Recenzja Crysis - Najładniejsza strzelanina wszech czasów
Na początku był FarCry, wielkie zaskoczenie i niespodzianka. Mało kto mógł przypuszczać, że tytuł który pojawi się na długie miesiące przed premierami Half Life II i Doom III narobi tyle zamieszania. Ekipa CryTek odpowiedzialna za jego realizację szybko urosła w oczach graczy. Niestety prawa do nazwy zostały w rękach wydawcy, firma musiała więc znaleźć tytuł zastępczy dla nieformalnej kontynuacji. Ostatecznie nową produkcję nazywano Crysis. Jako jeden z nielicznych przedstawicieli gatunku Fpp, nadal pozostaje, nazwijmy to umownie, „Exclusivem” dla Pc, mającym pokazać światu, jak powinna wyglądać idealna gra akcji. Czy jest tak w istocie, przekonamy się za kilka chwil. Niniejsza recenzja z powodu „obsuwy” będzie bazowała na wersji gry zaktualizowanej do 1.21, pozbawionej licznych błędów. Zobaczymy w jakim stopniu programistom udało się dopieścić swoje dzieło i czy przed premierą Crysis: Warhead warto jeszcze zawracać sobie nim głowę. Pierwsze odpalenie i moim oczom ukazuje się komunikat „włóż oryginalny dysk do napędu”. Trochę zdębiałem, obejrzałem ponownie płytę i pudełko - były zdecydowanie oryginalne. Na szczęście drugie uruchomienie zakończyło się sukcesem. Powitała mnie seria logosów różnych marek, w tym wiele obiecująca autoreklama „CryTek - Maximum Game” ... hmmm ... zobaczmy ... Ale najpierw szybka przeprawa przez opcje, ustawianie najwyższych detali obrazu, fizyki, dźwięku - dopiero wtedy zaczynam właściwą grę.
Autor: Sebastian "Caleb" Oktaba
Crysis ... Fabularny?
7 sierpnia 2020 roku. Grupa archeologów odnajduje na jednej z rajskich wysp Pacyfiku tajemnicze znalezisko. Wszystko wskazuje na pozaziemskie pochodzenie obiektów, datowanych na dwa miliony lat przed pojawieniem się człowieka. Tego samego dnia kontakt z placówką zostaje zerwany. Ostatni sygnał z pojazdu badawczego desperacko wzywa pomocy. Wywiad Stanów Zjednoczonych donosi: wyspę zajęła armia Korei Północnej, biorąc naukowców w niewolę. Żołnierze, ciężki sprzęt, lotnictwo - reżimowi bardzo zależy, aby mieć wyłączność na wykopaliska. Dokładnie tydzień po burzliwych wydarzeniach, armia USA wysyła oddział ratunkowy. Cel: odnalezienie i ewakuacja Dr. Rosenhalem. Misja zlecona została elitarnej grupie szturmowej „Raptor”, złożonej z komandosów wyposażonych w najbardziej zaawansowane nanoskafandry bojowe. Wcielając się w jednego z członków jednostki, niejakiego Nomada dostajemy szansę praktycznego przetestowania tych cudeniek. W międzyczasie archeolodzy pod jurysdykcją Koreańczyków kontynuują prace odkrywając największą zagadkę, z jaką miała styczność cywilizacja ludzka ... i największe niebezpieczeństwo, z jakim będzie się musiała zmierzyć. Od tej pory Armia Koreańska nie będzie już naszym głównym zmartwieniem, misja ewakuacyjna zamieni się w wojnę z przeciwnikiem, który nie bierze jeńców. Odkryte skamieliny okazują się niezwykle agresywnymi żywymi organizmami. Przebudzone po milionach lat stwarzają realne zagrożenie dla rasy ludzkiej. Niezastąpione w takich sytuacjach siły zbrojne Stanów Zjednoczonych rozpoczynają działania mające na celu zapobiec ekspansji obcych. Osobą, która bezpośrednio podejmuje nierówną walkę z „uśpionym wrogiem” jest właśnie Nomad. Nasze alter ego.
Momencik, czy kolejny raz pretekstem do rozwałki będzie banalna, lecz sprawdzona formuła? Obcy atakują, my się bronimy, świat w niebezpieczeństwie? Fabuła klasy „Marsjanie atakują” ? ... Nie, nie jest aż tak źle i chociaż historyjka nosi symptomy najbardziej wyświechtanych pomysłów, jako całokształt wypada dość interesująco. Wszystko dzięki poważnemu podejściu do tematu, który mógłby służyć równie dobrze za scenariusz filmu science-fiction (reżyseria: Uwe Boll). Dramatyzm sytuacji potęguje niedoinformowanie oddziału, który przeprowadza misję. Początkowo nie wiadomo z czym mamy do czynienia, ot, rutynowe zadanie jakich wiele. Sprawy przybierają zły obrót, kiedy jeden z członków grupy ląduje zbyt daleko od punktu zrzutu. Gdy docieramy na miejsce, jego zaszlachtowane zwłoki bezwładnie zwisają wśród drzew. Uświadomienie sobie, że to nie Koreańczycy zabili Azteca trwa mniej niż sekundę. Ciała żołnierzy Armii Ludowej również zalegają wokół, potwornie porozrywane. Zaczynają się pytania, na które nie ma odpowiedzi. Dalej jest już tylko gorzej. Pierwszy kontakt z obcymi obnaża całkowitą bezradność w sytuacji, gdy do gry wchodzi czynnik zewnętrzny, którego nie było w planie. Kolejni komandosi giną jak muchy, napięcie rośnie, a przecież trzeba jeszcze wykonać zlecenie.
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- następna ›
- ostatnia »
Powiązane publikacje

Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
118
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
153
Recenzja Path of Exile 2, czyli pogromcy Diablo 4. Opinia po wielu godzinach spędzonych w Early Access
76
Recenzja STALKER 2: Heart of Chornobyl - Zona ponownie wzywa! Gra jest wciągająca i klimatyczna, ale wymaga kilku poprawek
60