Nadal kupujesz elektronikę w stacjonarnych marketach? Oto powody, dla których powinieneś przestać
Internet to dziś prawdziwa potęga. Za jego pomocą jesteśmy w stanie załatwić sprawy, które kiedyś wymagały od nas fizycznej obecności w danym miejscu. Idealny przykład stanowią zakupy. Wycieczka po całym mieście w poszukiwaniu konkretnych produktów (zwłaszcza niespożywczych) niemal zupełnie wyszła już z mody - w końcu wystarczy teraz jedynie parę kliknięć na stronie sklepu czy platformie zakupowej i voilà. Wszystko, co potrzebne można załatwić i opłacić w ciągu kilku minut, a przy tym dodatkowo uzyskać darmowe koszty dostawy do domu czy wskazanego punktu. Mimo to od dłuższego czasu da się zaobserwować, że kolejne markety z elektroniką wyrastają niemal jak grzyby po deszczu. Pytanie tylko, czy w czasach tak rozwiniętego e-commerce'u nowe stacjonarne sklepy popularnych sieci rzeczywiście są niezbędne? Można mieć co do tego poważne wątpliwości, szczególnie biorąc uwagę, jakie "atrakcje" czekają w nich na klientów...
Autor: Piotr Piwowarczyk
Jak się okazuje, wizyta w stacjonarnym markecie z elektroniką dla osoby interesującej się nowymi technologiami i rynkiem może być zaskakująco emocjonującym przeżyciem. Problem w tym, że emocje te wcale nie muszą wynikać z ekscytacji związanej z oglądaniem wymarzonego sprzętu. Bardziej chciałbym się skupić na ciemnej stronie takich sklepów. Wkraczanie przez progi popularnych marketów jest niemal jak podróż do zeszłej epoki, w której czeka na nas ogromna ilość absurdów i pułapek. Oczywiście piszę te słowa z perspektywy aktywnego internauty i redaktora serwisu technologicznego, jednak mając dobitne porównanie między zakupami przez sieć a klasycznymi, stacjonarnymi, jestem pełen podziwu, że tradycyjne sklepy mają się tak dobrze. O co więc konkretnie chodzi?
Od dłuższego czasu można zaobserwować, że kolejne markety z elektroniką wyrastają niemal jak grzyby po deszczu. Pytanie tylko, czy w czasach tak rozwiniętego e-commerce'u nowe stacjonarne sklepy popularnych sieci rzeczywiście są niezbędne? Można mieć co do tego poważne wątpliwości, szczególnie biorąc uwagę, jakie "atrakcje" czekają w nich na klientów.
RTV Euro AGD grozi kara do 10 % rocznych obrotów za naruszenie dyrektywy Omnibus. Winne są charakterystyczne żółte cenówki
Zacznijmy od najważniejszego, czyli cen, które - jak się najczęściej okazuje - potrafią być zauważalnie wyższe od tych, które pokazują nam popularne porównywarki cenowe. Jest więc duża szansa, że kupując produkt w standardowej cenie na pewno przepłacimy, jednak wcale nie to jest najgorsze. Sam nie raz naciąłem się na niezgodność cen w sklepie internetowym i w sklepie stacjonarnym danego marketu. Wszystkie takie sytuacje wynikały z potrzeby szybkiego zakupu danego produktu. Po sprawdzeniu go na stronie i potwierdzeniu dostępności w danym lokalu udałem się na miejsce, gdzie spotkała mnie niespodzianka - produkt na miejscu kosztuje X zł więcej, niż podaje strona sklepu. Oszustwo? Nic z tych rzeczy - po prostu oferta internetowa jest rozbieżna z ofertą stacjonarną. Choć tyle dobrego, że mając już wiedzę na temat oferty internetowej, można ją szybko złożyć w samym sklepie, a sam produkt natychmiastowo odebrać z półki. To zaś prowadzi do nieco absurdalnej sytuacji, w której ci bardziej obeznani klienci oszczędzą nieco pieniędzy przy kasie, a ci mniej... cóż, są skazani na stratę. Warto dodać, że nie każda sieć sklepów ma dwie różne oferty, jednak zjawisko to jest bez wątpienia coraz popularniejsze w przypadku poszczególnych produktów.
Po lewej nowa "promocja", po prawej dotychczasowa cena...
UOKiK wyjaśnia, czym jest prawo do naprawy i jak odczytywać nowe oznaczenia etykiet energetycznych na sprzęcie AGD oraz RTV
Kolejna przewaga internetowej oferty to nie tylko często niższe ceny, ale i możliwość wzięcia lubianych przez wszystkich rat 0%. W sieci nie brakuje zapytań i rozległych artykułów na ich temat, ale niezaznajomionych z tematem uspokoję już na wstępie: owszem, takie raty istnieją i nie ma w nich żadnej podpuchy. To naprawdę jest to tak proste, jak się wydaje - wystarczy złożenie wniosku, a wszystko później dzieje się już błyskawicznie (oczywiście w przypadku pozytywnej odpowiedzi). Rzecz w tym, że raczej nie usłyszycie tego od pracownika stacjonarnego sklepu, który obowiązkowo będzie oferował np. dodatkowe ubezpieczenie sprzętu czy zabezpieczenie spłaty kredytu, przez które raty robią się coraz mniej atrakcyjne.
Hasła "KUPUJ TANIEJ!" czy "OFERTA!" to tylko slogany mające zachęcić do zakupu. Ceny większości urządzeń są regularne i wcale nie zostały z obniżone z przekreślonej ceny.
Kryzys na rynku IT. Cyfrowy kataklizm, korekta kursu czy business as usual? Sprawdzamy scenariusze, obawy i branżowe mity
Żeby nie było, nie można winić zwykłych ludzi za to, że starają się zarobić na swojej pracy. Tyle tylko, że owa praca polega właśnie na sprzedaży i premiach. Warto więc uświadomić sobie, że usilna prośba o raty 0% na zasadzie "bo widziałem na stronie" raczej niewiele pomoże. Reklama takiej oferty może przyciągnąć ludzi do sklepu, jednak obsługa raczej stara się wtedy maksymalizować zysk. Skoro każdy może sam złożyć wniosek online o nieoprocentowany kredyt i dostać szybką odpowiedź, to jasne jest, że to technicznie jest to wykonalne również w sklepie. Tyle tylko, że wtedy pracownik obsługi klienta będzie musiał zaakceptować niższą premię i mniej atrakcyjną wypłatę na koniec miesiąca.
UOKiK radzi jak nie dać się oszukać w Black Friday i Cyber Monday
Podobnie wygląda sprawa z tzw. doradcami klienta, których trudno nie spotkać na swej drodze między alejkami marketu. Tego typu pracownik również z chęcią zaoferuje nam dodatkowe ubezpieczenie, innego rodzaju usługę związaną z produktem, a być może także konkretne (nieprzypadkowo wybrane) akcesoria czy nawet urządzenia, które - mówiąc wprost - nie mogą zejść z magazynu. System prowadzi więc do tego, że sprzedaż sugerowanych nam produktów może mieć znaczący wpływ na wynagrodzenie pracownika. To z kolei oznacza, że niczego nieświadomy klient często opuszcza ze sklep z produktem, który wcale nie musi być najlepszy w swojej cenie.
Telewizory 8K w przyszłym roku mogą zniknąć ze sklepów. Zagrożonych jest także większość odbiorników 4K
Nie bez przyczyny wspominam tu właśnie o nieświadomych klientach, bowiem bywają oni najczęściej bardzo łatwym celem. Sprzedawcy w marketach z elektroniką szkoleni są bowiem w taki sposób, by na podstawie rozmowy czy własnej obserwacji z potencjalnym kupującym ocenić, czy ma do czynienia z pewnym siebie fachowcem, czy też np. z zagubionym rodzicem szukającym czegoś na prezent dla dziecka. Jak nietrudno się domyślić, pierwszy wspomniany typ klienta nie wymaga obsługi, za to drugi, po odpowiednich zachętach, może już zainteresować się produktem, o którego istnieniu nawet nie wiedział. Niby nic w tym złego, aczkolwiek laik nigdy nie będzie miał pewności co do kompetencji obsługującej go osoby. I tu leży pies pogrzebany. W końcu pracownik obsługi wcale nie musi mieć wyższego wykształcenia i bogatej wiedzy o technologiach zaimplementowanych we wszystkich urządzeniach. Łatwo zauważyć, że początkującym wystarczy w zasadzie umiejętność poprawnego przeczytania specyfikacji z kartki, a pracownicy mający faktyczną wiedzą techniczną stanowią niestety mniejszość.
Elon Musk: Twitter ma się świetnie! Unia Europejska: wymagamy, by Twitter zwiększył liczbę europejskich cenzorów
Lista grzechów popularnych marketów jest dosyć długa i niestety nie kończy się na wspomnianych wyżej aspektach. Łatwo jest nabrać się na różne akcje, w których to nowe, rzekomo niższe ceny w rzeczywistości okazują się wyższe niż przed podjętą akcją. Całe szczęście więc, że od niedawna jesteśmy w stanie zweryfikować najniższą cenę w danym w sklepie z ostatnich 30 dni. Standardem stały się też zabiegi mające na celu przyciągnąć uwagę klientów poprzez np. wyróżnienie lub kolorowe podkreślenie regularnych cen produktów w taki sposób, by każdy odbierał ją jako promocyjną. Nie raz zdarzyło mi się również, że cena podana przy kasie różniła się od ceny podanej przy produkcie. Jak się okazało, tego typu sytuacje nie są wcale wyjątkowe - wszystko przez częstą zmianę cen, z którą obsługa sklepu zwyczajnie nie nadąża. Hitową zagrywką jest także podawanie cen dwa razy niższych od prawdziwej i dodawanie poniżej ledwo widocznej informacji, że to tylko kwota jednej z dwóch rat. Trudno nie irytować się nadmiarem tak podstępnego marketingu - być może tabelki w Excelu wykazują, że to naprawdę działa, ale świadomy klient od razu wyczuje, że sklep chce go zrobić w balona.
Apple iPhone 14 za niecałe 2600 zł? Dobre sobie...
Apple iPhone 14, 14 Plus, 14 Pro i 14 Pro Max - premiera wyczekiwanych smartfonów. Ceny są wprost kosmiczne
Choć ogólnie trudno pochwalać działalność popularnych marketów z elektroniką, to jednak tekst ten nie ma nawoływać do jakiejś nagonki na stacjonarne sklepy. Mnóstwo osób, zwłaszcza starszych, nie wyobraża sobie robienia zakupów w inny sposób, a Internet przecież też ma swoje wady. Za co więc można cenić markety? Przede wszystkim można w nich sprawdzić, jak na żywo prezentuje się dany produkt. To coś, czego nie zrobimy przez Internet - w końcu nawet najlepszej jakości zdjęcia nie oddadzą jakości wykonania konkretnego urządzenia. Bezcenna jest też możliwość przetestowania np. nowego smartfona i sprawdzenie jego ułożenia w dłoni. No i takowy produkt można też wziąć od razu ze sobą do domu (najlepiej po uprzednim upewnieniu się, że jego cena nie jest zawyżona). Warto docenić też lokalne, prawdziwe promocje, jak również opcję darmowego zamówienia urządzenia niedostępnego na półkach w danym lokalu, z odbiorem i zapłatą dopiero na miejscu. Dla wielu osób takie rozwiązanie jest wygodniejsze nawet od automatów paczkowych, do których dostawa kosztuje już kilkanaście złotych (choć od pewnego poziomu jest darmowa).
Choć ogólnie trudno pochwalać działalność popularnych marketów z elektroniką, to jednak tekst ten nie ma nawoływać do jakiejś nagonki na stacjonarne sklepy. Można z nich korzystać, a czasem nawet warto to robić, ale należy pamiętać, by robić to z umiarem i odpowiednią ostrożnością.
Powyżej widzimy akurat przykład prawdziwej promocji. Jak widać, takowe też się zdarzają, choć lepiej uprzednio weryfikować to samemu.
Shopee oficjalnie kończy działalność w Polsce. Popularna platforma zakupowa będzie działać tylko do jutra
Jak więc widać, w marketach, jak i w całym dorosłym życiu, trzeba mieć oczy szeroko otwarte i uważać na wszelkie próby agresywnego marketingu. O ile chyba nikt nie ma wątpliwości, że młodsze pokolenie osób łatwo sprawdzi, czy dana oferta jest atrakcyjna, to jednak warto ostrzec przed wspomnianymi pułapkami starsze osoby wyznające klasyczne zasady zakupu i sprzedaży. Należy pamiętać, że sprawdzenie ceny i recenzji danego produktu to ledwie kilka kliknięć, a mogą uchronić one przed stratą pieniędzy i cennego czasu.
Powiązane publikacje

Pierwsze kroki w świecie Linuksa, czyli słów kilka o mojej przygodzie z tym systemem i dystrybucjami. Czy zostałem na dłużej?
126
Switch 2 miał być moją pierwszą konsolą od Nintendo. Japoński gigant robi jednak wiele, by skutecznie wygasić cały hype
90
Twórcy gier robią wszystko, tylko nie najbardziej pożądane tytuły? W tym może być sporo prawdy...
109
EHA Tech Tour 2024: Odwiedziliśmy firmę ASUS i omawiamy nowości z rynków płyt głównych, zasilaczy, monitorów i nie tylko
5