Recenzja Risen 2: Mroczne Wody - Gothic w nowym wydaniu
- SPIS TREŚCI -
Dziurawy okręt...
Risen 2: Mroczne Wody oferuje sporo swobody w wykonywaniu zadań i przemieszczaniu, wszak mamy do czynienia z najczystszej krwi sandboxem, ale w przeciwieństwie do Arcania: Gothic 4 nie biegniemy wciąż opętańczo przed siebie. Zamiast tego krążymy po Południowych Morzach systematycznie odkrywając nowe lokacje, a począwszy od trzeciego aktu stajemy się właścicielami statku! Wówczas bez najmniejszych przeszkód kursujemy między wyspami i stałym lądem, jednocześnie kompletując załogę z której jednego członka możemy zabierać na wypady terenowe. Łajbę odwiedzamy jedynie w porcie - przemieszczanie po świecie oraz okolicy zapewnia opcja szybkiej podróży, niestety zabrakło mini-mapy z prawdziwego zdarzenia i żeby cokolwiek zobaczyć, trzeba otwierać jej pełnowymiarową wersję. Obszar rozgrywki nie przyprawia o zawrót głowy, wysepki są stosunkowo małe i liniowe, ale granice eksploracji wyznaczają tylko uwarunkowania nieturlane - góry, czasami niewidzialne ściany, zbiorniki wodne itp. Do odwiedzenia czekają m.in.: wioska gnomów, miasta i miasteczka, liczne pirackie meliny, niezmierzone połacie tropikalnej dżungli, groty, jaskinie i ruiny rdzennych mieszkańców Nowego Świata, gdzie dominuje kolor zielony.
Czego jeszcze nie napisałem o Risen 2: Mroczne Wody, a chyba powinienem?? Jest „crafting” oraz zatrzęsienie magicznych gadżetów, dodawanych trwale do kolekcji i podnoszących atrybuty oraz biegłości, zatem warto wykonywać misje z zakładki „legendarne przedmioty”. Poszczególne biegłości trwale rozwija także konsumowanie rzadko spotykanych roślin, co stanowi dodatkowy powód do wzmożonej eksploracji. W trakcie przemierzania grobowców czy leśnych ostępów zalecam patrzeć pod nogi, aby przypadkiem nie aktywować pułapki - kiedy spostrzegawczość nas zawiedzie pozostaje liczyć na refleks i odpowiednio szybko wcisnąć spację, wykonując QTE ratujące żywcie. Otwieranie zamków przedstawiono w formie zręcznościowej mini-gry bardzo przypominającej The Elder Scrolls: Oblivion. Mianowicie, żeby sforsować skrzynię musimy dopasować wszystkie zapadki do otworów we właściwej kolejności, co wymaga przynajmniej odrobiny spostrzegawczości.
Piranha Bytes to ciekawy developer, który zwykle wypuszcza gry bardzo klimatyczne, ale jednocześnie naćkane mniej lub bardziej poważnymi babolami. W Risen 2: Mroczne Wody również nie uniknięto kilku zauważalnych wpadek, jakie w finalnym produkcie nie powinny się znaleźć. Zacznijmy od absolutnie zbędnych i niedopracowanych elementów pseudo-zręcznościowych, czyli wspinania po skarpach. Oglądanie niezgrabnie gramolącego się bohatera, przenikającego przez skały i drętwo bujającego nad urwiskiem, połączony ze stosunkowo długim wykonywaniem czynności, to mieszanka niezbyt przyjemna. NPC potrafią zablokować przejście, ale zarazem przenikać przez zamknięte drzwi (!), przedmioty sporadycznie znikają w rękach postaci niezależnych (np.: butelka podczas filmiku), natomiast wskoczenie w głęboką wodę skutkuje teleportowaniem na plażę... Pirat niepotrafiący pływać - takie rzeczy tylko w Risen 2: Mroczne Wody. Częstym zjawiskiem jest również bezdeszczowa burza w słoneczny dzień...
Lista wpadek jest znacznie dłuższa, a zdarzają się poważnie komplikujące wykonanie zadań - po pierwszej rundzie walki z tytanem ziemi nie zdążyłem przeszukać ciała jednego z kapitanów, wraz z którym przepadł posążek otwierający komnaty w grobowcu pełnym fantów. Dopiero ponowne wgranie „sejwa” załatwiło sprawę... Co więcej, jeśli zapiszemy grę w trybie skradania, znajdując obok śpiącej postaci, to ponowne załadowanie stanu sprawi, że NPC nie będzie słodko drzemał lecz wstanie z zamiarem położenia! Chyba nie trzeba dodawać, iż zostaniemy wtedy niespodziewanie zdemaskowani? Momentami zachowanie postaci niezależnych mocno zastanawia, gdy podnoszą tyłki kiedy podchodzimy do stołu, aby natychmiast ponownie zająć swoje pierwotne pozycje... Poza tym, dziwnym zabiegiem jest chowanie borni kiedy otworzymy inwentarz. Generalnie, wpadek technicznych w Risen 2: Mroczne Wody znalazłem naprawdę sporo, ale żadna definitywnie nie uniemożliwiła ukończenia gry - jakby to była jakaś pociecha.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150