Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Duke Nukem 3D - Forever Young... Baby!

Sebastian Oktaba | 21-05-2010 19:09 |

Come Get Some!

Ratowanie ludzkości przed inwazją obcych prowadziłem w starym dobrym stylu. Jako mistrz oldschool'owej szkoły walki, wspiąłem się na wyżyny tego fachu i do dziś czuję jego najznakomitszym przedstawicielem. Zamiast opętańczo biec przed siebie, sumiennie zwiedzałem kolejne poziomy w poszukiwaniu kart magnetycznych umożliwiających dalszą wędrówkę. Często napotykałem również skomplikowane mechanizmy oraz rzędy przycisków, wymagające użycia nie tego co akurat miałem w spodniach lub dłoniach, lecz odrobiny intelektu. Na szczęście rzadko musiałem się przemęczać, choć dogłębne splądrowanie okolicy potrafiło wykończyć nie gorzej niż udział w teleturnieju „jeden z dziesięciu”. Ostatecznie, Duke był od wykonywania brudnej roboty, nie od rozwiązywania łamigłówek. Wiecie, gdzie te kosmiczne skurczybyki potrafiły poukrywać przepustki? Tylko bez świńskich skojarzeń! Błądziłem niejednokrotnie po zagmatwanych labiryntach, korzystałem z teleportów, kolejek oraz ruchomych platform, ale nigdy nie patrzyłem wstecz. Z raz obranej drogi ciężko zawrócić. Plądrowanie lokacji bywało także opłacalne, gdyż na odkrycie czekały setki sekretnych pomieszczeń pełnych wypasionych bonusów. Broń, apteczki, gadżety, niecodzienne scenki i postacie można było znaleźć niemal wszędzie. Natknąłem się nawet na Doom Marine, Indianę Jonesa i Luke'a Skywalkera, ale wypatroszeni do połowy nie byli zbyt rozmowni.

Czułbym pewien niedosyt jeśli w trakcie wojaży nie zostawiłbym po sobie wizytówki - totalnego bajzlu, rozgardiaszu tudzież bałaganu. Wszystko czego nie zdołali zniszczyć albo zająć obcy musiało przetrwać jeszcze moją próbę, ale wolałem rozwalić całe miasta w diabły, niż pozwolić obcasom zatryumfować. Przydomek Atomowego Księcia bynajmniej nie przylgnął do mnie przypadkowo, o czym zaświadczyć może każda laska w promieniu stu mil od Hollywood, choć teraz mam na myśli zupełnie coś innego. Pod ogniem moich gnatów bary zamieniały się w zalane szkłem rupieciarnie, automaty z colą eksplodowały, znikały elementy dekoracyjne, ściany i gabloty sklepowe - słowem: potrafiłem zniszczyć nawet najdrobniejszy przedmiot, nie wyłączając pisuarów które kilka sekund temu niecnie wykorzystałem. Demolka jakiej się dopuszczałem była niespotykana i do dziś ludzie gratulują mi świetnie wykonanej roboty - w końcu żeby wysadzić w powietrze wieżowiec, trzeba po prosu być kozakiem bez zahamowań. Chcesz pozbyć się jakiegoś budynku? Zadzwoń do Duke'a, zaproponuj kratę piwa lub wypad do nocnego klubu i sprawa załatwiona. Najzabawniejsze, że to wcale nie był mój kaprys lecz konieczność - utorowanie sobie ścieżki przez gruzy wielokrotnie było jednym sensownym rozwiązaniem, aby przedrzeć się dalej. Poza tym nurkowałem, szybowałem, schodziłem pod ziemię i wszędzie siałem śmierć oraz pożogę. Mija piętnaście lat i co? Żaden leszcz w pełnym 3D nie dorównał mojej skromnej osobie - damn, I'm good!

Mama zwykła powtarzać - Duke uśmiechaj się do ludzi, bądź kulturalny i grzeczny - odpłacą tym samym. Gdyby wiedziała jak bardzo wezmę sobie jej praktyczne porady do serca, na pewno nie zostawiłaby mnie na autostradzie pewnej deszczowej nocy pośrodku pustyni. Ostatecznie wyrosłem na niezłego jajcarza, zaś talentem komediowym mógłbym przyćmić niejednego profesjonalnego komika. Powiedzonka jakimi zwykłem posiłkować się przy miażdżeniu przeciwników zyskały już status kultowych, choć skłonność do sarkazmu to naturalna cecha mojego charakteru. Chyba każdy słyszał jak soczyście wypowiadam „Come get some” , „Hail to the king baby!” albo „It's time to kick ass and chew bubble gum” - wyciągnięte wprost z kultowych filmów. Poczucie humoru pozwala zachować zdrowy dystans, ale w moim przypadku bardziej świadczyło o braku poszanowania do pacyfikowanych kreatur. Uwielbiam ten moment, gdy podchodzę do powalonego cielska jednego z potworów, odcinam jego uzębiony ryj, ścigam hajdawery i wypróżniam zawartość kiszek do stygnącego truchła. Wokół brakuje tylko trybun wypełnionych moimi fanami, skandujący imię D-U-K-E oraz wielkiej fety z okazji uratowania świata. Atmosfera jaką potrafiłem stworzyć okazała się prawdziwym majstersztykiem - niech nikt nie próbuje negować tego faktu, bo skopię zadek i wystawię fakturę!

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 12

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.