Recenzja Splinter Cell: Blacklist - Schowaj się Sam!
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Sam Fisher powraca i znowu ratuje świat
- 1 - Oh, say can you see, by the dawn's early light...
- 2 - Schowaj się, Sam! Sam się schowaj, gościu!
- 3 - Zabawki, gadżety, dodatki, bonusy i premie
- 4 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 5 - Galeria screenów Splinter Cell: Blacklist
- 6 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Schowaj się, Sam! Sam się schowaj, gościu!
Splinter Cell: Blacklist jako skradanka wypada zdecydowanie lepiej od Conviction, bo chociaż kilka elementów zostało żywcem zaczerpniętych z nastawionego na strzelaniny poprzednika, wielbiciele gatunku nareszcie otrzymali grę bliższą starszym odsłonom. W najnowszym rozdziale przygód Sama Fishera podstawą jest unikanie wzorku przeciwników, ciemność naszym największym sprzymierzeńcem, zaś otwarta walka konsekwencją nieudanej cichej eliminacji. Główny bohater to również zręczny skurczybyk dla którego wspinanie po rynnach, balansowanie na gzymsie albo łażenie po ścianach stanowi chleb powszedni, czym Blacklist przypomina serię Assassin's Creed... Odrobinę, ponieważ płynnie nie przeskoczymy z jednego punktu na drugi, nawet gdy odległość między nimi wynosi skromne półtora metra - nieustraszony wybawca ludzkości musi najpierw zejść na ziemię, aby następnie wdrapać na kolejną przeszkodę. Strasznie spowalnia to maratony po terenie bogatym w skomplikowaną infrastrukturę, a przypisanie wielu czynności do jednego klawisza (domyślnie: spacja) było pomysłem zwyczajnie głupim.
Przeciwnicy dość dobrze reagują na dźwięki strzałów oraz kroków, szybko lokalizując źródło ich pochodzenia, acz zajście delikwenta od zaplecza pozwala skutecznie pozbyć się problemu. Jeśli zostaniemy przyuważeni przez wartownika, pojawi się szary wskaźnik, którego wypełnienie oznacza rychłe kłopoty oraz zdemaskowanie. Identyczny mechanizm występował w niezliczonej ilości tytułów m.in.: Far Cry. Wtedy zaczyna się polowanie, zaś ostatnia pozycja bohatera zapamiętana przez adwersarzy przedstawiona jest w postaci zarysu jego sylwetki (ducha), co oczywiście należy wykorzystać na własną korzyść. Mięso armatnie będzie szukać Fishera dokładnie w tym miejscu, toteż łatwo przygotować odpowiednią zasadzkę. Jeśli natomiast nie chcemy wywoływać alarmu, sytuację można bardzo szybko rozstrzygnąć (zanim wskaźnik zrobi się czerwony) celnym strzałem między oczy - pistolet z tłumikiem to najlepszy przyjaciel każdego agenta. Trzeba tylko uważać na psy i pozostałe patrole, ponieważ odkrycie przez strażników ciała kolegi leżącego w kałuży krwi, to najprostsza droga do awantury.
Generalnie, czuć nacisk położony na pierwiastek stricte skradankowy, który pomimo pewnych uproszczeń i umowności, powinien usatysfakcjonować starych wyjadaczy. Zwłoki możemy przenosić, przeciwników wyłącznie omijać, chodzić niedostępnymi ścieżkami, a źródła światła niszczyć. Niestety, tylko wybrane lampy są wrażliwe na ołowiane pestki, zatem o wszechogarniającym mroku trzeba zapomnieć. Nie brakuje jednak drobnych lecz cieszących zmysły smaczków np.: wejście na rozbite szkło generuje odgłos mogący zaniepokoić strażników. Działanie w całkowitej dyskrecji syci zdecydowanie bardziej, niż pacyfikowanie zastępów wkurzonych oponentów, zwłaszcza iż Splinter Cell: Blacklist nie jest najlepszą strzelaniną. Zresztą, granica pomiędzy cichym i jawnym sposobem przechodzenia misji w dużej mierze zależy od naszych upodobań. Poza kontraktami gdzie bezwarunkowo trzeba pozostać niezauważonym, panuje pełna dowolność i poszczególne działania są nagradzane trzema rodzajami punktów - Ducha, Pantery lub Szturmowca - podsumowujących styl jakim się posługujemy w ekwiwalencie pieniężnym.
Bezpieczne poruszanie w terenie wymaga wykorzystywania zasłon, jakimi mogą być dowolne przedmioty występujące w otoczeniu: betonowe barykady, szafa z książkami, stary fotel, kwietnik albo samochód. Wystarczy wcisnąć jeden przycisk, aby postać przylgnęła do obiektu, a następnie poszukać wzorkiem miejsca ze znacznikiem, gdzie automatycznie przeskoczy po wciśnięciu kolejnego klawisza. System działa sprawnie na średnich i dłuższych dystansach, ale sromotnie zawodzi przy precyzyjnym manewrowaniu. Przykładowo - spróbujcie dynamicznie zmieniać pozycję w obrębie filara, żeby okrążyć przeciwnika, a jednocześnie prowadzić ogień. Raczej mało praktyczne to rozwiązanie, więc pozostaje ręcznie tańcować i zwodzić łapserdaków, narażając szanowne cztery litery na podziurawienie. Ostatnim ficzerem wartym wzmianki jest Tryb Likwidacji, który ładujemy wykańczając wrogów, zaś potem można oznaczyć wybrane cele i dokonać błyskawicznej egzekucji. Hmmm... zapachniało Hitman: Absolution?
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Sam Fisher powraca i znowu ratuje świat
- 1 - Oh, say can you see, by the dawn's early light...
- 2 - Schowaj się, Sam! Sam się schowaj, gościu!
- 3 - Zabawki, gadżety, dodatki, bonusy i premie
- 4 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 5 - Galeria screenów Splinter Cell: Blacklist
- 6 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150