Recenzja Devil May Cry 4 - Chłopaki Nie Płaczą
Diabollo pomidorro
Osobny akapit należy się bossom (wiem, jak to brzmi ...), czekającym na nas pod koniec niektórych poziomów. Nie chodzi wcale o rolę jaką pełnią – ta jest oczywista - lecz ich rozmiary i wykonanie. Modele tychże przeciwników prezentują się rewelacyjnie i bardzo oryginalnie. Walka z pół kobietą, pół latającym wężem to nic w porównaniu z gigantyczną demoniczną żabą (?) Baelem. Jegomość wyposażony w czułki zakończone rusałkami, wabi swoje ofiary, pożerając je następnie jednym haustem. Gdy przypadkiem znajdziemy się w jego jamie ustnej, rozpoczynamy zabawę w dentystę - sadystę, siekając bydlaka od wewnątrz. Z kolei Berial wygląda niczym centaur z piekła rodem. Jego monstrualne rozmiary początkowo wręcz onieśmielają. Przez chwilę miałem wątpliwości, czy zdołam własnoręcznie pokonać takiego „kloca”. Starcia z gigantami okazują się fantastyczną zabawą, a każdy pojedynek jednym wielkim show. Wskakiwanie na grzbiety, efektowne przewroty, ciecia, monstrualne kombosy, ultra szybkie kontry i kilkunastometrowe podbicia faktycznie robią wrażenie. Czasami ciężko nadążyć za tym, co się aktualnie dzieje. Takie rozwiązanie walk finałowych przypomina Gods of War, sprawdzając się przy tym znakomicie.
Nie samymi bossami jednak człowiek żyje. Swoją frustrację i nadmiar energii, w trakcie przechodzenia kilkunastu poziomów, wyładujemy na całych zastępach sług otchłani. Chętnych na pewno nie zabraknie. Począwszy od groteskowych strachów na wróble w kilku odmianach przez zjawy w czystej postaci, na bliżej nieokreślonych lodowych demonach kończąc. Wykonanie? Niezłe, ale niektóre modele prezentują się mało sugestywnie. Stawkę ratują zakuci w masywne zbroje rycerze oraz eteryczne upiory. Mogłoby się wydawać, że będzie strasznie, ale to tylko pozory. Devil May Cry 4 nie jest wcale przerażający. W końcu, bądź co bądź, mamy do czynienia z mordobiciem typu beat-em-up, nie zaś horrorem.
Lokacjom nie można wiele zarzucić, zostały wspaniale wykonane. Większość czasu spędzimy w chłodnych murach zamczysk, katedr i ruin. Dominuje barokowo-gotycka architektura, trochę przygnębiająca i ponura, ale niezwykle klimatyczna i urodziwa na swój sposób. Chwilami przypominałem sobie Castlevanie i Legacy of Kain: Defiance. Przelotem zajrzymy na spowity mgłą cmentarz, gdzie skąpane w bladym świetle księżyca wiekowe nagrobki złowieszczo wystają ponad czapy śniegu. Z nasłonecznionym portem, w którym złociste refleksy na tafli wody aż rażą w oczy i soczyście zielonym lasem kontrastują nieco wilgotne jaskinie i sterylne laboratoria. Cenię różnorodność, niemniej drastyczna zmiana scenerii jest trochę dezorientująca. Dodatkową rozrywkę zapewniają gdzieniegdzie poukrywane sekretne poziomy, gdzie można trochę punktów „dorobić”. Całkowity brak wyboru alternatywnych ścieżek w niczym nie przeszkadza. Devil May Cry 4 absorbuje jak rzadko który tytuł nie pozwalając dojść od głosu nudzie.
Jedyny problem związany z lokacjami polega na tym, iż Dante przemierza te same miejsca, co wcześniej Nero, walcząc z tymi samymi przeciwnikami. Nawet jeżeli zostało podyktowane to potrzebą scenariusza, można poczuć się lekko rozczarowanym. Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego bardziej doświadczony Dante ma większe problemy z pacyfikacją wrogów, niż młodzieniaszek Nero? Owszem, mowa o niuansach, ale jak to mówią: diabeł tkwi w szczegółach. Większe pretensje mam natomiast do pracy kamery, która ustawia się automatycznie jak w np.: Resident Evil. W kilku miejscach zamiast wspomóc, skutecznie utrudnia grę nie obejmując zasięgiem kluczowego miejsca. Co prawda jest możliwość ręcznej korekty kątku nachylenia, niestety w ograniczonym zakresie.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150