Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Split Second: Velocity - Highway To Hell

Sebastian Oktaba | 09-06-2010 06:22 |

Ale urwał!

Uczciwe współzawodnictwo jest mocno przereklamowane, szczególnie gdy notorycznie ponosimy porażki pomimo pełnego zaangażowania. Bywa, że wzmożone wysiłki nie przynoszą owoców i wtedy człowieka, za przeproszeniem, zaczyna trafiać szlag. Jak to? Wypruwam sobie żyły, skronie zalewam potem, zrywam gardło, przygryzam wargi i nadal zostaję na szarym końcu stawki? Zamiast kląć niczym emerytowany szewc, tłuc bezbronną klawiaturę lub rzucać myszką o ścianę w Split Second można inaczej odreagować rozsierdzenie. Ściślej... pomóc trochę szczęściu i samemu wysuwając na prostą w widowiskowy sposób rozwalić pojazdy adwersarzy. Wystarczy naładować jeden z trzech poziomów paska „siły” widoczny na dole ekranu wykonując kontrolowane poślizgi, wyskakując z ramp oraz siedząc przeciwnikowi na ogonie. Dziecinnie proste, mimowolnie wykonywane czynności otwierają wrota do krainy chaosu, stanowiącego „clou” Split Second - demolkę o niespotykanej dotąd skali. Hmm... czegoś takiego w wyścigach jeszcze nie doświadczyłem. Bezpardonowa walka o zwycięstwo nabrała teraz zupełnie innego wymiaru, deklasując gatunkowych konkurentów o całą długość. Przy tym, co dzieje się w tytule autorstwa Black Rock Studio Flatout i Burnout wyglądają jak programy instruktażowe do nauki kulturalnej jazdy. Kto nie wierzy, winień osobiście sprawdzić Split Second w ruchu albo zobaczy kilka trailerów na YouTube. Naturalnie, najciekawsze kraksy obejrzymy w spowolnionym tempie, musimy tylko pilnować coby nie zaliczyć dzwona gdy kamera będzie wracać do pierwotnego ułożenia.

Przemierzając trasy w innych grach wyścigowych wielokrotnie mijaliśmy obiekty, będące zazwyczaj częściami tła, ale nie pełniące żadnej istotnej z punktu widzenia rozgrywki funkcji. Nieważne czy były to elementy infrastruktury, potężne maszyny budowlane, zaparkowane gdzieniegdzie ciężarówki albo samolot pasażerski. Owszem, miło jest podziwiać ładne widoczki tylko co z tego wynika? Poza walorami estetycznymi, kompletnie nic. Split Second wprowadza na tej płaszczyźnie wiele korzystnych zmian, na nowo definiując pojęcie interakcji oraz masowej rozwałki. Nie chodzi wyłącznie o perfidne zepchnięcie wyprzedzającego nas gościa na bandę lecz eliminowanie adwersarzy metodami wymyślnymi oraz widowiskowymi. Kiedy pasek ”siły” zakomunikuje swoją gotowość do akcji rozpoczyna się wypatrywanie sposobności, gdzie najlepiej spożytkować destrukcyjny potencjał. Wystarczy namierzyć zaminowane miejsce, nacisnąć klawisz i... BUM! Fala ognia, gruzu oraz kurzu dosłownie zalewa ekran, przy odrobinie wyczucia pochłaniając auta „kolegów” po fachu. Trzeba przy tym uważać, aby samemu nie paść ofiarą podobnego incydentu ewentualnie władować na własną pułapkę. Nawet jeżeli nie zostaniemy zniszczeni, eksplozja zachwieje furą i trzeba natychmiast korygować tor jazdy. Powrót do walki o podium po kraksie trwa kilka sekund, na szczęście nigdy (wyłączając pewne wyjątki) definitywnie nie wypadamy z zabawy.

Chwilami powstały rozgardiasz potrafi przyprawić o palpitację serca, wydatnie podgrzać atmosferę oraz dodatkowo zwiększyć sporą już grywalność Split Second. Twórcy świetnie rozwiązali tę kwestię, oddając graczom inicjatywę kiedy i gdzie dokonać aktu wandalizmu. Jest na co popatrzeć, zapewniam. Miny zrzucane ze śmigłowców, deszcz stalowych belek, eksplodujące cysterny i zaparkowane taksówki otwierają nieprzyzwoicie długą listę śmiertelnych zagrożeń... O ile do bombowych niespodzianek średniego kalibru można szybko przywyknąć, to prawdziwe cuda dzieją się dopiero po aktywowaniu trzeciego - czerwonego - poziomu „siły”. Zapadające się wiadukty, łamiące żurawie, lawiny skalne, płonące okręty (!), spadające z nieba samoloty (!!) tudzież rozpadające bloki (!!!) nie oszczędzą nikogo. Bywały sytuacje w których wprost nie dowierzałem temu, co aktualnie wyprawia się na ekranie. Awaryjnie lądujący Boeing 747 ryjący dziobem po pasie rozpylający wokół steki iskier albo lotniskowiec taranujący nabrzeżne magazyny, robią piorunujące wrażenie. Wcale nie mniej spektakularnie prezentuje się majestatyczna wieża obserwacyjna oraz radar, zasypujący okolicę resztkami metalowej konstrukcji podczas zawalenia. Czyżby Black Rock Studio inspirowało się scenami z 2012? No i gdzie do cholery posiano 30 tonowy odważnik z napisem ACME? Chyba w żadnych wyścigach, zręcznościowych bądź nie, miodność wynikająca z gnębienia przeciwników i dewastacji środowiska nie dawała tyle dzikiej satysfakcji. OK, Carmageddon wciąż jest niedoścignionym wzorem lecz w Split Second pieszych nie nadziejemy na kolce wystające spod maski - wozy nie mają nawet kierowców. Zupełnie słusznie podjeżdżam, że wydawcy (Disney) mogłoby się to nie spodobać.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 3

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.