Recenzja Just Cause 4 - wybuchowa piaskownica pełna robaków
- SPIS TREŚCI -
Nie będę ukrywać: recenzja gry pt. Just Cause 4 ukazałaby się co najmniej o tydzień wcześniej, gdyby nie pewne komplikacje. Jak z pewnością wiemy nowa gra od Avalanche Studios swoją premierę miała 4 grudnia. Pominę czas, który upłynął na podęcie decyzji czy ostatecznie chcemy zrecenzować ten tytuł (osobiście czuję, że każdy bał się tego zadania podjąć), jednak nie przemilczę kwestii związanej z poślizgiem wywołanym... najzwyklejszą niegrywalnością tytułu. Nawet największy zapał ukierunkowany na Just Cause 4 stygł, gdy podczas półgodzinnej rozgrywki wywaliło mnie do pulpitu trzykrotnie, a co więcej: każde kolejne uruchomienie wymuszało zaczynanie historii od nowa... Dni mijały, patche nie wychodziły, więc zmusiłam się do tego, by zrobić kolejnego magistra z "gierformatyki" i zastosowawszy kilka trików (głównie zmiana ustawień w panelu NVIDII) udało mi się sprawić, że gra wyłącza się już z... mniejszą częstotliwością. Ale to wystarczyło, by móc napisać niniejszą recenzję.
Autor: Ewelina Stój
Just Cause 4 zadebiutował 4 grudnia 2018 na platformach takich jak PC, Xbox One oraz PlayStation 4. Oznacza to, że na kolejną przygodę Rico Rodrigueza czekaliśmy równo 3 lata. Pierwsze oficjalne informacje o nowej odsłonie ukazały się podczas eventu E3 2018, choć w Internecie plotki o nadchodzącym tytule pojawiły się już na 2 miesiące przed wspomnianym wydarzeniem. O ile same już plotki mogły wzbudzić w fanach ogromne nadzieje, to nie przesadzę chyba gdy powiem, iż tak naprawdę dopiero oficjalny trailer spowodował w graczach przyspieszoną akcję serca. Pierwsze wideo z zapowiedzią, a niedługo później już sam gameplay trailer obiecywały naprawdę wiele. Czwórka miała zaoferować zupełnie nowe możliwości, dzięki zastosowaniu nowego silnika gry o nazwie Apex. Wspomniany silnik miał wyjątkowo dobrze odzwierciedlać wszelką fizykę w grze, co miało przełożyć się przede wszystkim na zdumiewające efekty pogodowe, z którymi bohater musi się w tej odsłonie zmierzyć.
Just Cause 4 jest klasycznym przypadkiem, który udowadnia, że świetny marketing nie wystarczy. Nie będzie on bowiem wiecznie świecił oczyma, kiedy gracze zaczną załamywać ręce nad niespełnionymi obietnicami.
Nowe screeny oraz kolejne trailery owocowały więc nie tylko zawrotną akcją znaną nam z poprzednich odsłon serii, ale przede wszystkim kusiły istnym szaleństwem pod postacią rozlokowanych na mapie gry trąb powietrznych, efektownych burz (także piaskowych) czy zamieci śnieżnych. Przesiadka na nowy silnik była również obietnicą większego i bogatszego świata (np. większa różnorodność występujących w grze zwierząt), ale także obietnicą lepsze grafiki. Jako że od premiery gry minęło już kilkanaście dni to z pewnością wiecie, z którym z tych dwóch zapewnień coś poszło nie tak... A jeśli nie wiecie, to nie omieszkam o tym wspomnieć w dalszej części tekstu (tak tak, chodzi o grafikę rodem z PS3). Jeśli nie pamiętacie pierwszych zwiastunów Just Cause 4 to warto je sobie odświeżyć właśnie teraz, żeby mieć pełen obraz problemów dotyczących produkcji, do których niebawem przejdę.
Trailer obejrzany? To teraz możemy przejść dalej. Uważam, że warto już na samym początku wytłuścić co będzie myślą (a raczej myślami) przewodnią niniejszej recenzji. Po pierwsze: najgorszą rzeczą, która właściwie niemal uśmierciła produkcję jest kwestia problemów technicznych. Nie chodzi już tylko o sam fakt wyłączania się gry, ale także o masę bugów, czyli tytułowych robaków (bug - ang. robak), które wykonują swoją robotę (to jest: irytują) w najlepszy możliwy sposób. Po drugie: powstawaniu produkcji towarzyszył - myślę - naprawdę udany marketing, który to jednak ostatecznie wywołał efekt przeciwny do zamierzonego. Zapowiedzi jak chociażby powyższy trailer były tak obiecujące, że nabrały nie jednego gracza, który jak ja stwierdził, że będzie to coś dużego. Myślę, że brak problemów technicznych oraz rezygnacja z nierealnych materiałów reklamowych z całą pewnością wywindowałaby ostateczną ocenę graczy jak i recenzentów. Cóż jednak począć, gdy naoglądamy się wspomnianych materiałów, a rzeczywistość zwali nas na kolana i to bynajmniej nie z radości. Ale wszystkie te słowa będą zbędne, gdy spojrzycie na poniższe porównanie graficzne głównego bohatera. Lewa strona to spoty reklamowe, prawa zaś przedstawia rzeczywisty wygląd Rico w grze...
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- następna ›
- ostatnia »
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150