Recenzja Need for Speed: Undercover - Nie jedźcie tą drogą
Rower mu zabrali
Osobliwych rozwiązań w Undercover nie brakuje, szczególnie jeżeli bliżej przyjrzymy się rozwojowi naszego kierowcy. Wzorem gier rpg, wygrywając wyścigi awansujemy na kolejne poziomy, nazwijmy to umownie, doświadczenia i reputacji. Co z tego mamy? Otwierają się przed nami coraz to nowe zawody, ale przede wszystkim rosną statystyki wpływające na różne parametry pojazdu, zarobki i rabaty na części. O ile sam pomysł jest niczego sobie, to już sposób realizacji pozostawia nieco do życzenia. Zwiększanie możliwości konkretnych podzespołów w autach (np.: skrzyni biegów lub hamulców) poprzez rozwijanie statystyk wydaje się nieco oderwane od rzeczywistości. Wystarczy odrobina wprawy, dobry samochód i praktycznie non stop zdobywamy tytuł dominatora w zawodach, a wykręcenie czasów lepszych niż referencyjne nie stanowi większego wyzwania. Dodatkowo przyspiesza to nasz rozwój, podkręcając umiejętności, i koło się zamyka. Ponadto, wprowadzono tak zwany „spowalniacz”, nieco zwalniający upływ czasu, aby jeszcze łatwiej pokonywać zakręty lub skuteczniej pozbyć się pościgu. Nie zabrakło także nitro, tym razem uzupełniającego swoje zasoby automatycznie. Wszystkie dziwne pomysły i rozwiązania na grywalność nie mają większego wpływu poza tym, że nowa odsłona Need for Speed momentami wydaje sie za bardzo "przebajerzona".
Rozpędziwszy się, prawie zapomniałem o trasach, czy raczej o lokacji w jakiej toczy się akcja gry. Z uwagi na ograniczenie pola działania do miasta Tri-Bay City różnorodności nie należy się spodziewać. Przeszklone biurowce, tunele, wiadukty, place budowy, parki i odrobina przedmieść, to w zasadzie wszystko. Mało? Również tak uważam. Pomimo iż udostępniona powierzchnia użytkowa rzeczywiście jest ogromna, brakuje urozmaiconych scenerii. Monotonnie łagodzi możliwość swobodnej jazdy i ciągnące się kilometrami autostrady, ale niedosyt pozostaje. Same trasy powtarzają się niebezpiecznie często, a rozjazdy i skróty ułatwiające bądź utrudniające dotarcie do celu wiele tu nie zmieniają. Minimapa widoczna w lewym dolnym rogu, która w założeniach miała nieść pomoc przy nawigacji, okazuje się mało precyzyjna. Często gdy dojeżdżamy do rozwidlenia z prędkością bliską 300 km/h nie ma czasu na myślenie i nagle dostrzegamy brak ... strzałek GPS. Niestety, nie pofatygowano się aby ułatwić grającemu zadanie, co momentami byłoby nader wskazane. Natomiast elegancko zaplanowano i wykonano mapę główną z wyszczególnieniem punktów i dostępnych imprez. Wystarczy jedno kliknięcie i momentalnie przenosimy się we wskazane miejsce. Z owego rozwiązania zmuszeni jesteśmy korzystać, ponieważ podczas jazdy nie namierzymy żadnych „markerów” i ikonek symbolizujących, że w tym właśnie miejscu rozpoczyna się jakakolwiek wyścig. Swobodna jazda po Tri-Bay City sprowadza się zatem do wycieczek czysto rekreacyjnych.
Sprawa realistycznych kolizji, a raczej ich braku, pomimo, że znajduje się na drugim planie, warta jest wspomnienia. Wszak nie w każdej grze wyścigowej zderzenie czołowe powoduje jedynie zmniejszenie prędkości, prawda? Nikt od Need for Speed nie wymaga cudów, ale to już lekka przesada. Konkurenci bywają agresywni, próbują zepchnąć nas z drogi lub umyślnie spychają na bandę. Nieraz zdarzało się, że samochód jednego z przeciwników kompletnie mnie zablokował, ponieważ „ynteligencja” nie pozwoliła jegomościowi zdjąć nogi z gazu lub wrzucić wstecznego, pomimo iż stałem w poprzek jezdni centralnie przywarty do jego maski ... Tylko pogratulować. Jeżeli ktokolwiek liczy na uszkodzenia mechaniczne pojazdów, najwyższy czas zejść na ziemię, Co najwyżej można nieco wizualnie rozbić wózek, bez żadnych istotnych konsekwencji. Zdziwiły mnie także niecodzienne menusy, które w całości pojawiają się dopiero na mapie GPS. Nie występuje w zasadzie coś takiego jak klasyczne menu główne. Odszukanie interesujących opcji zajęło kilka chwil, a przecież powinno być przejrzyście i intuicyjnie. Brak widoku z kokpitu niech spowije zasłona milczenia. Ostatnie, czego brakuje, zostało chyba pominięte przez przypadek. Zniknęły bowiem replaye!
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150