Recenzja Battlefield 4 - Pole bitwy dziurawe jak nigdy
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Miało być pięknie, a wyszło... na pewno niezbyt elegancko
- 1 - Kampania dla pojedynczego gracza, to koszmarna pomyłka
- 2 - Buggerfiled 4: Black Hole - Czegoś takiego jeszcze nie widziałeś
- 3 - Tryb multiplayer, czyli dlaczego singiel jest taki słaby
- 4 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 5 - Battlefield 4 - Galeria screenów
- 6 - Battlefield 4 - Antygaleria screenów
- 7 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Kampania dla pojedynczego gracza, czyli pomyłka
Podczas misji pełnimy funkcję dowódcy małego oddziału, mogąc wydawać podwładnym rozkaz ataku - tutaj nasze kompetencje gwałtownie się kończą, zaczyna zaś niedorzeczny spektakl. Żołnierze niżsi stopniem samowolnie podejmują decyzje wpływające na fabułę, często wykonujemy ich polecenia i bezczynnie przyglądamy się cyklicznej niesubordynacji, która w piechocie morskiej powinna być surowo karana. Poza tym, współtowarzysze nie podlegają żadnej kontroli, często wchodząc na linię ognia i zamiast pomagać, skutecznie utrudniają eliminację przeciwników zasłaniając ich własnym ciałem. Koncepcja czteroosobowego zespołu miałaby uzasadnienie w trybie kooperacji z żywymi graczami, ale jesteśmy skazani wyłącznie na beznadziejną sztuczną inteligencję, ponieważ w kampanii pożałowano tak oczywistej opcji. Samodzielne bądź drużynowe odstrzeliwanie adwersarzy, niszczenie maszyn wojskowych i wykonywanie celów, nagradzane jest punktami quasi-doświadczenia oraz odznakami otwierającymi dostęp do nowego uzbrojenia, co stanowi jedyną istotną zmianę względem singla z Battlefield 3. Oprócz tego, zwiedzając plansze można jeszcze poszukać unikalnych giwer oraz nieśmiertelników, żeby podciągnąć swoją pozycję w rankingu Battlelog.
Lokacje pozostały absolutnie liniowe lecz znacznie się rozrosły, sprawiając wrażenie mniej klaustrofobicznych, bowiem większość operacji przeprowadzamy na otwartych przestrzeniach. Tradycyjnie, swoboda działania jest sztucznie ograniczona skryptami, martwą strefą czy lichymi przeszkodami, jakich wyszkolony marines nie potrafi sforsować (np. półmetrowy murek). Ogromne wrażenie wywiera jednak destrukcja otoczenia, zintensyfikowana w stosunku do poprzednika, chociaż nie wszystkie budynki, zasłony, ściany i obiekty poddają się działaniu materiałów wybuchowych. Już pierwsza próbka możliwości silnika fizyki wygląda interesująco - śmigłowiec ostrzeliwujący rafinerię doprowadza do wybuchu, jakiego konsekwencją jest widowiskowe zawalenie się części infrastruktury, chaos oraz tumany kurzu. Spreparowane scenki to prawdziwa wizualna uczta, niemniej zupełnie losowej rozwałki również nie brakuje. Kiedy schowamy się przed wrogim czołgiem w chałupie, pocisk z łatwością wyrwie dziurę w murze odsłaniając naszą pozycję, więc w trakcie strzelanin okolica ulega systematycznej deformacji dodając zabawie odrobiny wiarygodności.
Częstowanie przeciwników ołowiem zrealizowano poprawnie tzn.: jest praktycznie identyczne jak wcześniej, umiarkowanie satysfakcjonujące oraz obarczone kilkoma niekonsekwentnymi decyzjami. Dziwne zachowanie broni najłatwiej zweryfikować na przykładzie ręcznego karabinu maszynowego i snajperki - pierwszy z dołączonym celownikiem optycznym prawie nie pływa w dłoniach, natomiast skuteczność drugiego jest mniejsza nawet pomimo wstrzymania oddechu, chociaż RKM powinien charakteryzować się znacznie gorszą precyzją. Dlatego do zdejmowania oddalonych celów używałem PKP Pecheneg zamiast SWD-98, będąc prawdziwym hipsterem wśród wojskowych. Podręczny arsenał jest bardzo bogaty obejmując pistolety, strzelby, wyrzutnie rakiet, miny przeciwpancerne, granatniki oraz karabinki lekkie, szturmowe, wyborowe itp., a dostępne zabawki własnoręcznie wybieramy w porozstawianych gdzieniegdzie skrzyniach. Użytecznym narzędziem okazuje się wizjer taktyczny oznaczający przeciwników markerem (dostępny także w multiplayer), co przyspiesza identyfikowanie zagrożenia i sprawniejsze wyrywanie komunistycznych chwastów.
Kampanię wypełniono skryptami od początku do końca, dlatego Battlefield 4 wciąż zdecydowanie bliżej do serii Call od Duty, niżeli dowolnej odsłony Far Cry, Crysis albo S.T.A.L.K.E.R. Swoboda działania musiała zatem ustąpić miejsca wyreżyserowanym sekwencjom, gdzie występujemy w roli biernego obserwatora nie mającego żadnego wpływu na przebieg wydarzeń, aby zachować filmowy charakter scenariusza. Pomijając regularne kanonady oraz cut-scenki, przejedziemy się także samochodem uciekając Mi-28 Havoc, zaliczymy rejs bojową łodzią pontonową, pokierujemy czołgiem M1 Abrams i transporterem opancerzonym. Wachlarz atrakcji jest stosunkowo urozmaicony, zaś dopełnieniem hollywoodzkiego wizerunku Battlefield 4 pozostają efektowne akcje m.in.: katastrofa śmigłowca jakiego wirnik niemalże przerabia protegowanego na tatar. Sympatycznie wypadają też misje w skrajnych warunkach atmosferycznych, zwłaszcza w trakcie tajfunu, kiedy silny wiatr przesuwa obiekty, wygina drzewa i utrudnia maszerowanie.
- SPIS TREŚCI -
- 0 - Miało być pięknie, a wyszło... na pewno niezbyt elegancko
- 1 - Kampania dla pojedynczego gracza, to koszmarna pomyłka
- 2 - Buggerfiled 4: Black Hole - Czegoś takiego jeszcze nie widziałeś
- 3 - Tryb multiplayer, czyli dlaczego singiel jest taki słaby
- 4 - Platforma testowa na jakiej sprawdzamy gry
- 5 - Battlefield 4 - Galeria screenów
- 6 - Battlefield 4 - Antygaleria screenów
- 7 - Grafika, wymagania sprzętowe i podsumowanie
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150