Recenzja Fallout: New Vegas - Viva Las Vegas!
- SPIS TREŚCI -
Pieszo po pustyni
Scenariusz New Vegas jest bardzo absorbujący, co powinno ucieszyć każdego, kto lubuje się w dobrze opowiedzianych historiach bez przesadnego patosu. Czego brakowało u poprzednika, tutaj dostaniemy pod dostatkiem. Początek wcale nie zwiastuje fabularnych fajerwerków, ale przygoda systematycznie nabiera rozpędu. Oczywiście, jakichkolwiek detali dotyczących głównego wątku nie zamierzam zdradzać, choć tajemnicą poliszynela jest, iż twórcy zadbali o ponadprzeciętną nieliniowość gry. Również zadania poboczne zaprojektowano perfekcyjnie, pozostawiając nam ogromną swobodę w podejmowaniu decyzji. Zwykle sposobów rozwikłania danego problemu znajdziemy kilka, aczkolwiek nasz charakter, wyrachowanie czy nabyte zdolności zadecydują o obraniu konkretnej ścieżki. Nawet najprostsze zlecenia, jak zdobycie przedmiotu możemy wykonać poprzez użycie siły, podjęcie negocjacji, próbę przekupstwa lub kradzieży - żadnego prowadzenia za rączkę lub narzucania jedynych słusznych rozwiązań - tylko prawdziwie suwerenne decyzje. Doskonałym przykładem takiego pluralizmu jest napięta sytuacja w fabryce rakiet, gdzie ghule i mutanty skaczą sobie do gardeł wzajemnie utrudniając życie. Przyjmując „questa” od zwaśnionej strony spróbujemy zażegnać konflikt wybierając pomiędzy oddaniem przysługi najeźdźcom, krwawą łaźnią, albo oszustwem zleceniodawców. Pewne sytuacje będą złożone i delikatne zarazem, wystawiając nasze sumienie oraz moralność na ciężką próbę. New Vegas jako pełnokrwiste cRPG spisuje się naprawdę znakomicie, nie przynosząc wstydu genialnym poprzednikom.
Decyzje podejmowane w trakcie wyprawy będą o tyle istotne, że postacie przynależące do określonej wspólnoty czy frakcji (Goodsprings, RNK, Kajdaniarze) mogą postrzegać nas jako przyjaciela lub wroga. Namacalne konsekwencje działania szybko odczujemy, dzięki nowemu (obok karmy) i świetnie funkcjonującemu systemowi reputacji. Jeśli narobimy bałaganu w przydrożnej oazie ewentualnie pomożemy mieszkańcom, poczynania bohatera zostaną trwale zapamiętanie - to zobowiązuje do rozwagi, jednocześnie motywując. Generalnie, żaden uczynek nie przejdzie kompletnie niezauważony. Dialogi z NPC są soczyste, ciekawe oraz co najważniejsze, pozwalają na częste wykorzystywanie umiejętności socjalnych. Posiadając wysoko rozwiniętą retorykę, handel bądź nauki ścisłe łatwiej wyciągniemy z rozmówców cenne informacje i przekonamy do swoich racji. Dokładnie tego oczekuję od pełnowartościowej gry fabularnej, nastawionej na interakcję z otaczającym światem nie tylko przy pomocy karabinu laserowego. Same postacie niezależne wydają się wiarygodne, mają własne zawiłe historie i zmartwienia, którymi oczywiście mogą się podzielić. Ważnym elementem New Vegas są również nietuzinkowi NPC (odświeżono menu rozkazów) skłonni wejść w skład drużyny, współdzieląc z nami unikalne profity. Cassy sprawi, że upojeni whiskey odniesiemy mniejsze obrażenia w walce, zaś z robotem ED-E zlokalizujemy nawet zamaskowanych przeciwników. Ogółem, warto przygarnąć kilku towarzyszy (np.: psa ;]), aby jeszcze bardziej rozszerzyć szerokie spektrum możliwości, podłapać zadania czy zyskać dodatkowego gnata u boku.
Świat wykreowany na potrzeby New Vegas nie przypomina trzeciej odsłony Fallout, którego akcja działa się pośród zgliszcz Waszyngtonu. W okolicach świątyni hazardu dominują otwarte pustynne przestrzenie poprzecinane pasmami górskimi, niewielkie osady oraz zakłady produkcyjne. Łażenie po zrujnowanych miastach, kluczenie w tunelach metra i bunkrach zeszło na dalszy plan. Struktura gry nadal pozostała całkowicie otwarta, więc natychmiast po zakończeniu tworzenia swojego alter ego, możemy dosłownie iść gdzie nas oczy poniosą. Ekipa Obsidian Entertainment wprowadziła jednak sporo drobnych lecz istotnych zmian, znosząc chociażby idiotyczny level-scalling. Chcesz od razu ruszyć do New Vegas? Proszę bardzo, ale jeśli po drodze trafisz na adwersarzy ponad twoje siły... cóż, pozostaje tylko zmówić paciorek. Odradzający się po atomowej apokalipsie świat tętni życiem, karawany wędrują szaklami handlowymi, bandyci zastawiają zasadzki, przypadkowi ludzie komentują wydarzenia z naszym udziałem, zaś w tle majaczy jeszcze widmo wojny RNK z Legionem. Interesujących lokacji do odkrycia, niejednokrotnie powiązanych z misjami fakultatywnymi, absolutnie nie zabranie. W pamięci szczególnie zapada Krypta 11 skrywająca mroczną tajemnicę, której rozwiązanie jest cholernie zaskakujące. Natomiast wkraczając do Nipton zastajemy makabryczny widok: ludzi poprzybijanych do krzyży i płonące domostwa - sprawka sługusów niejakiego Caesara. Poza tym, czekają setki klimatycznych miejsc (rozświetlone neonami Vegas!), dziesiątki nietuzinkowych NPC (Klepek Noonan), tysiące znajdek... Rozmiar mapy jest porównywalny z Fallout 3, aczkolwiek subiektywnie mogę stwierdzić, iż New Vegas przebija poprzednika różnorodnością. Stylistyka zbliżona do Fallout 2 także pozytywnie nastraja, wszak taki był zamysł twórców - co warto docenić.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
89
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150