Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
.
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Singularity - Zegarmistrz światła purpurowy

Sebastian Oktaba | 13-07-2010 01:02 |

Rozprawka o strzelaniu

Przejdźmy teraz do tego co tygryski lubią najbardziej, czyli przelewania krwi niemiluchów, którzy mają czelność stawać po drugiej stronie naszej lufy. Singularity to wszak w dziewięćdziesięciu procentach akcja, zrealizowana w typowym dla klasycznych shooterów stylu. Trup ściele się gęsto i często, żegnając z doczesnym życiem w asyście wrzasków, fontann czerwonego płynu oraz dźwiękach eksplozji. Oponentom można odstrzelić dowolną kończynę lub głowę podziwiając makabryczne efekty swojej celności, więc jeżeli ktoś lubi „gore”, powinien być usatysfakcjonowany. Widok rozczłonkowanego ciała, rozbryzganego mózgu lub szybującej ręki występuje pospolicie - gra jest obrzydliwa w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. Wśród agresywnej fauny dominują oczywiście zniekształcone mutanty rodem z sennych koszmarów, ale nie mogło zabraknąć komandosów reprezentujących rządowe siły specjalne. Duże wrażenie robią stwory potrafiące dematerializować się przybierając wówczas postać zjaw, choć małe wredne kleszcze czy wynaturzone maszkary reagujące na odgłos kroków również prezentują się niezgorzej. Obowiązkowo skatujmy też solidnych rozmiarów „bossa”. Niestety, sztuczna inteligencja adwersarzy nie zaskakuje niczym nadzwyczajnym, daleko jej do miana wybitnej nawet w odniesieniu do leciwego już F.E.A.R. Komandosi potrafią wprawdzie obierać pozycje defensywne i konstruować niezgrabne ataki, lecz poczwary robią wyłącznie za mięso armatnie hołdując zasadzie „czołgu Stalina”.

Miodność płynąca ze strzelania stoi w Singularity na bardzo przyzwoitym poziomie, bądź co bądź, zbliżonym do Bioshock. Giwerom brakuje trochę „kopa”, acz efekty ich działania nie budzą zastrzeżeń i gdy ekran zalewać będą hektolitry posoki, twarz każdego maniaka zapewne przyozdobi promienny uśmiech. Arsenał broni obejmuje standardowe żelastwo począwszy od pistoletu, przez karabin, snajperkę (z opcją Bullet Time), granatnik, mini-guna, skończywszy na strzelbie fuzyjnej oraz wyrzutni rakiet. Jednocześnie dźwigać można tylko dwie sztuki broni, dlatego najlepiej zdecydować się na konkretne modele i konsekwentnie inwestować weń ulepszenia. Znajdowane gdzieniegdzie skrzynki z „apgrejdami” pozwalają na zwiększenie siły ognia, pojemności magazynka czy redukcji odrzutu. Przy okazji pasowałby wspomnieć, że UMC z powodzeniem można wykorzystać w walce, zupełnie jak Bioshock'owe plazmidy. Efekt postarzenia zwęgli wroga na popiół, zaś w określonych przypadkach napompuje łapserdaka energią rozsadzając niczym balon. Zamiana wskazanego żołnierza w mutanta, to z kolei idealny „skill” dla dowcipnisiów, uwielbiających podkładać „świnie” obserwując co się następnie wydarzy. UMC oraz protegowany także poddają się najróżniejszym modyfikacjom (kupowanym za E99) pomiędzy którymi znajdziemy plany i wzory wielu przydatnych umiejętności m.in.: poprawiających celność, redukujących obrażenia, odnawiających zdrowie czy zasięg działania impulsu elektromagnetycznego. Wszystkie ulepszenia, zarówno postaci, UMC, jak i broni montowane są w specjalnych punktach rozsianych po Katordze-12. Generalnie drobne elementy zaczerpnięte wprost z cRPG w Singularity spisują się doskonale, umożliwiając masakrowanie antagonistów na dziesiątki finezyjnych sposobów, nadających rozgrywce charakterystycznego „rzeźnickiego” zabarwienia.

Stylistyka odwiedzanych lokacji znowu „zalatuje” Bioshock'iem skrzyżowanym z Half-Life II, co naturalnie nie powinno nikogo martwić. Połączenie jest wszak klimatyczne i przynajmniej do niżej podpisanego przemawia. Przetoczymy więc cztery litery przez liczne kompleksy laboratoryjne, doki pełne gnijących zwłok, zagazowane kanały, bazę wojskową oraz zniszczone strefy mieszkalne, rzadko kiedy zabawiając w jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut. Mapy zmieniają się jak w kalejdoskopie oraz skrywają sporo sekretnych zakamarków, ale liniowość poszczególnych poziomów jest nazbyt wyczuwalna. Wchodzą do niezbadanego obszaru, drzwi natychmiast zatrzaskują się za nami jakby niewidzialny strażnik monitorował przebieg rozgrywki, pilnując aby nikomu nie przyszło do głowy zbaczać z odgórnie narzuconego szlaku. Szkoda, że twórcy tak skrupulatnie kontrolują grającego, zamykając go w szczelnym pseudo-labiryncie. Gros shooterów cierpi na taką przypadłość, toteż nie byłem specjalnie zaskoczony wprowadzonymi ograniczeniami. Zbliżając się powoli ku końcowi recenzji, pozwolę sobie napisać parę słów o polskiej wersji językowej Singularity, która wzbudziła mój głęboki niesmak. Ekipa lokalizująca nie popisała się znajomością tematu, skoro zostawiła takie kwiatki jak „stympak” (stimpak!) albo „autodziałko” (działo automatyczne!). Trafiają się też niedokończone i urwane opisy, ale najgorzej wypadają głosy postaci imitujące rosyjski akcent (pamiętacie NecroVision?), które brzmią po prostu śmiesznie. Dystrybutor powinien czym prędzej poszukać innego partnera odpowiedzialnego za tłumaczenie, gdyż nie jest to pierwszy taki przypadek.

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 8

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.