire.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 27

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.