Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Alien Breed: Impact - Kosmiczna breja

Sebastian Oktaba | 22-06-2010 13:26 |

Totalny (nie)wypał

Wróćmy na chwilę do strzelania oraz wszystkiego co z tym związane w nadziei, że przynajmniej tutaj nie czeka przykre rozczarowanie. Twórcy wykazali się jednak żelazną konsekwencją równomiernie rozdzielając swój antytalent, czego skutkiem jest niewielka radocha płynąca z koszenia obcych. Masakrowanie potworów po niespełna godzinie staje się zwyczajnie... nudne. Brakuje napięcia, poczucia zagrożenia oraz czystej satysfakcji z odstrzeliwania agresywnej fauny. Pomimo tego, że wróg napiera stadami i ściele się gęsto, atmosfera oraz miodność nie może równać się z Shadowgrounds, notabene klonem Alien Breed. Rozgrywkę oparto na banalnych schematach, więc standardowo gdy zaczynamy wprowadzać procedurę przy konsoli zwala się na nas hołota, uparcie przeszkadzająca w dokończeniu zadania. Uwijanie się pomiędzy prowadzeniem ognia oraz hackowaniem komputera niejednokrotnie pod presją czasu, to w wykonaniu Alien Breed Imact żadna przyjemność. Zabawne, ale gdy odnajdziemy centrum dowodzenia przeważnie coś jest niesprawne i trzeba zasuwać na drugi koniec kompleksu, aby usterkę naprawić. Naturalnie, maszerując wąskimi korytarzami bazy młócimy setki robali obdarzonych tak żenującą inteligencją, że prędzej czy później musimy zadać pytanie - kto tu w zasadzie jest agresorem? Niektóre stwory sprawiają wrażenie zagubionych, stoją po kątach, podpierają ściany i gapią się bezczynnie. Żal naciskać spust...Wszelkiej maści insektopodobne maszkarony wyglądają mało przekonująco, nie grzeszą też różnorodnością i spośród kilku gatunków raptem trzy wydają się zaprojektowane godziwie. Przerośnięte gremliny, otyłe zerlingi, kijanki oraz mrówko-podobne tałałajstwo w założeniu miało chyba straszyć... Taaa....

A propos giwer, do naszej dyspozycji oddano sześć zabawek wyciągniętych wprost z wiekowego oryginału - nota bene, sequele Alien Breed oferowały większy repertuar żelastwa. Podstawowy pistolet przydaje się rzadko, ale dzięki nielimitowanej ilości amunicji z powodzeniem posłuży do wysadzania beczek i karnistów z benzyną. Drugi w kolejce karabin automatyczny przejdzie do historii, jako broń o najbardziej nieprzekonującym odgłosie wystrzału - korkowiec kupiony na niedzielnym festynie za pięć złotych brzmi zdecydowanie dosadniej. Plastikowy dźwięk (Puk! Puk! Puk!) serii z Assult Riffle niezawodnie wywołuje uśmieszek politowania. Dalej robi się na szczęście ciekawiej, bo Shotgun, Laser Riffle (pociski rykoszetują) oraz IonSpike w użyciu przypominają już prawdziwą broń. Niestety, miotacz płomieni zawodzi na całej linii - smażenie owadów jest nijakie i mało emocjonujące - brakuje nutki sadyzmu. Każdej pukawce (wyłączając pistolet) można natomiast zamontować ulepszenie, zwiększające jej magazynek, zasięg czy siłę ognia. Przyznacie, że to fascynujące. Oczywiście, nic za darmo - trzeba najpierw sypnąć z kieszeni kredytami. Walutę z kolei znajdujemy w pozamykanych szafkach tudzież na podłodze, zaś transakcji dokonujemy w specjalnych terminalach gdzie zarazem kupujemy amunicję, wyposażenie oraz zapisujemy stan gry. Dodatkowy asortyment ogranicza się do apteczek, granatów, działek montowanych na statywach i pancerzy czyli w sumie nic nadzwyczajnego. Swoją drogą „sejwowanie” w wyznaczonych punktach potrafi mocno zirytować, zwłaszcza gdy musimy natychmiast zakończyć przygodę, ale w obliczu pozostałych „smaczków” można ten drobiazg przeboleć.

W odróżnieniu od pierwowzoru, akcję obserwujemy w (niesłychanie) denerwującym rzucie izometrycznym, nie całkowicie z góry. Widok można obracać tylko o 45 stopni bez przybliżania i oddalania, co jest rozwianiem mało praktycznym. Trzeba więc stale korygować perspektywę - skutkiem czego zamiast walczyć z potworami użeramy się z kamerą. Wspominane wcześniej Shadowgrounds nieporównywalnie lepiej rozwiązało tę kwestię. Nawet sterownie postacią pozostawia sporo do życzenia, która potrafi niespodziewanie zaklinować się pomiędzy przeszkodami. Oprócz biegania i ciosu pięścią, nasz dzielny wojak nic więcej nie potrafi - najwyraźniej to wojenny zakapior gardzący unikami. Kolejny gwoźdź do trumny Alien Breed Impact, to lokacje - ściślej ich różnorodność. Pierwszy poziom wygląda jeszcze zachęcająco, głównie ze względu, iż dopiero zaczynamy tułaczkę. Metalowe ściany, aparatura pomiarowa, laboratoria i magazyny pasują do realiów kosmicznej bazy. Gdzieniegdzie w tle zobaczymy też zarys planety albo kawałek rozgwieżdżonego nieba. Szkoda, że osiemdziesiąt procent czasu gry spędzimy na przemierzaniu ciągnących się kilometrami niemalże identycznych korytarzy. Wbrew pozorom, uczucie klaustrofobii oraz zaszczucia rodem z Doom III tutaj raczej nie występuje, prędzej mamy do czynienia z niekończącym się deja vu. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w zaistniałych warunkach level-designerzy mieli ograniczone możliwości, ale nie popadajmy w przesadę. Poszczególne mapy zrobiono na jedno kopyto (jeno kompleks badawczy ujdzie), zaś zakres spotykanych obiektów (maszyny, beczki etc.) jest zatrważająco skromny.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 3

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.