Recenzja Overlord 2 PC - Operacja overlord!
A teraz coś z zupełnie innej bajki
Już po kilkudziesięciu minutach obcowania z Overlord II widać ewidentnie, że autorom przyświecało motto „więcej, lepiej, ciekawiej”. Fani poprzedniej części niczym nadzwyczajnym nie zostaną zaskoczeni, bowiem mechanika zabawy pozostała niemal identyczna. Overlord był tytułem na tyle nietuzinkowym, że ów konserwatyzm ekipie Triumph Studios można chyba wybaczyć. Nadal gra się bardzo przyjemnie i osoby którym poprzednik przypadł do gustu otrzymają po prostu większą porcję wrażeń. Gdy uporamy się z trudnościami wieku dziecięcego i zaliczymy pierwszy etap będący jednocześnie treningiem, przychodzi czas na właściwą rozgrywkę. Wygląd głównej postaci, zakutej w solidną zbroję, jak żywo przypomina sylwetkę Saurona z ekranizacji trylogii J.R.R. Tolkiena. Jest to oczywiście efekt zamierzony, bo akurat humoru oraz skojarzeń w Overlord nie zabraknie. Wszystko obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby przemierzając bajecznie cukierkową krainę, aby udowodnić jej mieszkańcom kto jest „master evil”. Jednak samemu ruszać na podbój świata nie wypada, prawda? Każdy szanujący się tyran musi mieć swoich wiernych sługusów pucujących jego buty i wielbiących imię pod niebiosa. Pamiętacie Tołdiego z Gumisiów, podnóżek księcia Gregora? Overlord nie może być gorszy i właśnie dlatego do pomocy otrzymał miniony które równie dobrze można porównać z cieszącymi się wątpliwą sławą goblinami. Oprócz wrodzonej brzydoty jeszcze jedno trzeba im przyznać - kochają swojego mrocznego idola, ślepo wykonując wszystkie polecenia, choć pewnie to zasługa wrodzonej głupoty. Nasz władca ciemności niestety nie potrafi wcisnąć się w każdą szparę, nie garnie do dźwigania znalezionych po drodze fantów czy używania jakichkolwiek mechanizmów. Dlatego właśnie miniony są niezbędne aby wykonywały za niego całą brudną robotę. Idealna symbioza geniuszu zbrodni i służalczych lizusów. Suweren zła potrafi solidnie przyłożyć przy użyciu podręcznego oręża, ale główną siłę stanowi jego przyboczna gwardia o której można napisać wiele, niekoniecznie pochlebnego. Spokojnie, w tym przypadku należy postrzegać to jako niekwestionowaną zaletę.
Miniony, miniony... Podobnych oszołomów w świecie gier ze świecą szukać. Równie niewyżytych, obscenicznych, zakręconych i pałających żądzą mordu stworzeń nigdy wcześniej nie spotkaliście. Zaręczam, to prawdziwe oryginały w pełnym znaczeniu tego słowa. W Overlord II występują ich cztery gatunki, zatem rodzina się nie powiększyła. Zdecydowano natomiast o rozszerzeniu wachlarza zdolności urwisów. Z chęcią zobaczyłbym nowych gagatków, ale strach pomyśleć jakie cuda uskuteczniałyby kolejne rodzaje tych kreatur. Przedstawmy zatem mistrzów drugiego planu, niezmordowanych w usługiwaniu swojemu władcy. Brązowi są typowymi wojownikami, stanowiącymi trzon małej armii Wystarczy dać im do ręki cokolwiek, a natychmiast zamienią to w śmiercionośną broń. Widły, miecze, badyle i licho wie co jeszcze. Zdradzają też tendencję do zakładania najróżniejszych śmieci na swoje wątłe ciała, chociażby głowy bałwana lub dynie. W tym szaleństwie jest zasada - zwiększają wtedy zdolności bojowe. Świetnie spisują się w połączeniu z wilkami, które od tej pory mogą ujeżdżać. Brązowi to także urodzeni komedianci, potrafiący rozweselić nawet największego ponuraka. Obrzydzenie z jakim odnoszą się do puchatych foczek zwyczajnie rozbraja. Z kolei czerwoni, pełniący funkcję łuczników, miotają ogniste kule na dystans. Z oczywistych względów nie powinni być stawiani w pierwszym szeregu. Nie lękają się także ognia - piekielne z nich urwisy, pełne zapału do pracy. Dla zielonych żadna trucizna nie stanowi zagrożenia. Mało tego, ów gatunek otrzymał możliwość kamuflażu co czyni z nich niemal rasowych skrytobójców. W zwarciu zadają duże obrażenia, jednak nie są tak wytrzymali jak brązowi. Ostatnimi w grupie pozostają niebiescy, czyli niezastąpione wsparcie. Nie dość że woda im nie straszna, to jeszcze potrafią wskrzeszać poległych. Naturalnie, dostęp do kolejnych szczepów minionów postępuje z biegiem czasu i rozwojem fabuły. Czyżby następne déjà vu? Faktycznie, Overlord II powiela stare pomysły oraz koncepcje, jednak grywalność tytułu nadal stoi na wysokim poziomie.
Każdy z czterech gatunków urwipołciów pełni określoną funkcję, dysponując unikalnymi zdolnościami. Dopiero ekipa złożona ze wszystkich typów minionów uzyskuje pełną sprawność, będąc w stanie stawić czoła dowolnemu wyzwaniu. Dajmy na to, czerwone mogą niszczyć łatwopalne przeszkody, zaś niebieskie przedzierać przez tereny zalane, niedostępne dla reszty. Brązowe, zielone oraz czerwone jak wiadomo nie potrafią pływać, ale dla odmiany świetnie toną. Wymaga to od grającego elastyczności oraz posiadania w szeregach wszystkich minionów po trochu. Wiedząc w jaki teren się udajemy, warto zaplanować proporcje naszej kilkudziesięcioosobowej armii. Stosunkowo często spotykamy też kratery umożliwiające przywołanie nowych jednostek lub odesłanie nadwyżek do kwatery głównej. Podczas starć, których jest przynajmniej tyle samo, o ile nie więcej niż w pierwszej części, nadal trzeba wykazać się odrobiną pomyślunku. Nie wystarczy rzucić nieokrzesanej hordy na wroga oczekując automatycznej pacyfikacji. Chaos panujący na placu boju połączony z brakiem kontroli podopiecznych zaowocowałby totalnym rozgardiaszem oraz odczuwalnymi stratami. Zmuszeni jesteśmy kombinować, bawić się w pochody lub oskrzydlić przeciwnika. Często sama gra wymusza takie działanie, nie pozostawiając miejsca na ewentualne błędy. Poszczególne miniony cechuje różna skuteczność w stosunku do pewnych typów przeciwników, co trzeba mieć na uwadze. Należy także pamiętać, że ogólna pula pupilków jest ograniczona. Liczebność podkomendnych wzrasta wraz ze znajdowaniem specjalnych bonusów, ale o tym za chwilę. W każdym bądź razie, już na początku dysponujemy pokaźną gromadką brzydali. Zarządzanie całą hałastrą to osobna para kaloszy, aczkolwiek i tutaj rewolucji nie uświadczymy. Interfejs wymaga przyzwyczajenia, niemniej szybko okazuje się przystępnym i prostym rozwiązaniem. Jedynie kierowanie gromadą z ukierunkowaniem na cel może sprawiać pewne problemy. Poza tym, od czego jest konfiguracja sterowania lub pad?
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
90
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150