Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Torchlight - Prawie jak Diablo III

Sebastian Oktaba | 17-11-2009 13:06 |

Diablooo? Halooo?

Torchlight udostępnia trzy klasy postaci, zbliżone do tych które znamy z pierwszego Diabła, acz wzbogacone o kilka nowoczesnych „fiuczersów”. Destroyer to kolejne wcielenie barbarzyńcy, specjalizującego się w przerabianiu adwersarzy na krwawą miazgę. Facet działa identycznie jak wygląda, czyli powoli i skutecznie. Miecze, topory, młoty oraz tym podobne zabawki chętnie wykorzystuje do rozwiązywania spornych kwestii. Drugim herosem jest Alchemist, łączący najlepsze cechy nekromanty oraz czarownika. Siłę czerpie wprost z kryształów Emberu okiełznując żywioły czy przywołując bestie. Płeć piękną reprezentuje Vanquisher ochoczo korzystająca zarówno z łuków, jak i strzelb. Szczególnie ostatnia kategoria uzbrojenia stanowi spore zaskoczenie, przywodząc na myśl steampunkowe Arcanum. Zestawienie muszkietu w jednej i magicznej laski w drugiej ręce jest jak najbardziej możliwe, niezależnie od wybranej profesji. Jednak jakiegokolwiek protegowanego byśmy nie prowadzili, każdy spisuje się świetnie, szybko odkrywając swoje mocne strony. Co ciekawe, podczas plądrowania podziemi towarzyszy nam pupil. Stosunkowo popularny w MMO dodatek zawitał także w skromne progi Torchlight. Milusiński nie tylko wesprze w walce, ale pełni rolę muła przenoszącego nadwyżkę znalezionych fantów. Istnienie nawet sposobność nauczenia go najbardziej przydatnych z punktu widzenia komitywy zaklęć czy wysłania do miasta. Zamiast marnować czas na podróże, zrzucamy ten przykry obowiązek na barki zwierzaka. Co prawda do wyboru otrzymaliśmy tylko wilka lub dzikiego kota, niemniej jest to sympatyczny akcent oraz praktyczna pomoc. Poza tym okazyjnie dołączą do nas NPC powiązani z zadaniami, ale nad ich poczynaniami nie mamy już najmniejszej kontroli. Cóż, główna uwaga powinna być skupiona na naszej postaci i tak jest w istocie.

Rozwój łomignatów przypomina Diablo do tego stopnia, że gdyby gra nie nosiła innego tytułu ślepo dałbym wiarę, iż to nowe wcielenie klasycznego hitu Blizzarda. Podstawowych statystyk postaci mamy cztery (siłę, obronę, wiedzę, zręczność) oraz tyleż samo odporności. Awansując na kolejne poziomy zyskujemy punkty do rozwijania cech i umiejętności - czyli wszystko po staremu. Trzy drzewka rozwoju dla każdej z profesji, zazwyczaj diametralnie różne, skrywają po kilkanaście unikatowych zdolności. Oczywiście zanim dobierzemy się do tych z wyższego szczebla musimy osiągnąć odpowiedni level postaci. Brakuje jedynie synergii, pozwalających tworzyć naprawdę wyspecjalizowane „buildy”. Tak czy owak, znakomitą część umiejętności widzieliśmy we wcześniejszych projektach Runic Games. Efektowność poniektórych ustępuje tylko miejsca efektywności, gdy zastępy poczwar majestatycznie rozpadają się na kawałeczki umorusane w krwawej zalewie. Wielbiciele Diablo poczują się jak w domu z którego na dobrą sprawę nigdy nie wyszli. Niebagatelne znacznie dla procesu kreacji herosa mają rzecz jasna cenne punkty doświadczenia. Tutaj, co zrozumiałe, o żadnej rewolucji nie może być mowy. Lejemy potwory, wykonujemy zadania i zgarniamy „expeki”. Epickich misji pobocznych, zawiłych wątków szpiegowski czy detektywistycznych zagwozdek nie uświadczymy. Wszelkie subqesty opierają się na podobnym schemacie, gdzie pierwsze skrzypce odgrywa szlachtowanie oponentów. Czynność choć prosta, jest zarazem szalenie satysfakcjonująca i pieruńsko miodna. Potężne ciosy krytyczne oraz salwy magicznych pocisków patroszą nierozumne bestie, rozświetlając monitor milionem barw. Przeciwnicy napierają hurtowo, nieświadomi losu jaki za moment stanie się ich udziałem. Torchlight oferuje rozgrywkę dokładnie taką, jaką lubię: szybką oraz bezkompromisową. Nie znoszę hack'n'slash w których siekanie pospolitych wrogów trwa zbyt długo, niepotrzebnie hamując tempo. Tutaj zabawa jest kwintesencją tego, co wielu kocha w Diablo. Dynamika urywa głowę poniżej kości ogonowej.

Pośród trucheł adwersarzy dosłownie co chwilkę znajdujemy cenne wyposażenie, zwiększające nasze zdolności bojowe. Żelastwa wypada tak wiele, że skromnych rozmiarów plecak nie jest w stanie wszystkiego pomieścić. Jedynie pomoc zwierzaczka ratuje nas przed utonięciem w natłoku mieczy, zbroi, miksturek, biżuterii oraz innego, mniej lub bardziej użytecznego, badziewia. Przedmioty podzielono na kilka kategorii: magiczne, unikatowe, setowe, epickie oraz z miejscami na klejnoty. Niektóre naprawdę potężne obiekty posiadają wręcz absurdalne ilości bonusów. Torchlight to istny raj dla gadżeciarzy i zbieraczy. Wzorem drugiej odsłony Diablo postać może przygotować zamienne komplety oręża, niezastąpione w trakcie ćwiartowania, rąbania tudzież siekania. Na polu walki panuje zresztą pełna dowolność, więc Destroyer biegający z kosturem nie powinien nikogo dziwić. Kwestia magii, ściślej zaś znajdowanych zaklęć, także pozostała otwarta dla każdej profesji. Nie tylko bohaterowie parający się arkanami wiedzy tajemnej zdolni są wyczarować to i owo. Wszyscy mają równy dostęp do formuł magicznych, pod warunkiem że spełniają określone warunki. Swobody w budowaniu alter ego pozostawiono wiele, co niekoniecznie przypadnie do gustu zwolennikom sztywnych specjalizacji. Cóż, wszystko w imię skuteczniejszego mordowania?

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.