Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Shadow Warrior 2013 - Orientalny Duke Nukem

Sebastian Oktaba | 28-10-2013 17:53 |

Kiedy usłyszałem o próbie wskrzeszenia Shadow Warrior najpierw z niedowierzaniem pokręciłem głową i pacnąłem dłonią w czoło, potem odpaliłem wiekowy oryginał, następnie zaś dopisałem remake do listy zatytułowanej - potencjalne gnioty. Dałbym się wówczas pokroić żywcem, że produkcja podzieli smutny los Painkiller: Hell & Damnation, Duke Nukem Forever i Rise of the Triad. Mowe wcielenia dawnych hiciorów łączy jedno - żerowanie na znanej marce, beznadziejne wykonanie techniczne oraz okrutnie nudny gameplay. Nauczony przykrym doświadczeniem żadnych nadziei sobie nie robiłem, wyzbyłem się wszelkich złudzeń i zapomniałem o Shadow Warrior... Dość nieoczekiwanie zostałem jednak uraczony egzemplarzem recenzenckim, więc pełen uprzedzeń usiadłem przed monitorem, gotowy do napisania niezbyt pochlebnego artykułu. Chciałem zobaczyć jak skopano kolejną legendę i potraktować w podobny sposób programistów. Niestety, wszystkie początkowe założenia trafił szlag, ponieważ tytuł okazał się całkiem grywalny, nawet pomimo kilku irytujących wad...

Autor: Sebastian Oktaba

Shadow Warrior stawiam na równi z Quake, Duke Nukem i Blood, bowiem w czasach pecetów o mocy obliczeniowej współczesnych kalkulatorów był absolutną rewelacją, którą musiał zaliczyć każdy fan shooterów. Pomimo zacofanej oprawy wizualnej, wszak epoka bitmap i pikseli powoli przemijała, tytuł dzielnie bronił się wyśmienitą miodnością. Kapitalna atmosfera, hektolitry tryskającej posoki, dziwaczne narzędzia mordu i mnóstwo poziomów do zaliczenia sprawiało, że kilkanaście godzin spędzonych z Shadow Warrior na długo zapadało w pamięci. Zwariowana młócka nigdy nie doczekała się sequela z prawdziwego zdarzenia, chociaż materiał nadawał się znakomicie do dalszej eksploatacji. Skośnooki mistrz katany bezlitośnie szlachtujący demony? Czarne poczucie humoru połączone z odrobiną groteski? Mieszanka tyleż smakowita, co niedoceniona i chyba odrobinę niepasująca do obecnych trendów. Gdzie dzielne amerykańskie żołnierzyki? Gwiaździste sztandary, terroryści albo przynajmniej groźba wybuchu globalnego konfliktu? Scenariusz wzmacniający patriotycznego ducha?

Remake przygotowali ludzie z polskiego studia Flying Wild Hog, mającego w swoim dorobku tylko jeden znaczący projekt zatytułowany Hard Reset, który również przeszedł przez moje wredne redaktorskie łapska. Wrażenia były raczej umiarkowanie entuzjastyczne, aczkolwiek każdy przecież od czegoś zaczynał. Ekipa poniekąd specjalizuje się w pierwszoosobowych strzelaninach utrzymanych w staroszkolnym stylu tzn.: wesołej rozwałce na masową skalę pozbawionej głębszego przesłania czy jakichkolwiek pseudo edukacyjnych walorów, zatem predyspozycje do pracy zdecydowanie posiada. Eh... Kiedyś prawie każdy shooter był wykonany według takiej receptury, ale później podgatunek praktycznie wymarł, jakby nagle stracił na atrakcyjności w oczach developerów oraz samych graczy. Patrząc jednak po forach internetowych, ludzie z rozrzewnieniem wspominają produkcje sprzed piętnastu czy dwudziestu lat, tylko niekoniecznie czekają na odświeżone wersje owych przebojów. Remake'y powstają jednak coraz częściej, pomimo iż obecne pokolenie wychowane na Call of Duty i Medal of Honor nawet nie kojarzy Duke Nukem, Rise of The Triad czy Shadow Warrior.

Żeby uzmysłowić młodszym czytelnikom czego powinni się spodziewać, spieszę z wyjaśnieniami - Shadow Warrior to bezkompromisowa rzeźnia, gdzie wyreżyserowane scenki ustępują miejsca regularnej, frontalnej oraz soczystej wymianie argumentów siłowych z dziesiątkami przeciwników jednocześnie. Produkcja Flying Wild Hog jest kompletnym przeciwieństwem gier utrzymanych w militarnych klimatach nastawionych na krótkie, niezbyt wyczerpujące i widowiskowe sekwencje, wymagające od gracza klepnięcia odpowiedniego klawisza we właściwym czasie. Tutaj sprawy wyglądają zupełnie inaczej - przyciski myszki zapłoną, monitorom wyskoczą bad piksele, zaś lawina niecenzuralnych słów naprzemiennie będzie opisywać euforię i wściekłość. Żadnej fałszywej poprawności, autocenzury czy zawracania czterech liter kwestiami dialogowymi przesączonymi patosem. To jest właśnie oldschool w czystej postaci, jaki docenią głównie koneserzy gatunku, niekoniecznie shooterowy mainstream.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 8

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.