WHO oficjalnie uzna uzależnienie od grania za chorobę
Pewnie każdemu graczowi zdarzyło się usłyszeć, że spędza zbyt dużo czasu przed komputerem lub konsolą. Często uwagi tego typu są rzucane mocno na wyrost, jednak niektórzy rzeczywiście poświęcają zabawie przed ekranem tak dużo uwagi, że zaczyna to być realnym problemem. Biorąc pod uwagę, że w skrajnych przypadkach takie uzależnienie od grania zaczyna być wręcz zagrożeniem dla głównego zainteresowanego, nie dziwi fakt, że coraz częściej jest ono traktowane jako choroba na równi np. z alkoholizmem. Ku podobnemu stanowisku skłania się także Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), która już niedługo ma włączyć uzależnienie od grania do zaktualizowanej Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób.
Uzależnienie od grania może zostać oficjalnie uznane za jednostkę chorobową już w przyszłym roku wraz z przyjęciem dokumentu ICD-11.
Dysk SSD dla gracza - Co daje? Gdzie ten wzrost wydajności?
Uzależnienie od grania pojawia się w projekcie przygotowywanego dokumentu ICD-11 w ramach kategorii "Zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania". Upraszczając nieco przyjętą tam definicję, ma się ono charakteryzować brakiem kontroli nad graniem, nadawaniem zabawie przed komputerem zbyt wysokiego miejsca w hierarchii wartości oraz kontynuowaniem dotychczasowego podejścia do grania mimo pojawienia się negatywnych konsekwencji. Najprawdopodobniej w tej formie zaburzenie to zostanie opisane także w finalnej wersji dokumentu, która ma zostać opublikowana już w przyszłym roku i zastąpi ICD-10 z 1990 roku.
Netflix w HDR trafia na PC, ale nie do użytkowników AMD
Zakwalifikowanie uzależnienia od grania jako jednostki chorobowej z pewnością wywoła wśród graczy kontrowersje, szczególnie że definicja z projektu ICD-11 jest bardzo ogólna. Z jednej strony jest to zrozumiałe, bo w końcu nikt nie chce, żeby nagle zaczęto mu wmawiać chorobę, ale trzeba pamiętać, że problem mimo wszystko jest poważny. Wystarczy przypomnieć sobie historie o ludziach, których gry komputerowe doprowadziły do śmierci. Nie są to może przypadki nagminne, ale jednak doniesienia tego typu docierają do nas nie od wczoraj, a to tylko te najbardziej skrajne przypadki. Oprócz nich istnieje duże grono osób, których problemy nie są może tak bardzo medialne, ale równie poważne. Czy ostatni krok WHO może im w jakiś sposób pomóc? A może stanie się tylko kolejnym argumentem dla przeciwników elektronicznej rozrywki? Czas pokaże. Na razie obie opcje są możliwe.