Recenzja Bioshock: Infinite - Miasto grzechu w chmurach
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Lotnik lata, letnik przelatuje
- 1 - Brak Ci wigoru? W takim razie go zażyj!
- 2 - Słodka Elizabeth i gorzkie życie Bookera
- 3 - Klimat - Fly high! Touch the sky!
- 4 - Miasto (nie) moje, a w nim...
- 5 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 6 - Galeria screenów Bioshock: Infinite
- 7 - Antygaleria screenów Bioshock: Infinite
- 8 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Brak Ci wigoru? W takim razie go zażyj!
Mechanika walki nie odbiega od standardów ustanowionych przez obydwu znakomitych prekursorów Infinite, zachowując dynamikę oraz widowiskowość charakterystyczną dla Bioshock, gdzie regularna sieczka polegała na naprzemiennym wykorzystywaniu broni palnej i mocy specjalnych. Wymiana argumentów siłowych jest wybitnie satysfakcjonująca, krwawa i ociekająca miodem o rubinowym zabarwieniu. Kiedy posyłałem w kierunku łapserdaków salwę z karabinu, to każdy pocisk ulokowany we wrogich trzewiach owocował falą radości porównywalną z trafieniem szóstki w Lotto. Zaiste, grywalność Infinite zaraz po klimacie stanowi najsilniejszy punkt programu, pomimo iż rozgrywka oryginalnością wcale nie grzeszy. Praktycznie wszystko co napędza spiralę przemocy widzieliśmy już wcześniej, a podobne połączenie zastosowano w dawno zapomnianym Dark Messiah of Might and Magic czy ostatnio Dishonored, ale nigdzie nie stanowiło równie spójnej całości. Kombinacja giwery i demonicznych sztuczek w wykonaniu Bioshock: Infinite, to esencja shooterowego rzemiosła okraszonego finezyjną posypką, która jeszcze długo pozostanie przepisem na doskonałą zabawę.
Konwencjonalny arsenał obejmuje pistolety, karabiny maszynowe, strzelby, snajperki, granatniki oraz kartaczownicę Gatlinga, czyli zestaw absolutnie niezbędny do szerzenia pożogi, chaosu i udowadniania wyższości własnych poglądów. Szkoda jedynie, że ilość niesionych gnatów ograniczono do zaledwie dwóch spośród kilkunastu modeli, chociaż we wcześniejszych odsłonach Bioshock spokojnie mogliśmy taszczyć kontener użytecznych rupieci. Cóż, przynajmniej nie sposób narzekać na jakość udostępnionych narzędzi mordu. Wprawdzie pukawki nie posiadają alternatywnych trybów prowadzenia ognia, aczkolwiek ich statystyki możemy z czasem modyfikować, dzięki wykupowaniu ulepszeń w automatach. Potrzeba tylko odpowiedniej porcji gotówki pozyskiwanej z przeszukiwania skrzyń i ciał poległych, ponieważ rozszerzenia słono kosztują, ale dzięki temu zwiększymy pojemność magazynków, poprawimy celność, podniesiemy zadawane obrażenia oraz szybkostrzelność.
Kiedy człowiek dobrze się bawi nie liczy czasu, ani wystrzelonych pocisków, dlatego warto trzymać w zanadrzu jakieś uzbrojenie działające bez amunicji. Niestety, taki sprzęt najczęściej pozostaje niezauważony lub zwyczajnie średnio nadaje do skutecznego krzywdzenia bliźnich... Jednak Bioshock: Infinite wprowadza bardzo praktyczny kołowrotek śmierci (Sky-Hook), który w zwarciu czyni prawdziwe spustoszenie wśród szeregów wroga, brutalnie rozprawiając z każdym, kto nieopatrznie stanie z nami twarzą w twarz. Narzędzie pełni również inne funkcje - pozwala poruszać się specjalnymi szynami i przeskakiwać po hakach, aczkolwiek ten motyw chwilowo pominiemy, bo jeszcze powróci w niniejszej recenzji. Kolejną nowością są cztery elementy garderoby (płaszcze, czapki itp.), dodające specjalne efekty w trakcie walki np.: podpalenie, porażenie, ogłuszenie itp. Kiedy połączymy z nimi Sky-Hook, otrzymamy wszechstronną i cholernie skuteczną broń, idealną do rozwałki na krótkim dystansie. Animacja spopielenia przeciwnika do suchej kości, eksplodujące głowy albo majestatyczne wyrzucenie w powietrze, to zaledwie ułamek dostępnych możliwości.
Żelastwo plujące ołowiem stanowi tylko połowę morderczego repertuaru, ponieważ ofensywny potencjał bohatera obejmuje także wszelkiego rodzaju zdolności magiczne, zwane wigorami i działające w sposób identyczny jak plazmidy. Skilli przygotowano osiem, lecz wielkich innowacji w sferze ich działania raczej nie uświadczymy - twórcy postawili na klasykę doskonale znaną z dwóch pierwszych Bioshock'ów. Wigorowych tudzież plazmidowych umiejętności wciąż używa się przyjemnie, ale odtwórczości nie należy pochwalać w żadnej postaci. Wracając do tematu - kula ognia sypiąca odłamkami, wiązka prądu, tarcza energetyczna odbijająca pociski i fala powietrza wypychająca wrogów zza przeszkody, to zbiór najczęściej używanych biegłości. Ciekawie wypada wezwanie gromady kruków, które zadziobią wskazane cele na śmierć, jak również przejęcie kontroli nad przeciwnikiem, popełniającym samobójstwo jeśli w okolicy nie znajdzie już nikogo do odstrzału. Wigory posiadają też drugi tryb działania, najczęściej oznaczający postawienie luźno stojącej pułapki, a można je oczywiście ulepszać w automatach. Dla mnie bomba!
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- następna ›
- ostatnia »
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Lotnik lata, letnik przelatuje
- 1 - Brak Ci wigoru? W takim razie go zażyj!
- 2 - Słodka Elizabeth i gorzkie życie Bookera
- 3 - Klimat - Fly high! Touch the sky!
- 4 - Miasto (nie) moje, a w nim...
- 5 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 6 - Galeria screenów Bioshock: Infinite
- 7 - Antygaleria screenów Bioshock: Infinite
- 8 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie