Metro 2033 - Wsiąść do pociągu ze S.T.A.L.K.E.R. i Call of Duty
- SPIS TREŚCI -
Bum! Bum! Bum!
Imperatywy rządzące gatunkiem strzelanin znajdują swoje odzwierciedlenie w dziele 4A Games, bowiem Metro 2033 zdecydowanie bliżej do ostatnich Call of Duty aniżeli Shadow of Chernobyl, Clear Sky, Call of Prypiat czy tym bardziej serii Fallout. Fundamentem rozgrywki pozostaje walka i nie ulegajmy mylnemu złudzeniu, że postapokaliptyczne scenerie zarezerwowane są wyłącznie dla cRPG lub wszelkiej maści hybryd. Mamy tutaj do czynienia z wręcz encyklopedycznym przykładem, jak winien zostać wykonany porządny FPS nastawiony na doznania grającego. Nie poskąpiono wyreżyserowanych scen, gdy ktoś w ostatniej chwili podaje nam dłoń zanim spadniemy w bezdenną przepaść lub zostaniemy pożarci przez mutanty. Regularnie karmieni jesteśmy krótkimi przerywnikami filmowymi, bywamy świadkami dramatycznych wydarzeń bądź nieoczekiwanych zwrotów scenariusza. Przewidziano również kilka efektownych pościgów z użyciem drezyny z rozmyślnie zamontowanym CKM, pędzącej niczym rozjuszony byk i siejącej spustoszenie w szeregach wroga. Wzorem Modern Warefare akcja często przyspiesza do tego stopnia, że pozostaje tylko obserwować co za chwilę wydarzy się na ekranie, rozdziawiając paszczę w grymasie zaskoczenia. Na szczęście oskryptowanie jest znacznie mniej nachalnie niż w produkcjach Infinity Ward i twórcy doskonale zagospodarowali czas zabawy, rekompensując tym samym pewne ograniczenia. Wprawdzie gra ma charakter liniowy, ale przecież w założeniach zamknięte przestrzenie nie oferują swobody, czyż nie? Dlatego skrzętne porównywanie gwiazdy dzisiejszej recenzji ze S.T.A.L.K.E.R mija się z celem, gdyż oba tytuły łączy głównie specyficzny klimat. Nie zmienia to zarazem faktu, że maniacy wycieczek do Czarnobyla muszą zaliczyć przejażdżkę metrem.
Jak się rzekło, Metro 2033 to przede wszystkim strzelanina skoncentrowana na zabijaniu agresywnej fauny. Dodać należy, że bardzo konserwatywnie podchodząca do tej materii oraz pozbawiona zbędnych ułatwień - zrezygnowano z Bullet Time czy nadprzyrodzonych mocy. My i nasza wysłużona giwera tworzymy niezawodnie morderczy duet, aliści nierzadko towarzyszą nam przelotni NPC wspomagający w walce. System prowadzenia ognia początkowo niczym nie zachwyca, szczególnie gdy spędziło się kilkanaście godzin nad Battlefield: Bad Company 2, ale wraz z pozyskiwaniem coraz potężniejszych giwer satysfakcja z siania śmierci systematycznie wzrasta. Dopiero dzierżąc w dłoniach solidny kawał żelastwa strzelanie przestaje sprawiać wrażenie pozbawionego „ikry”, choć 4AF Games mogło starannie dopracować ten aspekt (niedostatek pie****** trochę dokucza). Podstawowy asortyment w postaci rewolweru czy lekkiego pistoletu automatycznego należy uznać za odpustowy chłam, który nie umywa się do AK 47. Arsenał jest skromny i niestety, kilkanaście dostępnych rodzajów broni nie posiada szeregu statystyk, paru typów amunicji, ani stopnia zużycia - można tylko wybierać warianty jej wyposażenia (celownik, tłumik etc.). Obok powszechnie znanych narzędzi zagłady znajdziemy takie ciekawostki, jak rusznicę na metalowe bolce albo karabin ciśnieniowy. Repertuar młodego myśliwego uzupełniają jeszcze noże i ładunki wybuchowe. Kanonady stanowią najprostszą drogę eliminacji ścierwa, co nie znaczy, iż jedyną. Skrytobójstwo, to alternatywa dla ambitnych lubiących wyzwania, acz zazwyczaj łatwiej i skuteczniej jest rozstrzelać łapserdaków. Zadania zmuszające do wykorzystania szarych komórek mógłbym policzyć na palcach jednej ręki, więc praktycznie nie występują, Szkoda, niemniej od czystego FPS próżno oczekiwać wymagających szarad...
Mimo wszystko Metro 2033 nie należy do gier przesadnie łatwych, co zawdzięcza surwiwalowym naleciałościom odczuwanym na każdym kroku. Pomijając podatność na obrażenia, wykluczającą stosowanie taktyki „czołgu Stalina” z donośnym „hurrrra!!!” na ustach, to właśnie liczne urealniające rozgrywkę niuanse rzutują na ogólny poziom trudności. Konieczność szabrowania ciał położonych trupem adwersarzy w poszukiwaniu naboi (zrywamy je wprost z paska) albo ciągłego używania latarki, otwiera długą listę przykazań eksploratora. Bez maski przeciwgazowej wiele pomieszczeń będzie niedostępnych, zaś samo jej naciągniecie zauważalnie wpływa na odczucia płynące z przemierzania bezkresnych labiryntów. Głębokie wdechy i wydechy, rozmycie obrazu u skraju ekranu, obowiązek wymiany filtrów czy pęknięcia w szklanej pokrywie, potęgują świadomość własnej śmiertelności. Podczas sprintu serce zaczyna łomotać w piersi jak oszalałe, co na pewno nie rozluźnia napiętej atmosfery. Natomiast podczas przebywania na powierzchni, gdzie szaleje nuklearna zima, trzeba czym prędzej szukać schronienia przed przenikliwymi falami chłodu. Roli noktowizora nie wypada tłumaczyć, ale manualna pompka do ładowania baterii jest chyba egzotycznym gadżetem. Brakuje jeno podręcznej menażki z krzepiącym płynem Lugola (pamiętacie ów frykas?). Takie smaczki, jak rozbijanie celnym strzałem reflektorów, zarówno na barykadach jak i hełmach żołnierzy, to poniekąd norma. Suma summarum, momentami Metro 2033 przypomina Cryostasis: Arktyczny Sen - bardzo ciekawy (i wymagający), ale niedoceniony twór rosyjskich programistów.
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150