Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Mass Effect 2 - Gwiezdny chłopak powraca

Sebastian Oktaba | 03-02-2010 15:42 |

Taniec z gwizdami

Najwyższa pora napisać kilka słów o postaciach niezależnych, które będą towarzyszyły nam podczas epickiej przygody. Zgodnie z tradycją, twórcy przygotowali niesłychanie barwne osobowości, twardo osadzając je w głównym wątku fabularnym. Znaczna część gry upływa więc na poszukiwaniu kompanów, pogłębianiu przyjacielskich stosunków oraz tworzeniu komitywy. Wśród kilkunastu starych i nowych bohaterów znalazła się plejada kosmicznych awanturników posiadających własne zawiłe historie. Ponętna Miranda Lawson, nieprzystępna i zimna niczym polodowcowy głaz pani naukowiec od początku odgrywa jedną z głównych ról, będąc ozdobą Mass Effect 2. Spotkamy także dobrych znajomych z poprzedniej części: Garrusa Vakariana oraz Tali'Zorah. Dalej zwierzyniec osobliwości poszerza się o coraz bardziej nietuzinkowe persony. Jacky to psychopatyczna biotyczka pałająca żądzą zemsty na swoich oprawcach, zwolenniczka chaosu i bezprawia. Jej przeszłość jest równie bogata co mozaika tatuaży zdobiąca sprężyste ciało. Choć jest twardą kobietą, w głębi pozostaje skrzywdzonym przez los dzieckiem, niepotrafiącym odnaleźć miejsca w otaczającej rzeczywistości. Z kolei Thane Krios, przedstawiciel rzadko spotykanej rasy drell, uchodzi za wytrawnego zabójcę jednocześnie wykazując się nienagannymi manierami i znajomością filozofii. Szuka też odkupienia za grzechy jakich się dopuścił (pastor Ray XXII stulecia) gdyż... umiera. Same relacje pomiędzy NPC to doskonały przykład kunsztu ekipy BioWare, bowiem tak wiarygodnie oddanych więzi w grach ze świecą szukać. Brazylijskie telenowele, ba, nawet Złotopolscy muszą uznać wyższość Mass Effect 2. Nie zabraknie wątków poruszających kwestie rasizmu, wiary, zaufania, wsparcia emocjonalnego oraz miłośnych uniesień. Sprzeczki czy antypatie są codziennością z jaką musi mierzyć się Shepard. Przy tym Żniwiarze czyhający w mroku to pikuś. Mniej istotni dla wydarzeń pierwszego planu mieszkańcy uniwersum, spotykani przy okazji wykonywania powierzonych zadań, również zostali przekonywająco nakreśleni. Nieszablonowe charaktery i skomplikowane przypadki trafiają się nader często.

Jedną z najczęściej wytykanych Mass Effect wad, była skandaliczna powtarzalność misji pobocznych. Monotonia szybko dawała się we znaki, skutecznie zabijając przyjemność ratowania wszechświata. W przypadku sequela wątek przewodni także nie wzbudza żadnych zastrzeżeń, ale reszcie wciąż czegoś brakuje. Problem nie tkwi jednak w sposobie przedstawienia, co raczej liczbie zadań fakultatywnych. Tym razem postawiono na jakość, za co chwała twórcom, lecz odczuwalnie ubyło zajęć kompletnie niezwiązanych ze scenariuszem. Gros ciekawszych „subquestów” dotyczy w mniejszym lub większym stopniu członków naszej drużyny, zaś pozostałe kontrakty są wybitnie standardowe. Tym pierwszym trudno zarzucić odtwórczość, bowiem zostały genialnie przygotowane. Ratowanie rodzeństwa, poszukiwanie zaginionego ojca, retuszowanie błędów z przeszłości czy pomoc w zemście, to nieliniowe i mistrzowsko przygotowane epizody. Przy okazji odkryjemy sekrety, przeszłość, lęki i pragnienia załogi zdobywając jej zaufanie. Świetnie, ale co w chwili, gdy zechcemy całkowicie odseparować się od spraw zwianych z załogą? Jakby to powiedział Radosław Sikorski na spotkaniu klubu PO - „ale bieda”. BioWare, nie chcąc powtarzać błędów przeszłości, zadziałało prewencyjnie wycinając „zapychacze” rodem z generatora. Słusznie? A jakże! W Mass Effect 2 zamiast błahych, bliźniaczych misji otrzymaliśmy konkretne oraz istotne zarówno dla nas, jak i kompanów wyzwania. Na uwagę zasługuje również tło fabularne misji, podkreślające jak barwny i oryginalny świat stworzono na potrzeby gry. Urokliwe lokacje porażają klimatem, przywodząc na myśl najlepsze filmy science fiction. Orbitalna stacja Omega, tętniące życiem międzygalaktyczne centrum rozrywkowe, hipnotyzuje neonami, w blasku których dokonują się szemrane interesy. Rozpalona powierzchnia planety Heastorm zmusza do stałego ukrywania się w cieniu przed zabójczymi promieniami słońca. Odwiedzimy także kosmiczne więzienie będące niegdyś statkiem transportującym zwierzęta (sic!), sterylne laboratoria, Cytadelę, wędrowną flotę, rozsypujące się bunkry, przepełnione egzotyczną florą i kompletnie zdewastowane światy, zaś wszystkie wykonano miodnie i z polotem.

Pozwólcie, że korzystając z przywileju iż jestem autorem niniejszej recenzji, zdradzę co jeszcze urzeka w Mass Effect 2. Produkcja BioWare czerpie garściami z najlepszych wzorców uzupełnianych nieprzeciętną wyobraźnią twórców, zniewalając poziomem dopieszczenia oraz różnorodnością. Stanowi tym samym godną konkurencję dla Star Wars i Star Trek. Pluralizm gatunków kosmicznej społeczności różniących się zwyczajami, technologią czy filozofią przyprawia o zawrót głowy. Demoniczni Turianie, anielscy Asari, płazowaci Kroganie (dalecy kuzyni Froggera), obrotni Volusowie czy Salarianie stanowią nieziemską mieszankę. Ludzie, przez wielu postrzegani jako główny czynnik zapalny nowych sporów, nie są tutaj najważniejsi. Niesłychana bujność planet, układów i konstelacji połączona z dużą swobodą przemieszczania się, pięknymi lokacjami oraz nieliniowością uzmysławia, dlaczego w opisywanym tytule łatwo się zakochać. Zniewalający czar przejawia się także w podniosłych scenach, zwrotach akcji i moralnych dylematach. Misja powstrzymania hegemoni Żniwiarzy zagrażających porządkowi wszechświata nie drażni pompatycznością, prędzej fascynuje, wzrusza i syci. W trakcie exodusu doświadczymy nawałnicy zaskakujących niespodzianek, więc wybaczcie enigmatyczność, ponieważ chciałbym nikomu popsuć radości z odkrywania smaczków pokroju potomków chomika Boo z Baldur's Gate (ups!). Mass Effect 2 to zdecydowanie najlepsze połączenie cRPG z grą akcji jakie w okresie ostatnich kilkunastu miesięcy dane mi było testować. Boże, jak ja lubię tą pracę :)

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.